Nasze zarobki realnie będą dalej spadać. Najtrudniejsze będą dwa najbliższe kwartały

Płace odzyskają wartość realną dopiero za rok. Zatrudnienie będzie się obniżało przez przynajmniej trzy lata. Częściowo będzie to wynikało z trudnej sytuacji gospodarczej, a częściowo ze zmian demograficznych. Takie prognozy dotyczące rynku pracy przedstawili ekonomiści Narodowego Banku Polskiego prezentując listopadowy raport o inflacji.

Przypomnieli, że płace w całej gospodarce realnie spadły już w drugim kwartale o 1,8 proc., a dodatkowo w sektorze przedsiębiorstw (a więc firmach zatrudniających od dziesięciu osób) o 1,6 proc. w III kwartale. Działo się tak pomimo wysokich (kilkunastoprocentowych) podwyżek nominalnych. Jednak ceny znacząco rosły szybciej niż płace. Zdaniem analityków NBP podobnie będzie się działo przez kolejnych kilka kwartałów. Szacują, że dopiero jesienią przyszłego roku płace będą rosły w podobnym tempie co ceny, a zimą - nawet wyższym. Ekonomiści szacują, że w IV kwartale przeszłego roku inflacja przestanie rosnąć w tempie dwucyfrowym (założyli, iż będzie to 8 proc.), a płace nominalnie będą rosły powyżej 10 proc.

Reklama

Dla pracowników najtrudniejsze będą najprawdopodobniej dwa najbliższe kwartały. Ceny mogą wzrosnąć o 18 - 19,6 proc., a wynagrodzenia o 12 - 13 proc. W kolejnych miesiącach różnice pomiędzy inflacją a podwyżkami będą się zmniejszały.

Spowolnienie widoczne będzie także na rynku pracy. Przy czym stopa bezrobocia będzie rosła znacznie wolniej niż będzie spadała liczba pracujących. W przyszłym roku liczba pracujących może być niższa o 1,6 proc. a w 2024 r. największe spadki (1,8 proc.) szanowane są na późną wiosnę.

Firmy będą zwalniały w ostateczności

Prof. Maria Drozdowicz z SGH przyznaje, że stopa bezrobocia w najbliższych miesiącach nie powinna wyraźnie wzrosnąć. - Nie powinno być to więcej niż 1 - 1,5 pkt proc. ze względu na sytuację demograficzną - mówi. Ekonomistka przewiduje wyhamowanie wzrostu płac: - Przedsiębiorstwa dramatycznie tną te koszty, które mogą ze względu na błyskawiczny wzrost kosztów, na które nie mają wpływu. Jej zdaniem firmy będą stosowały różne formy oszczędności np. zmniejszenia czasu pracy zanim zdecydują się na zwolnienia. To będzie dla wielu firm ostateczność.

Tak też wynika z badania, które wśród dużych i średnich firm przeprowadzono we wrześniu na zlecenie Grant-Thornton. Gdyby przedsiębiorcy musieli mierzyć się z istotnym spadkiem popytu to najpierw cięliby wydatki ma marketing, ograniczyliby inwestycje, ale w trzeciej kolejności ograniczyli pozapłacowe koszty pracy, np. benefity pracownicze (66 proc.) ankietowanych, a tylko co piąta firma - ograniczyłaby wynagrodzenia. Zapytano firmy także o to, jakiego rodzaju oszczędności wprowadziliby w ostateczności. Najbardziej chronionym "aktywem" okazali się pracownicy. Obniżki płac jako ostateczność wskazało 37proc. przedsiębiorców, a redukcję zatrudnienia - 25 proc.

Prof. Drozdowicz przypomina, że nominalny wzrost płac na początku roku "podbije w górę" wysoki wzrost płacy minimalnej. - Duża podwyżka płacy spowoduje, że wielu pracowników, którzy obecnie zarabiają nieco powyżej płacy minimalnej, a w przyszłym roku będą zarabiali właśnie płacę minimalną będzie się domagała podwyżek, lub będzie próbowała zmienić miejsce pracy. Najtrudniejsza będzie sytuacja pracowników sfery budżetowej - dodaje prof. Drozdowicz.

Smutek podwyżek i płacy minimalnej

O tym, jak trudna jest sytuacja płacowa pracowników cywilnych służb mundurowych zwraca uwagę Joanna Stec-Trzpil, przewodnicząca Związku Zawodowego Pracowników Policji. W przyszłym roku około 11 tys. cywilnych pracowników policji (na ok. 25 tys.) zarabiać będzie płace minimalną. - Są to między innymi informatycy, osoby odpowiedzialne za system bezpieczeństwa, kierownicy tajnych kancelarii. W przyszłym roku 30 proc. pracowników zatrudnionych na zasadach służby cywilnej i 60 proc. zatrudnionych na podstawie kodeksu pracy będą mieli płacę minimalną - relacjonuje Joanna Stec-Trzpil. - Będą zarabiali tyle co osoby z najniższymi kompetencjami i umiejętnościami. Jeśli nie dostaną podwyżki, to zaczną intensywnie szukać innej pracy - dodaje.

Andrzej Radzikowski, przewodniczący OPZZ przyznaje, że od września wzrasta liczba informacji o tym, iż firmy zaczynają się zastanawiać nad zwolnieniami grupowymi. - Częściej jednak słyszymy, że w firmach, które mają obecnie mniej zamówień, wysyła się załogi na zaległe urlopy - mówi.

Specjaliści zwracają uwagę na jeszcze jedno możliwe zjawisko: ludzie zaczną tracić pracę, a bezrobocie nie będzie rosło. Obecnie zamyka się (na stałe lub czasowo) sporo firm z sektora usług. Wiele z nich miało podpisane umowy o dzieło z pracownikami. Jeśli te nie zostaną przedłużone lub zostaną zerwane to osoby, które je stracą nie będą się rejestrowały jako bezrobotne - szybciej przejdą do szarej sfery. Bezrobocie nie będzie więc rosło, choć pracy zabraknie.

Aleksandra Fandrejewska 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »