Jest nas wreszcie nad Wisłą 40 mln. Co piąty uchodźca już pracuje

W tym tygodniu liczba Ukraińców zarejestrowanych w PESEL przekroczyła 1 mln. Niemal połowa uchodźców to dzieci, głównie w wieku szkolnym, a kolejne 47 proc. to kobiety. Co ciekawe już blisko 20 proc. z nich podjęło pracę, a przybysze rozlokowali się w Polsce dość równomiernie - zwraca uwagę Bartosz Marczuk, wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju odpowiadający m.in. za wdrożenie PPK i Tarcz Finansowych MSP, wcześniej m.in. wiceminister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.

Grupa Polsat Plus i Fundacja Polsat razem dla dzieci z Ukrainy

Już od ponad miesiąca uchodźcy z Ukrainy mogą zgłaszać się w urzędach o nadanie im numeru PESEL. Liczba osób, które złożyły takie wnioski wynosi już 1 mln (985 tys. na czwartek, 21 kwietnia). Na tej podstawie można wyciągać wnioski o strukturze osób, które przybyły do Polski, co będzie dla nas głównym wyzwaniem i jakie mamy szanse w związku z tą falą imigracji.

Reklama

Warto też pochwalić tu kierowany przez ministra Janusza Cieszyńskiego resort cyfryzacji, który udostępnia w domenie dane.gov.pl/Otwarte Dane szczegółowe statystyki z rejestru PESEL, dzięki czemu państwo może prowadzić racjonalną politykę "zarządzania" migracyjnymi wyzwaniami.

Ilu mamy uchodźców

Wprawdzie dane Straży Granicznej mówią już o 2,9 mln osób, które przybyły do Polski po 24 lutego, czyli po rozpoczęciu rosyjskiej agresji na Ukrainę, to jednak nie należy tej liczby utożsamiać z liczbą przebywających u nas osób. Po pierwsze spora część Ukraińców wróciła do kraju. Mowa tu - znów na podstawie danych Straży - o 0,8 mln osób. Daje to liczbę ok. 2,1 mln osób, które pozostały w Polsce. Po drugie, jak szacują eksperci, ok. 30 proc. przybyszów wyjechało na Zachód.

Można zatem przyjąć, że w Polsce przebywa obecnie ok. 1,5 mln osób, które przyjechały w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. To i tak olbrzymia liczba, a biorąc pod uwagę, że jeszcze przed wojną żyło u nas ok. 1 mln osób z Ukrainy można założyć, że w tej chwili mamy nad Wisłą ok. 2,5 mln sąsiadów ze Wschodu. To blisko 7 proc. całej populacji Polski.

Co ciekawe spełnił się wreszcie projekt "40 mln osób nad Wisłą". Zgodnie ze Spisem Powszechnym w kraju mieszka ponad 38 mln osób, a doliczając do tego ponad 2 mln Ukraińców jest nas ponad 40 mln. Trzeba pamiętać, że w Niemczech, które są od nas o zaledwie 15 proc. większe pod względem terytorium, żyje ponad 83 mln osób. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w Polsce było nad 60-70 mln.

Kim są przybysze

Mając na uwadze, że w bazie PESEL pojawi się zapewne ok. 1,5 mln osób, można już na podstawie obecnego 1 mln zgłoszeń (trudno spodziewać się, by te kolejne 0,5 mln zasadniczo różniło się pod względem demograficznym) namalować obraz przybyłej do nas migracji.

Najważniejsze wnioski to:

1. Blisko połowę przybyszów stanowią dzieci. Z 1 mln zarejestrowanych w PESEL osób stanowią one prawie 476 tys. (48 proc.). W tym blisko 45 tys. stanowią dzieci od 0 do 3 lat (w wieku żłobkowym), 100 tys. w wieku przedszkolnym, a prawie 330 tys. w wieku szkolnym. To oznacza spore wyzwania, zwłaszcza dla naszych szkół, w których uczy się obecnie ok. 4,8 mln uczniów. W systemie edukacji może się zatem pojawić około 10 proc. podopiecznych więcej. Podobnie jest z przedszkolami, w których obecnie w Polsce uczy się 1,4 mln dzieci. W żłobkach mamy - dzięki wprowadzonym w ostatnich latach zmianom - ok. 220 tys. miejsc, więc także tutaj skala wyzwań jest duża.

2. Koleją dużą grupę przybyszów stanowią kobiety. Jest ich prawie 470 tys. Czyli kobiety  i dzieci "konsumują" ponad 95 proc. liczby wszystkich przybyszów. To niezwykle ważne z perspektywy naszego rynku pracy i placówek opieki. Po pierwsze oznacza to, że jeśli chcemy, by uchodźcy wchodzili na nasz rynek pracy trzeba zabezpieczyć dla ich dzieci miejsca w tych placówkach i szkołach. Po drugie nie będą to osoby, które zastąpią w prosty sposób imigrantów-mężczyzn, którzy wrócili na Ukrainę walczyć o swoją ojczyznę.

Biorąc jednak pod uwagę chłonność naszego rynku pracy i wyjątkowo niskie bezrobocie (jesteśmy wiceliderem w UE pod tym względem) nie powinno być problemu z absorpcją tych osób na naszym rynku.

Potwierdzają to dane Ministerstwa Rodziny, które wskazuje, że już ponad 80 tys. spośród przybyszów podjęło w Polsce prace. Te dane mogą być nawet zaniżone bo firmy mają obowiązek poinformować o tym resort w ciągu 14 dni od daty podjęcia zatrudnienia. Biorąc pod uwagę, że przybyło do nas nieco ponad 440 tys. osób w wieku produkcyjnym można wskazać, że już niemal co piąty odnalazł się na naszym rynku. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że są to osoby, które często przybyły do zupełnie nieznanego miejsca, mając jeszcze traumatyczne doświadczenia możemy mówić o bardzo dobrym wyniku. I dużej motywacji do podejmowania pracy.

3. Uchodźcy są w przytłaczającej większości w wieku zdolnym do pracy. Spośród 508 tys. dorosłych przybyszów, zaledwie 65 tys. to osoby w tzw. wieku poprodukcyjnym (60+ dla kobiet i 65+ dla mężczyzn). Innymi słowy: prawie 90 proc. z nich (443 tys.) jest w wieku produkcyjnym. Najwięcej, bo blisko połowa jest w tzw. prime age, czyli ma pomiędzy 30, a 44 rokiem życia. To ogromna szansa dla naszego rynku pracy, który boryka się z niedoborem pracowników.

4. Ludzie z Ukrainy są dość równomiernie rozlokowani w Polsce. Rekordzistą, jeśli chodzi o udział uchodźców w liczbie mieszkańców, jest powiat Brzeziński w woj. Łódzkim. Na 30,5 tys. mieszkańców uchodźcy, których jest prawie 2,1 tys., stanowią tam 6,9 proc. mieszkańców. Średnio dla Polski to 2,6  proc. Podobnie dużo - odsetek przekracza tam 5 proc. mieszkańców - jest w powiatach Nowodworskim (Pomorze), Tatrzańskim (Małopolskie), Jeleniogórskim (Dolnośląskie) czy Grójeckim (Mazowieckie). Najwięcej uchodźców liczbowo - blisko 90 tys. - zarejestrowało się w stolicy.

Wbrew jednak obiegowym opiniom rozkład przybyszów jest w Polsce dość równomierny. Jeśli spoglądamy na mapę województw to wyróżnia się Mazowieckie (zwłaszcza okolice stolicy), ale z wynikiem 3,5 proc. uchodźców w stosunku do całej populacji nie odstaje zasadniczo od średniej, wynoszącej 2,5 proc. dla całego kraju. Wartości powyżej 3 proc. mamy jeszcze w Lubuskim i Dolnośląskim, a poniżej średniej w Podlaskim (1,38 proc.) i - co ciekawe - Podkarpackim (1,59 proc.).

To dla nas szansa

Co z tego wszystkiego wynika? Mamy do czynienia z bardzo specyficzną migracją kobiet i dzieci i - poza bardzo nielicznymi wyjątkami - nikt nie ma wątpliwości, że powinniśmy tym ludziom pomagać. To kwestia elementarnej etyki. Mamy jednak sporą szansę, by ta dodatkowa fala migracyjna wzbogaciła nasz rynek pracy, zwłaszcza, że rozpoczynają się prace sezonowe w rolnictwie, hotelarstwie czy gastronomii. Świadczą też o tym dane dotyczące ich aktywności.

Z drugiej strony przed nami duże wyzwania związane przede wszystkim z systemem opieki nad dziećmi, mniejsze z ochroną zdrowia czy wsparciem seniorów - bo przybysze są młodzi.

W długiej perspektywie, jeśli przynajmniej część uchodźców zadomowi się w Polsce i dołączą do nich także mężczyźni, może to być korzystne dla naszej demografii i rynku pracy. Choć oczywiście trzeba pamiętać, że Ukraina po wojnie też będzie bardzo potrzebować tych ludzi u siebie.

Bartosz Marczuk, wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju odpowiadający m.in. za wdrożenie PPK i Tarcz Finansowych MSP, wcześniej m.in. wiceminister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej

Karta kredytowa oparta o kryptowaluty. Przeczytaj!

***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: uchodźcy | wojna w Ukrainie | Rosja | Ukraina | demografia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »