Felieton Gwiazdowskiego: Fiskalne iluzje
Podobno ci, którzy nie płacą podatków to "złodzieje". Owszem, można tak nazwać tych, którzy pobrali podatek VAT od swoich klientów i go nie odprowadzili do urzędu skarbowego. Jednak w przypadku podatku PIT złodziejami to są raczej ci, którzy się go domagają.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Z punktu widzenia podatnika sytuacja jest porównywalna - ma pieniądze, które uczciwie zarobił, a po wizycie poborcy podatkowego lub złodzieja ma ich mniej. Oczywiście poborca podatkowy ma usprawiedliwienie - państwo musi kupować uzbrojenie dla wojska i policji, budować drogi itp. I to jest argument - bo korzysta na tym także podatnik, który płaci. A czasami państwo - jak ten Janosik - zabiera bogatym i daje biednym. Tymczasem złodziej kradnie dla siebie. Ale... Państwo też przecież wydaje na siebie - czyli na swoich funkcjonariuszy (i ich "krewnych i znajomych"), którzy pieniądze odebrane podatnikom przez państwo po prostu defraudują lub malwersują. A jakby złodziej ukradzione pieniądze przeznaczył na operację dziecka, której państwo nie refunduje? Będzie usprawiedliwiony? Moim zdaniem bardziej niż państwo, które pieniądze odebrane podatnikom przeznaczyło na różnych "instruktorów narciarskich" i ich różne "maseczki".
Podatnik więc nie kradnie, tylko się przed złodziejami broni.
Politykom wydaje się, że jak nałożą jakiś podatek, to podatnicy go zapłacą, co jest pozostałością magicznej wiary, że rzeczywistość nie jest taka jaka jest, lecz taka, jaką się opisze. Tymczasem reakcje podatników na opodatkowanie zależą od dokonywanej przez ich oceny własnej zdolności do ponoszenia ciężaru podatkowego w kontekście sytuacji ekonomicznej, w której się znajdują oraz oceny działań państwa podejmowanych za pieniądze podatników. Ich negatywne odczucia rodzą skłonność do unikania zobowiązań podatkowych. Jak zauważył Andrzej Gomułowicz, "ze względu na uwarunkowania ekonomiczne i psychologiczne może powstać zjawisko określane w doktrynie, a potwierdzone w praktyce podatkowej jako "przeciwreakcja" na nacisk fiskalny". Przyczyny ekonomiczne i psychologiczne są wzajemnie uwarunkowane: opodatkowanie napotyka granicę psychologiczną, gdy ciężar podatkowy jest zbyt duży i nie znajduje usprawiedliwienia w pozytywnych dla podatników działaniach państwa. Dlatego podatki były bezpośrednimi przyczynami wielu rewolucji.
Obecnie rewolucje z ich powodu nam raczej nie grożą, ale reakcje podatników na zwiększanie stawek podatkowych mogą okazać się nie mniej zgubne dla współczesnej gospodarki, niż kiedyś rewolucje dla ówczesnej polityki. Tworzone są więc - jak pisze James Buchanan - iluzje fiskalne. Można rozwodnić związek między sumą środków wydawanych na jakiś program, a rzeczywistym obciążeniem podatników. Iluzję taką można wytworzyć na pięć różnych sposobów poprzez:
- finansowanie programu ze środków budżetowych, w taki sposób, żeby podatnicy nie zorientowali się, iż nadwyżka mogła im zostać zwrócona w postaci zmniejszenia podatków;
- podwyższanie podatków pośrednich przerzucanych na konsumentów w cenie towarów i usług;
- zwiększanie długu publicznego, gdyż zaciąganie przez rząd pożyczek nie uszczupla bieżących aktywów;
- kreowanie inflacji, która jest swoistym podatkiem nałożonym na aktywa finansowe podatników;
- składanie fałszywych obietnic w celu przekonania wyborców, że obciążenie jest krótkotrwałe.
Nie czekaj do ostatniej chwili, pobierz za darmo program PIT 2020 lub rozlicz się online już teraz!
Można też opodatkować zdarzenia odbierane przez podatnika jako "korzystne" w chwili, gdy łatwiej akceptuje on poniesienie dodatkowego ciężaru. Klasycznym przykładem jest podatek od spadków i darowizn, czy od czynności cywilnoprawnych, jak kupno nieruchomości lub samochodu. Można nakładać opłaty przy okazji pamiętnych okoliczności. Służą temu różne pozwolenia, koncesje i licencje, czy nawet opłaty za zawarcie małżeństwa. Można wykorzystywać jakąś sytuację, w której skłonność podatników do poniesienia dodatkowego ciężaru będzie zwiększona - jak opodatkowanie bogatszych, gdy istnieje zagrożenie rewoltą społeczną. Można też zabiegać o zgodę podatników na zwiększenie podatków strasząc ich negatywnymi konsekwencjami braku podwyżki - dzieje się tak z żądaniami zwiększenia składki na ubezpieczenia zdrowotne. Owa taktyka ukazuje istniejące rozwiązania podatkowe jako gorsze niż są w rzeczywistości. Popularnym sposobem jest też opodatkowanie dochodu podatnika bezpośrednio u źródła. Nie dostrzega on wówczas różnicy między dochodem brutto a netto i nie odczuwa realnych kosztów dóbr publicznych. Innym sposobem wywoływania iluzji, że obciążenia są mniejsze od rzeczywistych, jest nakładanie podatków w postaci składek ubezpieczeniowych. "W tej mierze - pisze Buchanan - w jakiej dzisiejszy podatnik akceptuje regularne podwyżki swych własnych podatków, jak i tych, nałożonych na swego pracodawcę, przy założeniu, że będą one z kolei skumulowane w celu podtrzymywania kosztów jego własnej emerytury, podatnik będzie stawiał mniejszy opór wobec takich podwyżek, niż gdyby wiedział, że są one wyłącznie wynikiem konieczności wywiązania się z bieżących płatności państwa".
Kolejną iluzję wywołuje opodatkowanie spółek, tworząc zamieszanie co do osoby rzeczywistego podatnika i wywołując wrażenie, że ciężar podatkowy spada na jakieś bezosobowe podmioty i nie dotyczy nikogo konkretnego.
Można powiedzieć, że obecnie rządzący to wielcy iluzjoniści. Jak Premier Morawiecki nie mogę się nadziwić, "że ludzie są tacy głupi, że to działa".
Robert Gwiazdowski
Autor felietonu wyraża własne opinie
***