Podatkowy skandal w Wielkiej Brytanii
Szukanie możliwości ominięcia płacenia podatków przez majętnych Brytyjczyków stało się w ostatnich latach prawdziwą plagą. Najprawdopodobniej wielu artystów, sportowców i innych celebrytów będzie musiało zwrócić zainwestowane w podejrzane przedsięwzięcia pieniądze. Na razie większość z nich (a ściślej: ich rzecznicy prasowi) nabrała wody w usta. Obecnie wydaje się, że największy zasięg miała działalność operującej z Leeds firmy Liberty.
Według dotychczas ujawnionych danych, najwięcej na sumieniu ma lider popowej formacji Take That - Gary Barlow. Już w 2012 r. został wraz ze swoimi kolegami z zespołu - Markiem Owenem i Howardem Donaldem oraz menedżerem Jonathanem Wildem - oskarżony o zasilenie 66 milionami funtów funduszu Icebreaker. Formalnie miał się on zajmować wspomaganiem karier wykonawców muzycznych, jednak żadna z 51 powstałych pod jego auspicjami spółek cywilnych nie przyniosła zysków. Orzekający w tej sprawie w maju br. sędzia Colin Bishopp nie miał wątpliwości: firma zgromadziła ponad 300 mln funtów tylko po to, aby pomóc swoim klientom w uniknięciu płacenia podatków. Teraz muszą oni zwrócić przekazane sumy fiskusowi.
Barlow to nie tylko wokalista i autor piosenek superpopularnego (choć głównie w ojczyźnie) zespołu, lecz także dobrze widziany na dworze królewskim działacz charytatywny i sympatyk Partii Konserwatywnej. Zapytany o jego problemy, premier David Cameron odpowiedział, że jest przeciwnikiem "agresywnych" ucieczek od obywatelskich obowiązków. W ustach szefa rządu taka deklaracja brzmi banalnie, jednak kiedy w 2012 r. po raz pierwszy pojawiły się takie pogłoski na temat muzyka, polityk uchylił się od komentarza, choć wcześniej skrytykował za podobny przejaw nieuczciwości komika Jimmy'ego Carra. Przewodnicząca komisji kontroli Izby Gmin Margaret Hodge wezwała Barlowa do zwrócenia Orderu Imperium Brytyjskiego, którego jest oficerem.
Icebreaker może wydawać się płotką przy Liberty - jednej z największych w historii inicjatyw służących oszukiwaniu skarbu państwa. Z usług funduszy specjalizujących się w generowaniu, odpisywanych później od podatku na Wyspach, sztucznych strat notowanych przez firmy zarejestrowane w egzotycznych krajach korzystała śmietanka brytyjskiej elity. Obok Barlowa byli to m.in. aktor Sir Michael Caine, popularna także w Polsce piosenkarka Katie Melua, członkowie cenionego zespołu rockowego Arctic Monkeys, prezenterka telewizyjna Anne Robinson i skazany za gwałt gracz giełdowy Paul Nicholson. Ogółem ponad 1 600 poddanych królowej próbowało uszczuplić wpływy brytyjskiego budżetu o 1,2 miliarda funtów.
Śledztwo brytyjskiej służby podatkowo-celnej (HMRC) w sprawie Liberty trwało około dekady, jednak formalne dochodzenie sądowe rozpocznie się dopiero w marcu przyszłego roku. Na mocy aktualnego prawa, zanim sprawa trafi na wokandę, podejrzani muszą zapłacić zaległe rachunki. Mowa o niebagatelnych kwotach - wkład Barlowa w przedsięwzięcie wynosił 4,46 miliona funtów, Robinson - 4 miliony, zaś Michaela - aż 6,2 mln funtów dochodów ze sprzedaży płyt i tras koncertowych. Rzecznicy prasowi podejrzanych w większości byli niedostępni dla mediów lub odmawiali komentarzy. Wypowiedziała się jedynie Melua - o ironio, nominowana w 2008 r. do przyznawanej przez organizację Christian Aid nagrody dla "podatkowej superbohaterki" (Tax Superhero Award).
Urodzona w Gruzji artystka, która zasiliła Liberty 850 tysiącami funtów, wyjaśniła, że zainteresowała się funduszem na początku swojej brytyjskiej kariery za namową menedżerów. Kiedy jednak służby państwowe zainteresowały się działalnością tego biznesu, uiściła wszystkie należne podatki. Christian Aid wydał oświadczenie, w którym ubolewa nad zarzutami dla Melua, którą wcześniej doceniono za liczne wypowiedzi podkreślające znaczenie danin publicznych dla rozwoju społecznego na przykładzie ubóstwa Gruzji. Organizacja gorzko zażartowała na Twitterze: "Mark Twain twierdził, że na świecie są tylko dwie pewne rzeczy - śmierć i podatki. Ale on nie słyszał o Liberty!".
Ludzie show-biznesu to nie jedyni zamieszani w aferę amatorzy ulg. "The Times" twierdzi, że są wśród nich również prawnicy, lekarze, osoby uhonorowane tytułem radcy królowej i darczyńcy partii politycznych. 14 lipca listy wzywające do uregulowania należności w ciągu 90 dni trafiły do ok. 33 tys. osób fizycznych i 10 tys. firm. HMRC liczy na zastrzyk w wysokości 4,9 miliarda funtów. Nieuiszczanie odpowiednich sum w terminie zaowocuje postępowaniem karnym wobec opieszałych, aczkolwiek nie ma pewności, czy wszyscy dysponują aktualnie odpowiednimi środkami finansowymi. Według wypowiadającego się dla "Daily Mail" ekonomisty Davida Elliotta, akcja urzędników może przynieść szereg informacji o bankructwach i postępowaniach upadłościowych.
W listopadzie br. brytyjski trybunał finansowy zajmie się inną podobną sprawą. Wezwania do zapłaty zaległych podatków zostały już wysłane do inwestorów, którzy skusili się na odpisy od podatku oferowane przez zaangażowany w przedsięwzięcia filmowe fundusz Ingenious Media. Wśród nich również znalazło się wiele osobistości świata rozrywki: Robinson, światowej sławy kompozytor musicali Andrew Lloyd Webber, prezes koncernu płytowego Universal Lucian Grainge, czy duet komików Ant and Dec. Podejrzane przedsięwzięcie cieszyło się również dużą popularnością wśród wysokiej klasy futbolistów, takich jak David Beckham, Wayne Rooney lub Steven Gerrard.
W tym przypadku również przedstawiciel tylko jednej gwiazdy wypowiedział się na temat stawianych jej zarzutów. Reprezentant Beckhama, Simon Oliviera zdecydowanie zaprzeczył oskarżeniom, podkreślając uczciwość i szczęście w interesach swojego klienta. Ulgi podatkowe miało zapewnić inwestorom Ingenious Media zakupienie praw autorskich do tytułów w rodzaju "Avatara" czy "Życia Pi". Władze firmy twierdzą, że ich działalność zapewniła brytyjskiemu fiskusowi ponad miliard wpływów i zapowiada obronę swoich interesów w sądzie. Gdyby udało jej się dowieść swojej niewinności, wpłaty wróciłyby do inwestorów, jednak służba podatkowa Jej Królewskiej Mości wydaje się być pewna swego.
Co za tym idzie, na wiele popularnych osobistości spadnie odium spryciarzy próbujących przy pomocy zaufanych specjalistów zrzucić swój obywatelski obowiązek na uczciwszych i mniej zaradnych. W przypadku piłkarzy i muzyków można twierdzić, że to tylko ich prywatny problem. Gorzej dla establishmentu, jeżeli media doszukają się udziału w aferze większej liczby osób powiązanych z najwyższymi kręgami władzy. Jak widać, nawet ukrywanie tożsamości zamieszanych za seryjnymi numerami polis nie przeszkadza im w ich identyfikacji.
Biznes INTERIA.PL na Facebooku. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze