Zaplecze budownictwa sobie poradzi?
Kryzys w budownictwie oznacza spore kłopoty dla firm obsługujących sektor. Już się mówi o spadku popytu na materiały i usługi w związku z zapaścią sektora mieszkaniowego, branża z nadzieją patrzy na przedsięwzięcia infrastrukturalne.
Na rynek zaplecza budownictwa wpływają ostatnio dwa czynniki - kryzys w sektorze bankowym przekładający się na zahamowanie inwestycji komercyjnych oraz spadek cen materiałów budowlanych. Z jednej więc strony przedsiębiorstwa zaopatrujące budownictwo muszą się liczyć z korektą zakładanych zysków związaną ze znacznym zmniejszeniem liczby inwestycji (w przypadku przedsięwzięć mieszkaniowych mówi się nawet o 30-40-proc. spadku w 2009 r.).
Z drugiej mogą liczyć na odblokowanie sektora zamówień publicznych, który nie tylko przejmuje rolę lokomotywy budownictwa, ale nabiera tempa dzięki bardziej akceptowalnym budżetom i łatwiejszemu przeprowadzaniu postępowań przetargowych.
Ostatnie lata to przecież okres blokady wielu inwestycji publicznych, w których przetargi nie mogły zostać rozstrzygnięte z powodu przedstawiania ofert wykonawczych wielokrotnie przekraczających wysokość zakładanych wydatków.
Kryzys na rynku kredytów bankowych w połączeniu ze spadkiem cen materiałów budowlanych wpływa na powolne przewartościowanie sektora - z rynku wykonawcy, który przez ostatnie miesiące dyktował warunki realizacji inwestycji, powoli staje się on rynkiem inwestora, który spokojniej może przeprowadzać procedury przetargowe, bez obawy, że w okresie od ustalenia budżetu inwestycji do wyłonienia wykonawcy koszty realizacji wzrosną o kilkadziesiąt procent.
- Rzeczywiście, obecnie mamy do czynienia bardziej z rynkiem inwestora, ale to dobrze - uważa Sławomir Szpunar, dyrektor marketingu Isover Polska i Europa Wschodnia z Grupy Saint-Gobain. - Po okresie dużych niedoborów i fluktuacji zatrudnienia w budownictwie, obserwujemy powrót do bardziej normalnej sytuacji. To szansa na odbudowanie profesjonalizmu, podniesienie jakości w budownictwie. Nadal jednak istnieje zagrożenie spowodowane presją na cenę w oderwaniu od jakości oraz brakiem doświadczenia inwestorów indywidualnych, którzy mogą paść ofiarą takich pozornych oszczędności ze strony wykonawców.
Na razie wydaje się, że jesteśmy jeszcze w okresie przejściowym - kiedy warunki dyktują banki finansujące przedsięwzięcia budowlane. Wraz z załamaniem światowego ładu finansowego, nie tylko zaostrzyły one warunki przyznawania kredytów, ale całkowicie przeorientowały politykę wspierania inwestycji, ostrożniej podchodząc do projektów komercyjnych, a przenosząc zainteresowanie na inwestycje z udziałem sektora publicznego lub wspieranych przez państwo.
- Nie mamy do czynienia ani z rynkiem wykonawcy, ani inwestora, tylko z rynkiem banków - uważa Marek Skwarski, członek zarządu Konsorcjum Stali.
- To instytucje finansowe decydują o być albo nie być inwestycji komercyjnych i mieszkaniowych w Polsce. Banki z kolei niechętnie kredytują inwestycje z powodu niepewności co do perspektyw rozwoju gospodarczego naszego kraju. Nieco lepsza sytuacja jest jeżeli chodzi o przedsięwzięcia infrastrukturalne, finansowane głównie z kasy UE i Skarbu Państwa, ale i w tym przypadku dochodzą sygnały o ograniczeniach w dostępie do kredytów.
Nasz rozmówca prognozuje, że obecne zawirowania na rynkach finansowych mogą się przełożyć negatywnie na większość gałęzi gospodarki związanych z budownictwem.
Wszystkie sektory związane z budownictwem muszą się liczyć z przejściowym spadkiem popytu na ich wyroby. W wypadku producentów stali zakłada się, że osłabienie rynku może potrwać nawet dwa lata. Jednak korekta cen na rynku materiałów budowlanych i stali powinna pozytywnie wpłynąć na szeroko rozumiany sektor budowlany. Spowoduje to spadek kosztów budów, a co za tym idzie wpłynie pozytywnie na rentowność firm wykonawczych. Za korektą kosztów wytworzenia powinna pójść bowiem obniżka cen mieszkań czy powierzchni biurowych do poziomów akceptowalnych przez nabywców.
- Obecna sytuacja zweryfikuje model biznesowy wielu podmiotów zaangażowanych w budownictwo - mówi Szpunar. - Jednak w Polsce nie zniknął strukturalny niedobór mieszkań, a wielu ekspertów wskazuje na to, że sytuacja realnych źródeł finansowania wydaje się być lepsza niż w innych krajach Europy czy regionu. Konieczna jest więc odbudowa zaufania i wyrwanie się z obecnego stanu wyczekiwania oraz odblokowanie inwestycji.
Firmy obsługujące sektor budowlany, zmrożone sytuacją w sektorach przedsięwzięć komercyjnych, z nadzieją patrzą na politykę infrastrukturalną rządu. Dostawcy materiałów dla budownictwa właśnie z obsługą realizacji nowych połączeń komunikacyjnych (zwłaszcza związanych z organizacją Euro 2012) wiążą nadzieje i liczą na przetrzymanie najtrudniejszych miesięcy. Potencjalnym kołem ratunkowym będą zresztą wszelkie inwestycje, które mają zapewnione finansowanie ze środków publicznych i unijnych, a więc nie tylko drogi, ale i infrastruktura środowiskowa oraz (w mniejszym stopniu) mieszkalnictwo komunalne.
- Mimo że bardzo mało zrobiono w ubiegłym roku jeśli chodzi o infrastrukturę, wszystko wskazuje na to, że jednak ostatnie 12 miesięcy przyniosło dalszy, chociaż niewielki, po dwóch wyjątkowych latach, wzrost rynku i to jest bardzo pozytywne - mówi Luc Callebat, prezes Lafarge Cement. - Oczywiście światowy kryzys przynosi większą niepewność co do tego roku, ale biorąc pod uwagę potrzeby mieszkaniowe, popyt na powierzchnie biurowe, hotele, a przede wszystkim budowę infrastruktury, rynek polski ma jeszcze ogromny potencjał wzrostu.
W 2009 r. branża cementowa liczy zwłaszcza na rządowy program rozwoju infrastruktury, w którym 32 mld zł przeznaczono na drogi. Prezes Lafarge Cement zwraca również uwagę, że na ogólne tempo wzrostu rynku znaczny wpływ będzie miał wybór technologii budowy dróg.
- Betonowe autostrady i drogi szybkiego ruchu są trwalsze i tańsze niż asfaltowe - przekonuje Callebat. - Całkowity koszt ich budowy, utrzymania i remontów to około 50 proc. kosztów całkowitych w przypadku dróg asfaltowych. Wybór technologii betonowej umożliwi oszczędności w budżecie przeznaczonym na utrzymanie dróg przez państwo i umożliwi wybudowanie większej liczby kilometrów połączeń.
Chociaż polski przemysł cementowy jest jednym z najnowocześniejszych na świecie, wciąż kontynuowane są inwestycje, mające przygotować go na zwiększające się potrzeby rynku w najbliższych latach.
Lafarge kończy właśnie program inwestycyjny o wartości 84 mln euro, który pozwoli wyprodukować ponad milion ton cementu więcej. Koncern liczy również na rozwój klastra budowlanego dzięki utworzeniu specjalnej strefy ekonomicznej w Barcinie na Kujawach, gdzie posiada jeden ze swoich kompleksów produkcyjnych.
Inny znany gracz na rynku cementu, firma Cemex, wstrzymała w Polsce inwestycje i zapowiedziała zwolnienia. Powód - wyhamowanie popytu na cement i niepewność, czy w najbliższym czasie segment odzyska wigor, nawet w obliczu potencjalnie większego zapotrzebowania związanego z inwestycjami infrastrukturalnymi.
Remedium na zastój inwestycyjny w sektorze zaplecza budownictwa nadal wydają się również strefy ekonomiczne, które zachęcają przedsiębiorstwa do lokowania kompleksów na terenach objętych preferencjami podatkowymi. Przykładem może być np. Polimex-Mostostal, który mimo niepewnej sytuacji na rynku nie wstrzymał planów budowy zakładu wyrobów stalowych w podstrefie w Siedlcach.
Uczestnicy rynku budowlanego liczą również na pewne ożywienie w sektorze mieszkaniowym. Od stycznia wchodzą w życie chociażby przepisy dotyczące certyfikacji energetycznej budynków.
- Jeżeli rząd będzie wdrażał konsekwentnie prawo związane z projektowaniem i wykonywaniem budynków efektywnych energetycznie, to można zakładać, że cały przemysł związany z produkcją materiałów izolacyjnych, a najprawdopodobniej całe budownictwo, nie odczuje kryzysu w znaczącym stopniu - ocenia Sławomir Szpunar.
- Konieczne jest jednak stworzenie takich mechanizmów, które zapewniłyby nie tylko szybkie i konsekwentne wdrożenie nowych i znowelizowanych przepisów budowlanych, ale i zachęciły inwestorów do realizacji budynków o jak najniższym zapotrzebowaniu na energię.
Jarosław Maślanek