Dzień podatkowej niewoli

Kilometrowe kolejki przed urzędami skarbowymi, ogonki klientów z dużymi kopertami w rękach przed okienkami pocztowymi, tłok w bankach - nic nowego. Jak co roku Polska rozlicza się z fiskusem, składa PIT-y.

Kilometrowe kolejki przed urzędami skarbowymi, ogonki klientów z dużymi kopertami w rękach przed okienkami pocztowymi, tłok w bankach - nic nowego. Jak co roku Polska rozlicza się z fiskusem, składa PIT-y.

Najbardziej spóźnieni jeszcze dzisiaj będą oblegali pocztę główną, by zdążyć przed północą. I mimo, że od kilku lat wiemy o nieuchronności złożenia zeznania podatkowego do końca kwietnia, jak co roku odkładamy ten z reguły przykry moment na ostatnią chwilę. Z reguły przykry, bo po pierwsze wymagający wysiłku przy wypełnianiu formularza, po drugie często wymagający dopłaty należnego podatku.

Jak ktoś mówi, że nie lubi podatków (nic oryginalnego), cynicy odpowiadają: podatki nie są do lubienia - podatki są do płacenia. I niestety, jak to cynicy, mają rację - bo oni często mają rację. Z nieuchronnością płacenia podatków musimy się więc pogodzić, ale czy musimy godzić się z ich wysokością? Przecież eksperyment, w którym chciano nam udowodnić, że państwo zawsze wie lepiej co jest dla nas dobre, mimo trwania przez wiele dziesięcioleci, zakończył się spektakularną klapą. To wydaje się być dostatecznym dowodem, że jednak my lepiej, i z większym dla nas pożytkiem, potrafimy swoje pieniądze zagospodarować, wykorzystać.

Reklama

Ustalenie wysokości obciążeń możliwych do zniesienia przez tych na których są nakładane przysparzała wielu trudności już od zarania podatków - czy to na rzecz miłościwie panującego czy na pożytek wspólny. Prowadzono różne badania, symulacje, ale wszystkie wyliczenia bledną przy uniwersalnej zasadzie: dopóki płaczą i płacą - wszystko jest w porządku, można nawet pomyśleć o zwiększeniu świadczeń. Ale jeżeli tylko zaczynają się śmiać, a płacenie podatków mają w nosie - natychmiast trzeba ich wysokość obniżyć. Czy my już dotarliśmy do takiej granicy?

Od kilku lat dzień wolności podatkowej, liczony przez Centrum im. Adama Smitha, przesuwa się na naszą niekorzyść, ale trwale pozostaje w drugiej połowie czerwca. Oznacza to ni mniej ni więcej tylko to, że prawie połowę Produktu Krajowego Brutto stanowią wydatki sektora publicznego, które w taki czy inny sposób zostaną sfinansowane z naszych pieniędzy. Oczywiście podatek dochodowy, mimo swej dolegliwości, wcale nie jest głównym obciążeniem jakie ponosimy na rzecz finansów publicznych. Największy udział mają tu podatki pośrednie i najróżniejsze składki zawierające się w cenach towarów. Jednak przesuwanie się tego dnia (mimo całej jego umowności) jest wyraźnym dowodem na intencje rządu w tej mierze: czy jest za systematycznym obniżaniem bardzo wysokich w Polsce obciążeń podatkowych, czy wręcz przeciwnie? No niestety: przeciwnie.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: PIT | podatki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »