Felieton Gwiazdowskiego. Rząd nie powiedział ostatniego słowa, a pieniędzy mu brakuje

"Nikt nie może być pewny swego życia i mienia, dopóki obraduje parlament w Paryżu" - mawiał Alexis de Tocqueville. Bo - jak dodał przy innej okazji - "nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy".

A jako że rząd ani łagodny, ani tym bardziej liberalny bynajmniej nie jest, "nikt nie może być pewny swojego mienia", bo "zabrakło pieniędzy". Co prawda prezes Narodowego Banku Polskiego utrzymuje, że czego, jak czego, ale pieniędzy mu nie zabraknie, to jednak premier doszedł do wniosku, że do kieszeni podatników też trzeba sięgnąć. 

Widać z tego, że albo premier nie wierzy jednak prezesowi, albo że chce niektórych podatników potraktować w sposób preferencyjny. Tak - to jest właściwe słowo, biorąc pod uwagę ostatnie oświadczenie premiera, że nowy podatek płacony przez media od reklam służył będzie mediom. 

Reklama

Zgodnie z projektem ustawy o dodatkowych przychodach Narodowego Funduszu Zdrowia, Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków oraz utworzeniu Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów zostaną one zasilone składkami od reklamy internetowej i konwencjonalnej. Będą je "zasilać" nadawcy i wydawcy - stacje telewizyjne i radiowe, wydawcy prasy, domy mediowe, agencje PR, ale też Facebook i Google.

Nie będzie to jednak - broń Boże w katolickim kraju - żaden podatek. Rząd przecież podatków nie podwyższa, ani nie wprowadza nowych. Ten nowy nie będzie więc podatkiem, tylko "składką". To tak samo, jak "składka na ubezpieczenie emerytalne". 

Mamy dość długą i bogatą praktykę w nazywaniu różnych rzeczy przy pomocy innych słów. Poza tym rząd nie jest absolutnie niczemu winien - jeżeli już to winna jest, tradycyjnie, Unia Europejska, która zamierzała wprowadzić taki powszechny podatek cyfrowy, ale skoro się nie udało, to my wprowadzimy swoją "składkę". 

Przykładu dostarcza nam Francja, Austria, Grecja i Węgry. Zawsze, jak chcemy coś głupiego zrobić, za co zapłacą obywatele, to musimy się powołać na jakiś przykład. Każdy ma tak od dzieciństwa. Jak się mamy złościły, że coś zrobiliśmy, mieliśmy przykład kilku kolegów, którzy zrobili to samo. Czasami to nawet takich kolegów, których nasze mamy podawały nam przy innych okazjach za przykład do naśladowania.

W Austrii pobierany jest podatek od reklam w telewizji, radiu, prasie i na plakatach. We Francji opodatkowaniu podlega emitowanie i transmisja reklam za pośrednictwem radia i telewizji, a w Grecji - reklama telewizyjna. My opodatkujemy wszystko - materiały wideo, bannery, artykuł sponsorowany. 

Z całą pewnością przybędzie artykułów niesponsorowanych. Więcej będzie wywiadów i informacji o różnych wdrożeniach oraz rozwiązaniach technicznych. Mamy wprawę. Ćwiczy to branża turystyczna i gastronomiczna w czasie pandemii. Jedni świadczą na stokach usługi szkoleniowe oraz transportowe z bagażem do 10 kilogramów o długości 2 metrów. Inni otwierają muzea kapsli i piwa. Polak potrafi. Bo Polacy od wieków z nieprzychylnymi im rządami muszą ciągle sobie radzić.

Aż 35 proc. tej "składki" płaconej - a jakże - do Urzędu Skarbowego w Bielsku Białej (ciekawe dlaczego akurat do tego) ma trafić do Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów. Czyli prywatni reklamodawcy i wydawcy oraz emitenci będą "wspierać" "kulturę" i "dziedzictwo" "mediów narodowych".

Jakie będą skutki? Oczywiście nadawcy i wydawcy, którzy już i tak mają pod górkę, bo wydatki na reklamę spadły w ubiegłym roku, mogą oddać państwu część i tak już malejących przychodów z tytułu reklam, albo podwyższyć ceny reklam. Reklamodawcy mogą się nie zgodzić i... zaprzestać reklamowania swoich towarów. Albo podnieść ich ceny, żeby mieć na ich reklamę. Kto wtedy zapłaci? Przysłowiowy pan Janusz z panią Grażynką, popijając colę czy pepsi albo inny napój słodzony i zagryzając paluszkami, orzeszkami lub chipsami podczas oglądania ich reklam w telewizji.

Jak rapuje pewien młodzian na filmiku podbijającym właśnie internety, "nałożyli podatek cukrowy, teraz cola kosztuje dziesięć polskich złotych". Młodzian oczywiście nie wie, że rząd nie nakłada żadnych nowych podatków. To jest opłata od środków spożywczych, wprowadzona do ustawy o zdrowiu publicznym na podstawie ustawy o zmianie niektórych ustaw w związku z promocją prozdrowotnych wyborów konsumentów. No ale to by się nawet nie rymowało.

Celem ustawodawcy nie był bynajmniej drenaż kieszeni podatników, tylko "promowanie prozdrowotnych wyborów żywieniowych, poprawa jakości diety poprzez ograniczenie spożycia słodkich napojów". Ale to też by się nie rymowało. Tę "opłatę prozdrowotną" producenci przerzucili oczywiście na pana Janusza i panią Grażynę. To samo w dużym stopniu stanie się ze "składką reklamową". 

Jak się bowiem dobrze zrymowało Golcom: "życie by mogło być takie piękne i kolorowe, a tutaj trzeba ze swej kapusty oddać połowę". Ale z tą "połową" to oczywiście nieprawda. Bo dwie trzecie się po prostu nie rymowało. I rząd nie powiedział jeszcze ostatniego słowa - bo nie jest liberalny, a pieniędzy mu brakuje. Więc "Powiedz, co robić, mój dobry Boże, gdy cesarz za dużo chce?". O tym przy innej okazji.

Robert Gwiazdowski, prawnik, przewodniczący Rady Programowej Centrum im. Adama Smitha

Autor felietonu wyraża własne opinie.

Felietony Roberta Gwiazdowskiego

Felietony Interia.pl Biznes
Dowiedz się więcej na temat: podatki | Podatek cukrowy | Robert Gwiazdowski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »