Felieton Gwiazdowskiego: Aparat skarbowy na wojnie z podatnikami
Staram się tu co tydzień pokazywać, które przepisy prawa podatkowego są głupie. Ale nawet te, które głupie nie są, są głupio stosowane. Bo niby kto miałby je stosować mądrze?
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
W 1989 roku zastosowano w Polsce politykę "grubej kreski" - większość urzędników czynnych w okresie komunizmu pozostała na swoich stanowiskach. Po pierwsze dlatego, że nie bardzo było kim ich zastąpić, a po drugie dlatego, że panowało przekonanie, iż po zmianie ustroju politycznego oni też się zmienią mentalnie. Przestali mieć głos decydujący, co spowodowało spotęgowanie ich frustracji. Ich przełożonymi zostawali ludzie, którzy wcześniej należeli do kategorii "gorszych" i byli deprecjonowani. Sfrustrowani "starzy", z przyzwyczajeniami ze "starych" czasów, zajęli w nowej rzeczywistości postawy wyczekujące.
Prawnicy związani z antykomunistyczną opozycją zajmowali się prawem karnym (by bronić opozycjonistów) i takimi dyscyplinami jak filozofia czy teoria prawa, w których można było zajmować się myślą wolnościową. Nie nadawali się więc za bardzo do kreowania nowego systemu podatkowego i nadzoru nad organami skarbowymi.
Radykalne zmiany polityczne zazwyczaj skutkują nasileniem działalności przestępczej. Tak też było w Polsce. Zajęli się nią również byli funkcjonariusze komunistycznych służb specjalnych, którzy zostali zwolnieni z pracy, na co dziś są już twarde dowody, a czego wówczas można się było jedynie domyślać. Charakterystyczne, że działalność przestępczą ułatwiały im zmieniające się co chwila i fatalnie skonstruowane przepisy podatkowe kreowane w Ministerstwie Finansów.
Błędy popełniane po 1989 roku przez ludzi nowej władzy, którzy nie mieli nie tylko doświadczenia w rządzeniu, ale także w gospodarce, skutkowały rosnącym niezadowoleniem społecznym i pewną tęsknotą za "bezpieczeństwem socjalnym" czasów minionych, które szybko zaczęły ulegać pewnej idealizacji. Wyborcy sięgali pamięcią raczej do lat 70. niż 80. W efekcie w 1993 roku do władzy powrócili politycy, którzy ją utracili 4 lata wcześniej. A wraz z ich powrotem do władzy, powrócili na bardziej eksponowane stanowiska w aparacie skarbowym ci, którzy przez te 4 lata nie mieli w nim głosu decydującego. I "odżyli" mentalnie. Nie mieli jednak odwagi walczyć z zorganizowaną przestępczością, choć być może - z uwagi na jej powiązania ze służbami specjalnymi - otrzymali polecenie nie walczenia z nią. Zaczęli więc walkę z niegroźnymi, z ich punktu widzenia, przedsiębiorcami, którzy nie uciekali się do działań przestępczych. Otrzymali do tego uzasadnienie i instrumenty prawne. Zostali też personalnie zmotywowani do działań wymierzonych w podatników. Uzasadnieniem były rozpowszechniane w parlamencie i przez wysokiej rangi przedstawicieli Ministerstwa Finansów twierdzenia, że oto większość przedsiębiorców to przestępcy i że najlepiej z nimi walczyć jak z Al Capone - przy pomocy przepisów podatkowych. Instrumentem były przepisy prawa o kontroli skarbowej. Motywację stanowił zaś system premiowy, za sprawą którego 20 proc. domiaru podatkowego trafiało do funduszu wynagrodzeń urzędników, bez względu na dalszy los postępowania podatkowego - a więc bez względu na to, czy decyzja administracyjna określająca zobowiązanie podatkowe stała się prawomocna, czy też nie.
Szczególnie znamienne było to, że w kampanii prezydenckiej z 1995 roku, w której Lech Wałęsa, przegrał z młodym kandydatem partii postkomunistycznej Aleksandrem Kwaśniewskim, używano przeciwko Wałęsie oskarżeń o niepłacenia podatków. Ostatecznie, już po porażce wyborczej, wygrał on sprawę przed Naczelnym Sądem Administracyjny, ale w trakcie rozprawy jego pełnomocnik sformułował zarzut fałszowaniu dowodów przeciwko niemu przez Ministerstwo Finansów! Do zarzutu tego sąd się w ogóle nie odniósł. Sprawa nie została nigdy później wyjaśniona. A skoro, być może, doszło do fałszowania dokumentów przeciwko urzędującemu jeszcze prezydentowi, to "statystyczny" podatnik w sporach z organami podatkowymi musiał stać na straconej pozycji.
Już 21 grudnia 1995 roku rozporządzenie Ministra Finansów w sprawie wykonania przepisów ustawy o podatku od towarów i usług oraz podatku akcyzowym wprowadziło kuriozalną zasadę odpowiedzialności zbiorowej podatników. Podatnik, który otrzymał fakturę VAT od dostawcy towaru nie miał prawa do odliczenia naliczonego podatku VAT, jeśli jego kontrahent nie odprowadził podatku należnego do właściwego urzędu skarbowego. Oczywiście podatnicy nie otrzymali żadnych instrumentów kontroli stanu rozliczeń swoich kontrahentów z organami podatkowymi.
Państwo, które nie potrafiło skutecznie ścigać oszustów postanowiło uderzyć w uczciwych podatników, którym zdarzyło się nabyć od oszustów towary. Niestety Trybunał Konstytucyjny w wyroku z dnia 16 czerwca 1998 roku (U 9/97), który był równie kuriozalny, jak przepis, który oceniał, uznał że jest on jednak zgodny z konstytucją!
Faktem jest, że ówczesny Rzecznik Praw Obywatelskich niezręcznie sformułował swój wniosek o zbadanie kwestionowanych przepisów z Konstytucją, ale Trybunał, w odróżnieniu od NSA, czy Sądu Najwyższego, nie jest związany granicami skargi. Pozwoliłem sobie wtedy napisać, że jak przepis ten jest zgodny z konstytucją, to nie chcę takiej konstytucji, a jak jednak jest niezgodny to nie chcę takiego Trybunału.
Na tym jednak nie kończą się nieszczęścia podatników. Otóż większość sędziów, którzy trafili do izb finansowych w sądach administracyjnych miało wcześniej praktykę w pracy w... tym właśnie aparacie skarbowym. I to, niestety, daje się zauważyć przy analizie orzecznictwa sądowego - rażąco naruszającego tak modną ostatnio zasadę praworządności. Napiszę o tym w przyszłym tygodniu.
Robert Gwiazdowski, prawnik, przewodniczący Rady Programowej Centrum im. Adama Smitha