W Turcji istnieje podatek od trzęsień ziemi. "Gdzie są te pieniądze?"
W 1999 roku trzęsienie ziemi zniszczyło gęsto zaludnione i uprzemysłowione obszary w północno-zachodniej Turcji. Zginęło wówczas co najmniej 17 400 osób. W następstwie tego kataklizmu tureckie władze wprowadziły specjalny "podatek od trzęsienia ziemi".
- Władze nie wiedzą przez co przechodzą ludzie. Gdzie są nasze podatki pobierane na wypadek trzęsienia ziemi od 1999 roku? - pyta w opublikowanym w środę reportażu AFP Celal Deniz, mieszkaniec Turcji, który ocalał z poniedziałkowej katastrofy.
Dochody z tego podatku, pobieranego od 1999 roku i szacowane na 4,6 mld dolarów, miały zostać zainwestowane w zapobieganie katastrofom oraz rozwój służb ratowniczych. Obecnie - jak przekazała AFP - mieszkańcy Turcji nie wiedzą, gdzie podziały się te pieniądze.
W ocenie ośrodka analitycznego Middle East Institute (MEI) fatalna reakcja tureckiego rządu w 1999 roku w obliczu trzęsienia ziemi odegrała główną rolę w zmniejszeniu poparcia dla poprzedników obecnego prezydenta kraju Recepa Tayyipa Erdogana. Ówczesne wydarzenia pomogły w stworzeniu otwarcia politycznego, na którym zyskała obecnie rządząca Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP).
"W końcu AKP nie wygrała swoich pierwszych wyborów obiecując islamizację i konfliktowość na arenie międzynarodowej, ale raczej dobre zarządzanie i przejrzystość. Obiecali kompetencje, nie rewolucje" - uważa MEI.
Według ośrodka analitycznego z siedzibą w Waszyngtonie, w pierwszych godzinach od poniedziałkowego trzęsienia ziemi trudno było dopatrzyć się szczególnych kompetencji rządu.
"Tysiące budynków zawaliło się, obnażając niechlujną konstrukcję, która wyznaczyła boom budowlany w Turcji i kpiąc z "uodpornienia na trzęsienia ziemi" oraz z przepisów, którymi miano się kierować przy konstrukcji nowych tureckich budynków" - napisał MEI.
"Wydaje się, że wpływy ze specjalnych podatków od trzęsienia ziemi zostały sprzeniewierzone; z pewnością rząd nie ma za wiele do pokazania. Korupcja i przede wszystkim bliskie powiązania między rządem a zaprzyjaźnionymi firmami budowlanymi oznaczają, że regulacje zostały w dużej mierze zignorowane - twierdzi ośrodek badawczy.
W 2020 roku dziennikarz Onder Algedik, pracujący dla niezależnego tureckiego portalu Duvar, napisał przy okazji trzęsienia w Izmirze w zachodniej Turcji, w którym zginęło ponad 100 osób, a ponad 1000 zostało rannych, że "bez wątpienia rząd nie wydaje wpływów z podatków na trzęsienia ziemi", ale na "politykę transferu kapitału AKP poprzez asfalt i beton".
Algedik szczegółowo opisał politykę tureckiego rządu, której - według dziennikarza - trzęsienia ziemi są na rękę ze względu na późniejszą potrzebę odbudowy miast i wspomniane przez MEI powiązania z firmami budowlanymi.
"Statystyki i polityka, a także procesy techniczne i raporty są tak okrutne, że nawet w przypadku zdarzenia takiego jak trzęsienie ziemi uczą nas gorzkich lekcji życia. Trzęsienie ziemi jest tak naprawdę okazją do udzielenia pomocy i solidarności. Ale jednocześnie jest to moment, w którym sztuczny tynk odpada od szczelin, które miał wypełnić. Z tego powodu trzęsienia ziemi są bardzo polityczne" - oceniał w 2020 roku niezależny dziennikarz.
Zdaniem MEI, podobnie jak w 1999 roku, tureckie społeczeństwo pokazuje dziś swoją "energię i kreatywność", starając się nieść pomoc współobywatelom. Pojawia się jedynie pytanie, czy turecki rząd jest w stanie zrobić to samo.
"Nie da się odwrócić czasu i zapobiec porażkom w regulacjach dotyczących budownictwa, do których doszło w ciągu ostatnich 20 lat" - ocenił ośrodek.
"Kryzys, jaki nadchodzi w Turcji będzie naprawdę olbrzymi, pogłębiony przez zniszczoną infrastrukturę i mroźną pogodę. Jednakże turecki rząd musi sprostać wyzwaniu dla dobra obywateli, jak i, być może, aby zapewnić sobie przyszłość w polityce" - podsumował MEI.
Zobacz również: