Felieton Gwiazdowskiego: Składka na zdrowie
No i mamy kolejną awanturkę. Tym razem o składkę na ubezpieczenie zdrowotne. Marszałek Hołowna wypali, że "ona nikogo nie leczy tylko zabija polskie firmy". Zwolennicy wysokich składek mają świetny dowód, że jej przeciwnicy to idioci. Więc po kolei.
Składki rzeczywiście nikogo nie leczą. Leczą natomiast lekarze. Za pieniądze ze składek. Oczywiście nazwa "składka" służy mydleniu oczu "ubezpieczonym". Składka na ubezpieczenie zdrowotne jest podatkiem - tak samo jak składka na ubezpieczenie emerytalne.
Są to podatki celowe - pierwszy na świadczenia zdrowotne, drugi na świadczenia emerytalne. Pierwsze mają charakter rzeczowy i są świadczone "w razie czego" wszystkim ubezpieczonym bez względu na wiek. Drugie mają charakter pieniężny i są świadczone stale - aczkolwiek dopiero po osiągnięciu określnego wielu.
Jak tłumaczył Jean Baptiste Say, nie ma dobrych podatków. Wszystkie są złe. Bo wszystkie wywołują tak zwany efekt akcyzowy - jak coś zostanie opodatkowane, to mamy tego mniej. Ale państwo potrzebuje podatków żeby funkcjonować. Jeśli więc uznajemy potrzebę istnienia państwa to musimy się pogodzić z istnieniem podatków. Z tym tylko, że wśród złych podatków - twierdził Say - nie wszystkie są tak samo złe. Moim zdaniem najgłupszy podatek to podatek nałożony na pracę - czyli podatek dochodowy od wynagrodzeń i składki na ubezpieczenia społeczne (emerytalnie i zdrowotne).
Lekarzom, którzy nas leczą jest obojętne, czy NFZ im płaci z pieniędzy, które ZUS mu przekazuje jako składkę czy z pieniędzy, które otrzymałby z Ministerstwa Finansów z podatków - VAT, czy akcyzy.
Pracownikom, gospodarce oraz państwu jako takiemu nie jest obojętne czy płacimy składkę na ubezpieczenia społeczne czy płacilibyśmy wyższy VAT lub akcyzę. Z punktu widzenia pracownika ma on wyższą pensję netto jak niższy jest podatek i składka i sam decyduje, na co wydać. Tak czy inaczej wyda więc ci, którzy mu cokolwiek sprzedadzą zapłacą podatek, który trafi do budżetu z którego otrzyma je NFZ na pensje dla lekarzy.
Z punktu widzenia gospodarki praca jest tańsza, gdy koszty działalności gospodarczej są niższe. Z punktu widzenia państwa - jest mniej pól na konflikty społeczne - takie jak właśnie teraz wybuchły między obrońcami przedsiębiorców, którym PiS podniósł składki, a tymi, którzy przedsiębiorców nienawidzą - czemu dają wyraz w dyskusji o ich "oskładkowaniu". A dla państwa jako takiego lepiej jest gdy panuje pewna homeostaza społeczna niż gdy panują konfliktu.
Konflikty są lepsze dla politykierów, którzy dzięki nim rozbudzają emocje by wygrać wybory i móc decydować, kto jakie będzie płacił składki. I w tych decyzjach - jak twierdził James Buchanan, noblista, twórca teorii wyboru publicznego - kierują się oni interesem własnym a nie publicznym. Wprowadzą więc takie składki i podatki, żeby konflikty społeczne wpływające na emocje decydujące o wynikach wyborów nie malały tylko rosły.
I na koniec sprawiedliwość - jakby ktoś się pytał. Nawet John Rawls twierdził, że dla jego teorii sprawiedliwości proporcjonalne podatki pośrednie od konsumpcji byłyby lepsze od progresywnych podatków i składek bezpośrednich od dochodu.
Jak ktoś krytykuje składki to nie musi oznaczać, że jest przeciwnikiem publicznie finansowanych usług medycznych w ramach zorganizowanego przez państwo systemu. Chodzi o to jak on jest zorganizowany i jak jest finansowany.
Co ciekawe, ci którzy krytykują krytyków podwyższenia przez PiS składek dla małych i średnich przedsiębiorców jakoś nie krytykują, że duże korporacje ich nie płacą. Jak jesteś właścicielem spółki, która jest właścicielem sieci sklepów to ani ty nie płacisz składki jak pobierasz dywidendę od zysków spółki, ani ona nie płaci składki od zysku, który uzyskuje z prowadzenia sieci sklepów.
Jak jesteś właścicielem sklepu, to wzmożeni obrońcy sprawiedliwości społecznej cię zwyzywają za pytanie, dlaczego ty masz tę składkę płacić. Bo przecież pracownicy płacą. Ale przecież pracownicy spółki prowadzącej sieć sklepów też płacą.
Więc tu nie chodzi o składkę na ubezpieczenia społeczne, żeby były środki na publiczne usługi medyczne i emerytury. Bo te środki można pozyskać na przykład z podatku przychodowego nałożonego na spółki prowadzące sieć sklepów. I przy okazji na Big Tech-y, którym byłoby znacznie trudniej lobbować przeciwko takiemu podatkowi, gdyby był on powszechny, a nie nałożony wybiórczo tylko na nie.
Więc jeśli nie chodzi o kasę (tę gwarantuję w zmienionym systemie podatkowym bez składek, PIT i CIT), to o co chodzi? O emocje. Nienawistnicy mieliby trochę mniej do nienawidzenia.
I już zupełnie na koniec dla wzmożonych zwolenników równości i sprawiedliwości, którzy krzyczą, że przedsiębiorcy płacą niższe składki od pracowników. Ci przedsiębiorcy muszą zorganizować firmę, zaopatrzenie i sprzedaż żeby były pieniądze na pensję dla pracownika, który nabija ceny na kasie fiskalnej sprzedawanych towarów.
Robert Gwiazdowski
Autor prezentuje własne poglądy i opinie
Śródtytuły pochodzą od redakcji.