Witold Modzelewski: Podatek katastralny - nasz demon

Mamy kolejną wojnę wokół podatku katastralnego, który zasadniczo i głęboko podzielił rządzących i opozycję. Ponoć tym razem pomysł wprowadzenia tego podatku podrzuciła opozycyjnym samorządowcom jakaś fundacja, która teraz chciałaby schować się w mysiej dziurze, gdyż udało się skutecznie zniweczyć ich szanse wyborcze. Tak to jest, gdy za podatki biorą się wyznawcy liberalnych teorii: utopią każdego, kto zawierzy ich pomysłom - komentuje prof. Witold Modzelewski.

Pamiętacie, kto powtarzał brednie o "podatku liniowym"? Nie pamiętacie, bo ich nie warto pamiętać. Teraz rządzący aż do wyborów będą pastwić się nad tym pomysłem, czym skutecznie przestraszą tę trochę bogatszą część elektoratu, na który mogła jeszcze liczyć liberalno-lewicowa opozycja. Zapomnijcie więc o "przejęciu Senatu" i "decentralizacji państwa" według waszego pomysłu. Program ten już się kojarzy z podatkowym władztwem liberalnych władz dużych i średnich miast, który zaowocuje lokalnym wprowadzaniem właśnie podatku od wartości nieruchomości. Kto to wymyślił? Może ta sama fundacja, której nazwy z litości nie trzeba przypominać.

Reklama

Teraz o wynik jesiennych wyborów jestem spokojny: wygra prawica głosami nie tylko wychodzącej z biedy większości, lecz również bogatszych dorobkiewiczów i nielicznej grupy właścicieli drogich nieruchomości.

Oznacza to jednak, że nie mamy szans na rzeczową dyskusję o tym podatku. Musimy poczekać, obawiam się, że raczej długo. Warto przypomnieć, że już w dość odległej przeszłości, bo w 1994 r. już raz wykorzystano w nikczemny sposób straszak "podatku katastralnego" w walce z ówczesną większością i jej lewicowo-ludowym rządem. Wtedy totalna opozycja miała prawicowe barwy i bez skrupułów tłukła rządzących. Jej narzędziem był zupełnie już zapomniany dziennik zwany "Życiem z kropką" (w odróżnieniu od "Życia Warszawy"), który nakłamał, że (jakoby) projektowany przez ówczesne ministerstwo finansów podatek miał wynosić... 10 proc. wartości nieruchomości. W mojej rozmowie z przedstawicielami tej gazety bez żenady przyznano się do kłamstwa, tłumacząc je tym, że "takie pomysły" trzeba zwalczać wszelkimi sposobami.

Mimo że ówcześnie opracowane projekty (można sprawdzić - są opublikowane) nigdy nie posługiwały się stawkami rzędu kilku procent (obecne budowle są opodatkowane stawką 2 proc. - jest to najwyższa obiektywnie stawka tego podatku, gdy wartość nieruchomości byłaby określona na podstawie ksiąg rachunkowych), przez kolejne ćwierć wieku nikt nie odważył się już wrócić do tego tematu. Jednak warto, lecz na wstępie przekażmy owej fundacji i wszystkim liberałom minimum podręcznikowej wiedzy na temat tego podatku. I tak:

- podstawą opodatkowania w tym podatku nigdy nie jest w pełni zaktualizowana co roku wartość rynkowa nieruchomości (tego nie da się zrobić), lecz historyczna wycena, którą aktualizuje się co pewien czas, ale kwoty tego podatku w relacji do wartości katastralnej kształtują się na poziomie ułamków procentu, a relacja do wartości rynkowej jest na poziomie promili,

- wzrost wartości nieruchomości z tytułu większości nakładów inwestycyjnych nie zwiększa automatycznie podstawy opodatkowania: wręcz odwrotnie - jest objęty ulgą inwestycyjną na wiele lat,

- nieruchomości związane z działalnością gospodarczą opodatkowane są według ich wartości księgowej (tak jak dziś budowle), a te, które są wykorzystane do działalności rolniczej i leśnej są podobnie jak obecnie zwolnione od opodatkowania lub opodatkowane w sposób preferencyjny,

- istnieje rozbudowany system ulg i zwolnień: m.in. adresowany do emerytów i rencistów o niskich dochodach oraz osób wychowujących dzieci.

Podatek ten ma wiele wersji, lecz w żadnym racjonalnym modelu nie powinien zwiększać nominalnego obciążenia podatników, choć oczywiście zwiększyłby dochody budżetowe poprzez ujawnienie nieopodatkowanych dziś nieruchomości przy okazji tzw. powszechnej taksacji. Jego najważniejszą misją nie jest jednak cel fiskalny, lecz pierwsze w naszej historii zinwentaryzowanie i wycena naszego majątku nieruchomego. Przecież my nie wiemy, ile jest warty ten majątek. Gdyby wszystkie nasze nieruchome zasoby zostały wycenione, to:

- po pierwsze, stalibyśmy się nie tylko bogatsi, bo zakończylibyśmy (wreszcie) naszą wyprzedaż przecenionych aktywów (wciąż są wycenianie rynkowo poniżej ich wartości),

- wzrosłoby statystycznie PKB właśnie o tę jego część, którą tworzą nieruchomości, o ile? Dokładnie nie wiem, ale na pewno o co najmniej 2 proc.,

- zwiększyłaby się nasza zdolność kredytowa, bo realnie wyceniona nieruchomość stałaby się zabezpieczeniem dla wzrostu prywatnego zadłużenia.

Może nawet okazałoby się, że jesteśmy wcale nie tak biedni jak się nam wydaje, a nasi obywatele zamiast kupować jakieś apartamenty w Hiszpanii zaczęliby inwestować w polskie nieruchomości, które obiektywnie są nie gorszą inwestycją.

Oczywiście wprowadzając ten podatek rząd musiałby ustawowo zagwarantować, że przez co najmniej 10 lat nie będzie on wyższy od poziomu wynikającego z obecnych przepisów - tak było w projektach z 1995 r. (można sprawdzić).

Na koniec podzielę się jedną, wręcz zasadniczą refleksją: wprowadzenie tak istotnych zmian podatkowych jest wyłączną prerogatywą parlamentu. Decentralizacja tych decyzji na poziom lokalny jest ustrojowym i politycznym absurdem i wcale mnie nie cieszy, że ów pomysł w zarodku niszczy szanse wyborcze samorządowej opozycji, bo nam jest potrzebna właśnie kompetentna opozycja. Podatki od nieruchomości mogą być decentralizowane w federacjach, a my przecież nie jesteśmy państwem związkowym. Obecnie wśród tych zasobniejszych właścicieli nieruchomości powtarza się pytanie: czy w przypadku jesiennego zwycięstwa liberałów w naszym kraju ich koledzy z naszego miasta nie dowalą nam nowego podatku?

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Instytut Studiów Podatkowych
Dowiedz się więcej na temat: podatek katastralny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »