Wzrost cen odbije się na?

Inwestycyjny boom nakręca koniunkturę nie tylko dla firm budowlanych, ale i całego zaplecza, od producentów materiałów począwszy, na podwykonawcach i projektantach kończąc. Powoli sektor dostaje jednak zadyszki, nie nadążając za zapotrzebowaniem rynku.

- W roku ubiegłym zanotowaliśmy ok. 20-procentowy wzrost - mówi Luc Callebat, prezes zarządu Lafarge Cement SA. - A według prognoz Stowarzyszenia Producentów Cementu, wzrost w br. osiągnie poziom 15-20 proc.

Ostrożne prognozy, zdaniem prezesa Lafarge, spowodowane są niewystarczającymi mocami produkcyjnymi rynku. To z kolei wpływa na brak stabilności między popytem a podażą, przez co ceny materiałów znacznie rosną. O ile jednak inwestorzy i wykonawcy mają powody do zmartwienia, producenci raczej korzystają na cenowej zwyżce.

- Po kilku latach kryzysu na rynku średnie ceny cementu w ubiegłym roku się ustabilizowały - mówi Luc Callebat. - Ceny w Lafarge Cement wzrosły na początku br. ponad 10 proc. Jednak brak równowagi pomiędzy popytem i podażą powoduje, że ceny oferowane finalnemu odbiorcy przez dystrybutorów wzrosły bardziej.

Reklama

Cena nierównowagi

Nasz rozmówca podejrzewa, że niektóre firmy, działające na polskim rynku, próbują wykorzystać sytuację związaną z niedoborem cementu i sprzedają go po bardzo wysokich cenach. Jak zauważa, wielu końcowych odbiorców płaci za towar ponad dwa razy wyższą kwotę niż oferowana bezpośrednim odbiorcom Lafarge. - Jedynym sposobem na ustabilizowanie sytuacji jest zwiększenie mocy produkcyjnych w polskich cementowniach - radzi prezes Lafarge.

Na rynek producentów materiałów budowlanych wpływają dodatkowo wymogi związane z emisją CO2. Przedstawiciele firm wskazują zwłaszcza na konieczność wynegocjowania przez polski rząd zwiększenia limitów emisji, ustalonych przez UE lub zmiany alokacji uprawnień do emisji na korzyść przemysłu cementowego. Bowiem obecne limity wystarczą na produkcję ok. 11,5 mln ton rocznie, tymczasem według prognoz Stowarzyszenia Producentów Cementu w nadchodzących latach rynek może potrzebować 18-23 mln ton rocznie. Ta dysproporcja spowoduje, że produkcja będzie o wiele niższa niż prognozowana, a co za tym idzie, ceny cementu wzrosną. - Jeżeli producenci będą musieli kupić uprawnienia do emisji, aby sprostać potrzebom rynku, może to kosztować 15-60 euro za tonę zakupionego CO2 - wylicza Luc Callebat.

Prezes Lafarge nie zgadza się też z propozycją zwiększenia importu cementu, ponieważ według niego będzie to rozwiązanie droższe niż krajowa produkcja. - Poza tym takie rozwiązanie spowoduje jeszcze wyższą emisję CO2, generowaną przez ciężki transport - przekonuje Callebat. - Poza tym importować możemy z krajów nie będących członkami Unii Europejskiej, które nie są sygnatariuszami Protokołu z Kioto i dzięki temu nie mają tak restrykcyjnych ograniczeń. Również z logistycznego punktu widzenia nie ma możliwości sprowadzenia do Polski tak dużych ilości cementu.

Rynek wykonawcy

Na zmiany rynkowe, spowodowane inwestycyjnym boomem, zwraca również uwagę Krzysztof Kałuża, dyrektor Business Development w Tebodin SAP-Projekt. Prognozuje on, że dobra koniunktura na rynku budowlanym utrzyma się jeszcze przez najbliższe 3-4 lata. Jednak budowlana prosperity powoduje, że rynek usług uległ przewartościowaniu.

- Poprawa koniunktury skutkuje wyraźną zmianą zachowań uczestników rynku - mówi Krzysztof Kałuża. - Dotychczasowy "rynek inwestora" dość raptownie zmienia się w "rynek wykonawcy". Stawiający przez cały okres od początku obecnej dekady swoje warunki inwestorzy spotykają się obecnie z usztywnieniem stanowisk wykonawców podczas negocjacji umownych.

Jak zauważa przedstawiciel Tebodin SAP-Projekt, przetargi dotychczas ściągające co najmniej kilkunastu wykonawców obecnie uważane są za udane, jeżeli oferty składa 3-6 firm. - Coraz powszechniej w warunkach umownych pojawiają się proponowane przez firmy wykonawcze klauzule waloryzujące wynagrodzenie w czasie, uzależniające terminy realizacji od warunków atmosferycznych w okresie zimowym czy terminów dostaw materiałów - mówi Kałuża. - Jeszcze parę miesięcy temu ryzyko w całości na siebie brali wykonawcy robót. Obecnie ryzyko związane z brakiem materiałów budowlanych jest dywersyfikowane.

Wzrost cen odbija się

więc na działalności całego łańcuszka firm biorących udział w przedsięwzięciach inwestycyjnych. Zwiększenie kosztów zakupu materiałów budowlanych powoduje także konieczność przyjrzenia się i weryfikacji budżetów przedsięwzięć, opracowanych jeszcze przed ostatnią zwyżką.

- Ciągły wzrost cen w budownictwie to w ostatnim czasie największy problem sektora, również z punktu widzenia firmy zarządzającej projektami oraz odpowiedzialnej za opracowania i kontrolę kosztorysu inwestorskiego inwestycji - mówi Joanna Bensz, Business Development Manager w PM Group Polska. - Wielu naszych klientów opracowywało swoje budżety inwestycyjne kilka lub kilkanaście miesięcy przed rozpoczęciem prac, a po rozpoczęciu przetargu na roboty budowlane okazuje się, że koszt tej samej inwestycji obecnie jest ok. 30 proc. wyższy niż wcześniej zakładano. Podyktowane jest to nie tylko większymi kosztami pracy, ale również sporym wzrostem cen oraz dostępnością materiałów budowlanych.

Joanna Bensz zwraca również uwagę na kolejny problem branży, powracający przy okazji rozmów z przedstawicielami praktycznie każdego uczestnika rynku - dostępność pracowników. Zgadza się z nią Krzysztof Kałuża, który zauważa, że brak nie tylko kadry wykonawczej na budowach, problem w poważnym stopniu dotyka także projektujących i nadzorujących inwestycje.

- Zatrzymanie doświadczonych project managerów w firmie czy pozyskanie ich z rynku jest obecnie szczególnym wyzwaniem dla zarządów firm i menadżerów od zasobów ludzkich - mówi Krzysztof Kałuża. - Rozwiązania otwierające rynek na import pracowników z innych krajów w moim odczuciu mogą poprawić sytuację, ale jedynie w obszarze niższej kadry pracowniczej. Specjaliści nadzorujący lub zarządzający realizacją inwestycji muszą niestety zostać pozyskani z innych firm. Mówię niestety, bo nie jest to najbardziej etyczna forma rozwijania własnej firmy, ale dopuszczalna w konkurencji.

Budowlana hossa to nie tylko pełen portfel zamówień, ale i przetasowania na rynku, i konieczność dostosowania się firm do nowych wyzwań. O obliczu sektora w równym stopniu decyduje to, jak przedsiębiorstwa potrafią odnaleźć się tak w okresie kryzysu, jak i dobrej koniunktury.

Jarosław Maślanek

Dowiedz się więcej na temat: wzrosty | CO2 | firmy | wzrost cen | konieczność
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »