Podatek handlowy: Rząd PiS znajduje się między młotem a kowadłem
Podatek detaliczny według liniowej stawki wraz z wysoką kwotą wolną od podatku jest rozwiązaniem lepszym niż opodatkowanie według skali progresywnej - uważa Marek Czachor z Erste Securities Polska. Dzięki niemu mniejsze polskie firmy zyskałyby przewagę nad zagranicznymi przedsiębiorstwami. Problemem jest natomiast opodatkowanie handlu internetowego. Zwolnione mają być z niego podmioty zagraniczne. Tworzy to ryzyko, że polskie firmy będą przenosiły się poza obszar naszego kraju.
- Na chwilę obecną najbardziej prawdopodobnym wariantem dotyczącym podatku od sprzedaży, tzw. podatku detalicznego, jest wariant z kwotą wolną na poziomie 17 mln zł miesięcznie oraz 0,9 procent od przychodów powyżej od tej kwoty - mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor Marek Czachor, analityk Erste Securities Polska.
Rząd bierze pod uwagę także drugi wariant podatku, w którym kwota wolna od podatku wynosiłaby jedynie 1,5 mln zł miesięcznie, a podatek miałby formę progresywną. Podstawowa stawka miałaby wynieść 0,4 proc. dla miesięcznych przychodów w wysokości od 1,5 mln do 17 mln zł. Do kwoty 170 mln zł obowiązywałby drugi próg wynoszący 0,8 proc. Powyżej stawka opodatkowania rosłaby do 1,4 procent. Rozważana jest także wersja z dwustopniową stawką i kwotą wolną od podatku w wysokości 17 mln zł miesięcznie.
Z podatku od handlu wielkopowierzchniowego zwolnione byłyby sklepy franczyzowe, handel internetowy (e-commerce) prowadzony przez zagraniczne firmy oraz sprzedaż produktów firmom związanym z branżą hotelowo-restauracyjno-cateringową (HoReCa).
- Rząd zakłada, że roczne dochody z tego podatku będą wynosiły 2 mld zł, czyli w tym roku to będzie około 1 mld. Jeżeli podatek będzie wprowadzony od 1 lipca - informuje Czachor. - Nie jest to więc znacząca kwota. Łączna konsumpcja w Polsce wynosi około 600-700 mld zł, czyli jak patrzymy w odniesieniu do całej konsumpcji nie jest to duże obciążenie dla sektora - zauważa.
Zdaniem eksperta podatek w relatywnie największym stopniu odczuwalny będzie przez przedstawicieli branży odzieżowej i obuwniczej. Takie firmy jak CCC czy LPP mogą mieć trudności z przerzuceniem kosztów podatku na swoich dostawców. W przypadku dystrybutorów artykułów żywnościowych wpływ podatku będzie natomiast minimalny.
- Rząd znajduje się obecnie między młotem a kowadłem. Z jednej strony jest lobbing Brukseli, która mówi: nie możecie wprowadzić podatku progresywnego, z drugiej strony są podmioty polskie, które wolałyby pewnie bardziej ten podatek progresywny - wyjaśnia analityk Erste Securities Polska. - Według mnie takim sensownym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie dużej kwoty wolnej, która pomogłaby mniejszym podmiotom - dodaje.
Ekspert dostrzega także istotny problem związany z opodatkowaniem handlu internetowego. Według wstępnej propozycji rządu, podmioty z sektora e-commerce zarejestrowane za granicą byłby z niego zwolnione, bo opodatkowanie dotyczyłoby podmiotów posiadających NIP. Stanowić to może bodziec dla polskich firm, aby również przenosiły swoje biznesy poza obszar naszego kraju.
- Tu chodzi jednak o to, aby tym podatkiem objęte było możliwe najszersze grono podmiotów - stwierdza.
Przedstawiciel Erste Securities Polska zagrożenie widzi również w tendencji polegającej na dzieleniu się dużych przedsiębiorstw na kilka mniejszych. Przy kwocie wolnej od podatku na poziomie 17 mln zł miesięcznie pozwalałoby to na znaczne ograniczenie lub nawet całkowite uniknięcie podatku.
- Natomiast rząd w ogóle dąży do tego, żeby jednak uszczelnić system podatkowy. Myślę, że ostateczne rozwiązanie wykluczy możliwość unikania płacenia tego podatku - podkreśla.