Panama Papers: Skupianie się na nazwiskach to błąd

Afera Panama Papers wciąż żyje. Pojawiają się nowe wątki, także polskie. Większość mediów ekscytuje się nazwiskami i nazwami firm i ich powiązaniami ze spółkami zarejestrowanymi w rajach podatkowych. Problem w tym, że niemal nikt nie zadaje sobie podstawowego pytania: dlaczego w ogóle te dokumenty ujrzały światło dzienne i kto za tym stoi? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta, ale już próba odpowiedzi daje wiele do myślenia.

Od kilku tygodni przez ogólnoświatowe media przetacza się burza wywołana publikacją Panama Papers, czyli dokumentów z panamskiej kancelarii Mossack Fonseca, które dowodzą, że liczne znane osobistości - ze świata polityki, filmu, sportu - miały powiązania ze spółkami zarejestrowanymi w centrach finansowych offshore (potocznie zwanymi rajami podatkowymi). Międzynarodowe Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych (International Consortium of Investigative Journalists, ICIJ) opublikowało bazę dokumentów i teksty je omawiające. Oczywiście i polskie media szeroko opisały temat, skupiając się między innymi na tym, że w aferę zamieszany jest były prezydent Warszawy Paweł Piskorski.

Reklama

Czy to jest jednak clou całego zamieszania? Czy najważniejsze w Panama Papers jest to, że na przykład piłkarz klubu FC Barcelona Lionel Messi chciał (prawdopodobnie) ukryć część dochodów przed fiskusem? Na pewno nie. Po głębszym zastanowieniu każdy myślący człowiek dojdzie do kilku ciekawych wniosków związanych z Panama Papers.

Nic się nie dzieje przypadkiem

Po pierwsze należy pamiętać, że nic nie dzieje się przypadkiem - szczególnie jeśli chodzi o wielką politykę i miliardy (biliony?) dolarów. Owszem, być może dostarczyciel materiałów - zwany przez ICIJ Johnem Doe - jest samotnym bohaterem (obecnym lub byłym pracownikiem kancelarii Mossack Fonseca?), który ryzykując życiem chciał zawalczyć o sprawiedliwość na tym łez padole i ukarać podatkowych "oszustów", więc przyszedł pewnego dnia do redakcji "Süddeutsche Zeitung" i złożył propozycję (niemal) nie do odrzucenia. Jest to jednak mało prawdopodobne z jednego powodu: ilość danych i dokumentów które wyciekły jest tak olbrzymia (ponad 11 milionów!), że jedna osoba nie dałaby rady ich zgromadzić.

W tym miejscu należy przypomnieć, iż historia manipulacji mediami przez różne osoby, grupy interesu czy polityków (m.in. poprzez wypuszczanie tzw. "przecieków") jest tak stara, jak sama prasa. Jednym z ostatnich spektakularnych przykładów jest ten z początku 2003 roku, gdy angielskim mediom został podrzucony dokument o nazwie "Iraq Dossier". Jego opublikowanie zostało wykorzystane przez rząd Tonyego Blaira do uzasadnienia udziału w inwazji na Irak.

Nie sposób też nie odnieść wrażenia, że John Doe próbuje niejako "na siłę" przekonać opinię publiczną do tego, iż jest samotnikiem walczącym o bardziej sprawiedliwy świat. "Banki, regulatorzy finansowi i służby skarbowe z całego świata zawiodły. Zostały podjęte decyzje, które faworyzują bogatych i rzucają kłody pod nogi klasie średniej i biednym" - oświadczenie o takiej treści wysłał on na początku maja do redakcji "Süddeutsche Zeitung". I zaprzeczył w nim, że pracuje dla jakiegokolwiek rządu.

Powyższe rozważania nasuwają wniosek, że to grupa osób - mająca dostęp do świetnych hakerów i najnowszych technologii, a więc i do dużych pieniędzy - chciała publikacji Panama Papers. I to raczej nie w celu osiągnięcia sprawiedliwości społecznej czy zdyskredytowania kilku sportowców.

Wszystkie ślady prowadzą do USA

Innym ciekawym wnioskiem nasuwającym się po wzięciu pod lupę otoczki Panama Papers jest wniosek następujący: w aferę zostało "umoczonych" relatywnie mało Amerykanów. Zwrócił na to nawet uwagę portal NBC News piórem Jona Schuppe (artykuł "Why Are Americans Not Included in the Panama Papers?" z 6 kwietnia 2016 roku).

Schuppe w swoim tekście przywołuje kilka wyjaśnień: że przypadek sprawił, iż niewielu obywateli USA korzystało z usług Mossack Fonseca; że same Stany są przecież jednym z najbardziej przyjaznych podatkowo krajów na świecie (w rankingu stowarzyszenia Tax Justice Network znajdują się na 3. pozycji, za Szwajcarią i Hongkongiem, a Panama jest dopiero na 13. miejscu). To wszystko prawda. Ale w związku ze wspomnianym, jakże rzucającym się w oczy faktem, jednak nie sposób wykluczyć możliwości, iż za aferą Panama Papers stoją grupy interesu z USA, a być może nawet rządowe służby.

Sumując wszystkie dotychczasowe wnioski, otrzymujemy następujące domniemanie: za przeciekiem dokumentów, który wywołał aferę Panama Papers, stoi zorganizowana grupa osób lub instytucja, prawdopodobnie z USA - być może powiązana z tamtejszym rządem (służby specjalne?) - która chce w ten sposób osiągnąć swoje cele.

Jakie to cele? Tu, niestety, trudno coś konkretnego odpowiedzieć. Można jednak stwierdzić, że sprawa Panama Papers jest podobna do ekonomii: ważniejsze od tego, co widać, jest w niej to, czego nie widać.

I można snuć domysły. Być może chodzi o szantaż pewnych osób czy firm z USA, które ukrywały swoje dochody przed amerykańskim fiskusem? Zwróćmy uwagę na to, kiedy wybuchła afera Panama Papers: w roku wyborczym, gdy jednym z najpoważniejszych pretendentów do zasiadania w Białym Domu jest miliarder Donald Trump (gdyby okazało się, że współpracował z Mossack Fonseca, zapewne musiałby się wycofać z wyścigu...).

W sferze politycznej mają miejsce także inne ważne wydarzenia: dopinane jest transatlantyckie porozumienie o wolnym handlu (na którym szczególnie zależy rządowi USA i tamtejszym korporacjom) oraz nadchodzi referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej (które byłoby szkodliwe i dla UE, i dla USA). Popuszczając wodze wyobraźni, można zobaczyć, jak amerykańskie służby szantażują władze Wielkiej Brytanii i ważnych polityków unijnych, by osiągnąć swoje cele...

Niemożliwe? Pamiętajmy: gdy chodzi o wielką politykę i biliony dolarów, wszystko jest możliwe i nie ma sentymentów.

Niezwykłego smaczku domysłom tym dodaje fakt, iż Międzynarodowe Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych (International Consortium of Investigative Journalists, ICIJ) zostało utworzone z inicjatywy waszyngtońskiej fundacji Center for Public Integrity, wśród donatorów której znajdują się między innymi: inwestor George Soros, Rockefeller Brothers Fund, Carnegie Corporation, Ford Foundation oraz firma inwestycyjna Fidelity.

Na koniec warto przywołać wypowiedź założyciela portalu WikiLeaks Juliana Assange'a na temat Panama Papers: - Większość dokumentów z afery Panama Papers nigdy nie zostanie ujawniona. Mamy do czynienia z ograniczonym wyciekiem. Większość dokumentów została utajniona przez pewne konsorcjum z Waszyngtonu - powiedział Assange podczas konferencji "Sztuka buntu" w Paryżu na początku maja.

Mec. Robert Nogacki, właściciel Kancelarii Prawnej Skarbiec

Kancelaria Prawna Skarbiec specjalizuje się w przeciwdziałaniu bezprawiu urzędniczemu i w kontrolach podatkowych

Kancelaria Prawna Skarbiec
Dowiedz się więcej na temat: Panama | Raj podatkowy | Papers
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »