Wynajęła mieszkanie, ale szybko tego pożałowała. "W tej chwili są mi winni 42 tys. zł"
W mediach niejednokrotnie poruszany jest temat wysokich kaucji, przeprowadzania castingów na najemcę czy niejednoznacznych zapisów w umowach. Okazuje się jednak, że nie tylko osoby zainteresowane wynajmem nieruchomości zmagają się z problemami. Wynajmujący muszą uważać na to, komu powierzają klucze do swojego mieszkania. Tak właśnie było w przypadku Gabrieli Mazurek ze Szczecina, która przez kilka lat zmagała się z tzw. dzikimi lokatorami. Zaległości w płatnościach wynoszą ponad 40 tys. zł.
"Interwencja" opisała historię Gabrieli Mazurek ze Szczecina, która za pieniądze otrzymane w spadku po rodzicach kupiła swojemu synowi mieszkanie. Mężczyzna pracuje za granicą, dlatego w 2019 r. emerytka postanowiła wynająć nieruchomość. Kilka miesięcy później zaczęły się jej problemy.
Niedługo po zamieszczeniu ogłoszenia o wynajmie lokalu pani Gabriela zdecydowała, że zamieszka w nim para ludzi w średnim wieku. Kobieta twierdziła, że pracuje w ZUS-ie, a mężczyzna podawał się za budowlańca.
"Przez pierwsze cztery miesiące płatności były regularne zgodnie z zapisami umowy. A potem zaczęły się opóźnienia. W tej chwili oni są mi winni 42 tys. zł" - powiedziała seniorka.
Próby polubownego rozwiązania sprawy nie przynosiły skutku. Pani Gabriela wypowiedziała umowę najmu, jednak wynajmujący nie przyjęli dokumentu. "I dostałam pisemnie taką informację, że bez sądowego nakazu eksmisji, ta pani nie opuści mieszkania" - dodała.
Sprawą o eksmisję najemców zajął się szczeciński sąd, jednak postępowanie się przeciągało, a dług rósł. Wobec tego 72-letnia kobieta zwróciła się o pomoc do firmy, która zajmuje się odzyskiwaniem mieszkań.
"Kontaktu z nimi (lokatorami - red.) nie ma od trzech miesięcy, nie otwierają, nie reagują. Teraz też to nie wiadomo czy w sumie mieszkają. Jest burdel. Mogli porzucić rzeczy. Nie wiem, zobaczymy. Teraz oddamy mieszkanie właścicielce" - wyjaśnił Bartosz Olszewski, mediator firmy CBBP z Gdyni.
Dopiero po kilku latach, w towarzystwie pracowników firmy profesjonalnie zajmujących się odzyskiwaniem nieruchomości, 72-latka weszła do kupionego dla syna mieszkania. W jej obecności przedstawiciele firmy skontaktowali się z nieuczciwymi najemcami, których poproszono o zabranie swoich rzeczy. Kilka godzin później mężczyzna z kobietą pojawili się na miejscu.
Choć lokatorzy próbowali wejść do mieszkania, to im się to nie udało, bo zamki zostały wcześniej wymienione. Ich rzeczy natomiast zostały spakowane i wywiezione do magazynu.
"Ale jaki stan przerażający... O Boże, nawet szyby pobite. Czuję fetor. Tu trzeba chyba jakiś sanepid do zdezynfekowania tych pomieszczeń. Tu się oddychać nie da. To jakąś zarazą grozi" - podsumowała w rozmowie z "Interwencją" pani Gabriela.