Praca zdalna: Szef w bamboszach, gwiazda Zooma i młodzi w dołku
Więcej czasu dla siebie lub dla rodziny, ale mniej bezpośrednich interakcji ze współpracownikami. Kłopoty techniczne z organizacją pracy, a tuż obok odkrywanie nowych obszarów kompetencji. W 2020 roku praca zdalna zagościła w części polskich domów, a wraz z nią wady i zalety takiego rozwiązania. Przykłady z wirtualnych "kozetek" psychologów, które zebrała Interia, ukazują dokładnie, co nas boli na "home office".
Z badań prowadzonych w ciągu ostatnich miesięcy wynika, że Polacy polubili pracę zdalną. Oszczędność czasu wynikająca z braku konieczności dojazdu do biura oraz możliwość skupienia się na rodzinie czy na własnych zainteresowaniach to najczęściej wskazywane zalety pracy z domu. Codzienność na home office nie jest jednak usłana różami, a wraz z upływem czasu i przedłużającą się zawodową "izolacją", narasta zniecierpliwienie. Z jakim problemami mierzą się Polacy w rzeczywistości pracy zdalnej?
- Podczas wiosennej fali pandemii pojawiły się pierwsze problemy z pracą zdalną, bo wtedy ludzie w ogóle nie wiedzieli, co to znaczy praca zdalna, począwszy od prozaicznych rzeczy - mówi Interii Izabela Kielczyk, psycholog biznesu.
- Zgłosiła się do mnie firma z pytaniem, w co oni mają wyposażyć pracowników, żeby firma w ogóle mogła działać. Okazało się, że część osób nie ma komputera z kamerą, który umożliwia udział w wideokonferencjach, ma niewygodny fotel, albo nie ma w ogóle przestrzeni do pracy w domu. Na początku pojawiło się więc zderzenie z tym, że trzeba pracowników wyposażyć w sprzęt. Tutaj przytoczę zabawną sytuację. Kiedy wprowadzono pracę zdalną, jeden z szefów wsiadł odruchowo do auta i pojechał do pracy. Podjeżdża pod biurowiec - pusto przed budynkiem. Wchodzi do biura, a tam nikogo. Zastanawia się, gdzie są ludzie? I wtedy uzmysłowił sobie, że część jego pracowników nie ma nawet laptopów, które mogliby zabrać do domu. Siedział przez godzinę w pustym biurze i nie wiedział, jak się w tym odnaleźć. Pytał mnie, co ja mam teraz zrobić? - opowiada psycholog.
Kiedy wszyscy zostali już wyposażeni w sprzęt, to niektórzy pracodawcy uznali, że sprawa jest załatwiona. Wtedy pojawił się problem, jak w ogóle tą pracą zdalną kierować. - Czy mamy widzieć się na wideokonferencji codziennie? Czy powinniśmy organizować częstsze spotkania? Zdarzały się przypadki, że menadżerowie - bez wcześniejszej zapowiedzi - mówili pracownikom, że za pięć minut będzie zdalne spotkanie zespołu. A tu się okazuje, że ktoś jest nieubrany, panie nieumalowane, ktoś gotuje kaszkę mannę dziecku. To było uczenie się kultury organizacyjnej. Na przykład tego, że trzeba uprzedzać o spotkaniach co najmniej z godzinnym wyprzedzeniem. W niektórych firmach spotkania na cały tydzień zaczęto planować w poniedziałki - mówi Kielczyk.
Oprócz problemów organizacyjnych pojawiły się też te komunikacyjne. Na przykład, szefowi coś wypadło i spotkanie się nie odbyło. Zespół czekał, a szef nie uprzedził, że go nie będzie. - Radziłam wtedy: jeśli coś ci wypadnie, to też poinformuj. Bo w momencie, kiedy my się nie widzimy, to brak informacji jest odbierany jako brak szacunku - wyjaśnia psycholog biznesu.
Przytacza też inny przykład. - Pracownik miał kłopot z nauką zdalną dziecka. Coś się zacięło, coś nie działało, trzeba było się tym szybko zająć i kamera w komputerze podczas wideokonferencji była wyłączona. Mówiłam wtedy: słuchaj, powiedz o takiej sytuacji, bo ludzie traktują to jako nierówność. Na zasadzie, dlaczego on może mieć wyłączoną kamerę, a ja nie? Wśród pracowników uruchamiała się silna potrzeba poczucia sprawiedliwości. W takich sytuacjach szef powinien precyzyjnie określić na przykład to, kiedy można mieć wyłączoną kamerę podczas wideokonferencji, żeby zasady były jasne i przejrzyste dla wszystkich - tłumaczy nasza rozmówczyni.
Kolejny kłopot, który pojawił się wraz z pracą zdalną, to forma prezentacji podczas wideokonferencji. - Wielu osobom sprawiało problem mówienie o swojej pracy do kamery, kiedy nie widzieli zespołu na żywo. Dwie firmy zwróciły się do mnie z pytaniem, jak się zorganizować, na przykład jak reagować, kiedy w kadr wejdzie dziecko, albo pies. Najważniejsze to mówić o takich sytuacjach - wyjaśnia Izabela Kielczyk. Jak uzupełnia, niektórzy pracodawcy wychodzili z inicjatywą i ustalali, które godziny będą najbardziej optymalne dla pracowników, żeby organizować spotkania. Na przykład wtedy, kiedy dzieci zaczną już lekcje, a nie o godzinie ósmej rano.
Jak podkreśla psycholog, praca zdalna ma jednak również swoje dobre strony. Przyniosła ludziom refleksję odnośnie do tego, co chcieliby zmienić. Nowa sytuacja pokazała nowe obszary kompetencji.
- Pewną panią w firmie handlowej pandemia zastała tuż przed zwolnieniem, bo mówiąc wprost, nie sprzedawała. Jeździła na spotkania z klientami, ale szło jej źle. Kiedy firma przeszła na pracę zdalną, to okazało się, że to pracownik miesiąca. Bo kiedy jest w swoim domu, z poczuciem bezpieczeństwa, kotem obok, w swoim fotelu, to staje się gwiazdą Zooma. Cieszy się, że ma ten dystans z klientem przez wideospotkania, czuje się pewniej. I to uchroniło ją przed zwolnieniem, a dla firmy to wymierne korzyści - wskazuje Izabela Kielczyk.
Inny przykład: historia z działu handlowego pewnej firmy - Jedna dziewczyna powiedziała mi, że ona musi jakoś inaczej dzwonić do tych klientów. "Ja tak siedzę w tej pracy i rozmawiam, ale chciałabym coś zmienić". Miała w domu długi korytarz, po którym zaczęła chodzić, kiedy rozmawiała z klientami, stukając przy tym obcasami po podłodze. I nagle okazało się, że jest bardziej decyzyjna i wstąpiła w nią nowa energia. Powiedziała później, że nawet kiedy wróci do biura, to nie chce siedzieć przy biurku ze słuchawkami na uszach. Bo czuje się wtedy jak "podnóżek" - mówi nasza rozmówczyni.
Na wirtualnej "kozetce" zdarzyła się też historia szefa, który co prawda ubierał się elegancko, ale pracując, siedział w kapciach. - Mówił mi, że stracił motywację, sprawczość i chęć do działania przez pracę zdalną. "Nie za bardzo wiem, o co chodzi. Ale jak ja tak mówię do tych pracowników, to jakiś taki skapcaniały siedzę w tym fotelu". No to zapytałam go: "to w czym ty siedzisz w tym fotelu?". I odpowiedział, że w bamboszach. Bo tata, mąż i w tych kapciach robi się taki bardziej domowy. A do biura wychodził kiedyś w sztybletach. Więc powiedziałam mu, żeby nosił te sztyblety po domu, kiedy pracuje. I jak już założył te buty, to zamienił fotel na krzesło, zaczął inaczej rozmawiać z klientami i pracownikami. Wróciła energia i zdecydowanie - opowiada Kielczyk.
Niektórzy pracodawcy wpadli nawet na pomysł, żeby na spotkaniach online wszyscy byli ubrani tak jak do biura. - Siedzieli faktycznie w tych koszulach, garsonkach. I to był taki czynnik, który sprawiał, że pracownicy czuli, że są w pracy i że poruszają się w przestrzeni, w której wchodzą w jakąś rolę. Bardzo często zdarzało się, że ludzie byli ubrani jak trzeba, ale kiedy komuś coś się wyłączyło i trzeba było wstać, to od pasa w dół były spodnie od piżamy, albo ktoś w samych majtkach - mówi nasza rozmówczyni.
Oprócz problemów technicznych i organizacyjnych, początki pracy zdalnej oznaczały dla niektórych pracowników wytchnienie. Część przywitała home office z entuzjazmem. - Niektórzy cieszyli się z pracy zdalnej. Mieli dość wyścigu szczurów, byli zmęczeni pracą, dojazdami, odbieraniem dzieci ze szkoły. Myśleli: "ale fajnie, to ja teraz sobie posiedzę spokojnie w domu w dresie" - mówi Izabela Kielczyk.
Z czasem okazało się jednak, że to przestaje być sielanka, a zaczyna się trudny czas. - Bo wszystko robię w domu, nie mam swojej przestrzeni, jest problem, żeby wyjść nawet na kawę, bo wszystko jest zamknięte. Do tego doszedł brak osobistych kontaktów ze współpracownikami. Po początkowej euforii ludzie zobaczyli, że jednak chcieliby wyjść do pracy - wskazuje psycholog.
- To, co obserwuję na szkoleniach, i co pokazują wyniki prowadzonych badań, to, że ludziom coraz bardziej doskwiera brak kontaktów społecznych: żartów, spontanicznych sytuacji w pracy. Tego nie jesteśmy w stanie zrekompensować online. Zaczął się grudzień, mamy okres przedświąteczny. Osoby pracujące zdalnie z nostalgią wspominają czasy w biurze, kiedy można było ubrać się w świąteczne swetry, kupić sobie prezenty na Mikołajki - mówi Interii Malwina Puchalska-Kamińska, psycholog i trener biznesu z Job Crafting Polska i Uniwersytetu SWPS. Jak dodaje, warto zadbać o pielęgnowanie takich rytuałów online, ale w jej ocenie to nie zastąpi kontaktu na żywo.
Jak wskazuje Izabela Kielczyk, ludzie, którzy pracują zdalnie od marca, zaczynają odczuwać zniechęcenie i frustrację tak dużą, że pojawiają się nawet stany depresyjne. - To wszystko za długo trwa. Czasami konieczne jest nawet przepisanie leków, żeby ktoś przetrwał ten trudny okres. Jest więcej problemów z izolacją, ludzie mają tego dość - ocenia. Psycholog opowiada, że w jednej z firm pracownicy spotykają się w biurze dwa razy w tygodniu tylko po to, żeby porozmawiać przy kawie i to nie o pracy. - Inna firma zorganizowała to tak, że pracownicy spotykają się na kawę przy stacji benzynowej niedaleko biura. I wbrew pozorom okazuje się, że ludziom nie straszna jest pogoda i zimno. Szczególnie cieszą się ci z dziećmi, bo mogą wyjść na godzinę z domu i mieć trochę czasu dla siebie - mówi.
Zdaniem Malwiny Puchalskiej-Kamińskiej, to, jak znosimy pracę zdalną, zależy od naszej osobowości, tego, czy jesteśmy introwertykiem czy ekstrawertykiem. Ale też od charakteru pracy i tego, jak wielu kontaktów społecznych potrzebuje dany pracownik. - Te osoby, które wcześniej nie miały możliwości pracy zdalnej z różnych powodów - bo albo w ich firmie było przekonanie, że pracownicy w domu nie wykonują swoich obowiązków, albo ich stanowisko wymagało fizycznej obecności w biurze - teraz trudniej radzą sobie z przejściem na pracę zdalną. Wiele zależy też od sytuacji rodzinnej - mówi Interii.
Psycholog przytacza przykład z ostatnich miesięcy. - Przypominam sobie jednego z dyrektorów, który był u mnie na szkoleniu. Organizuje codziennie spotkania z zespołem i zdał sobie sprawę, że ma wśród pracowników osoby mieszkające samotnie i że te spotkania mają dla nich dużą wartość, są dla nich ważne - wskazuje Puchalska-Kamińska. Jak dodaje, problemem są też małe mieszkania.
- Dziwię się niektórym szefom, że narzekają, że ludzie nie potrafią się zorganizować. Obecna sytuacja wymaga dużej empatii i wyjścia ze swojej skóry, żeby zobaczyć, że to, że mnie odpowiada praca zdalna, nie oznaczana, że innym też ona odpowiada. Znaczenia nabiera znajomość siebie nawzajem w zespole. To ważne, żeby wiedzieć, że ktoś może potrzebować naszego wsparcia i rozmowy - podkreśla.
W dyskusjach na temat uciążliwości pracy zdalnej eksperci najczęściej skupiają się na trudnościach, z którymi mierzą się pracownicy z dziećmi. Pogodzenie pracy z domu i nauki zdalnej wymaga nie lada wysiłku organizacyjnego. Praca zdalna to jednak największe wyzwanie dla młodych pracowników - mówi Interii Izabela Kielczyk.
- To jest pokolenie, które najgorzej znosi tę sytuację. To są ludzie, dla których to pierwszy poważny kryzys w życiu, a do tego tragiczny, bo nie możemy nic zrobić. To grupa, która doświadcza najwięcej zaburzeń lękowych i depresji. Coraz częściej muszą brać leki związane z zaburzeniami depresyjnymi. W naszej przychodni psychiatrycznej liczba młodych ludzi, którzy zgłaszają się do lekarza z problemami, podwoiła się - wskazuje psycholog.
Jak wyjaśnia, młodzi najbardziej cierpią, bo nikt nie nauczył ich radzić sobie z kryzysem, ale też dlatego, że niczego im do tej pory nie brakowało. - Tu jest najwięcej pracy w zespołach, z tymi młodymi dwudziestolatkami, którzy wchodzą na rynek pracy, albo są na nim krótko. I oni potrzebują największej opieki ze strony pracodawców. To w dużej mierze kwestia wieku, w którym tworzy się relacje i jest najwięcej kontaktów społecznych. A w tej chwili są od tego odcięci. Skutkuje to poczuciem beznadziejności, przygnębienia, czy wręcz przegranej. Bo nawet ci młodzi, którzy przeszli już kryzysy, albo wyszli z trudnego dzieciństwa, mieli okazję poczuć, że im się udało i mogą się tym teraz cieszyć. A tu ciach. Przyszła pandemia. I to jest dla nich bardzo trudne - tłumaczy Kielczyk.
Obecna sytuacja sprawiła, że część szefów zaczęła zwracać uwagę na problem zdrowia psychicznego swoich podwładnych. I chociaż według raportu Grant Thornton "Zmobilizowani, zorganizowani, zdeterminowani" jedynie 15 proc. firm oferuje swoim pracownikom możliwość wsparcia psychologa, to i tak zmiana w myśleniu pracodawców zaczyna być widoczna. - To, co mnie cieszy, to fakt, że pracodawcy zaczęli patrzeć na swoich pracowników ludzkim okiem i troszczyć się o ich zdrowie psychiczne. Nie traktują już podwładnych tylko jako wyrobników, którzy muszą zrobić 200 proc. normy i przynieść pieniądze. Dostrzegli, że kiedy ludzie są zadowoleni i widzą, że szef ich szanuje, to lepiej pracują - mówi Kielczyk
- Jeden szef, za moją namową, zorganizował w firmie pół godziny frustracji, czyli spotkania na których pracownicy mogli wylać z siebie, to, co ich wkurza. Na początku ludzie podchodzili do tego różnie i trzeba było im tłumaczyć, że to nie jest po to, żeby pracodawca sprawdzał pracowników i typował, kogo trzeba zwolnić, ale żeby stworzyć bezpieczną przestrzeń do rozmowy. Po tych trzydziestu minutach pracownicy mieli tak dość, że mówili "weźmy się za robotę". Zaczęły się też pojawiać pomysły, jak z tej frustracji wyjść. W przestrzeni biznesu opór przed mówieniem o trudnych tematach zawsze był duży, na zasadzie "kiedy ja im pozwolę narzekać, to nie przestaną". A okazało się, że jest na odwrót - ocenia psycholog.
W ostatnich miesiącach przywykliśmy do dyskusji o Polakach na home office i o zagadnieniach z tym związanych. Mniej uwagi poświęcano osobom, które na pracę z domu nie mogą sobie pozwolić. - Warto pamiętać, że nie każdy pracownik ma możliwość pracy zdalnej w czasie pandemii. Mam na myśli nie tylko służbę zdrowia. Nie możemy pomijać tych, którzy pracują w fabrykach, sklepach, itp. - mówi Malwina Puchalska-Kamińska. Jak dodaje, w Polsce jest duża klasowość, jeżeli chodzi o pracę, inaczej niż na przykład w Norwegii, gdzie nie ma tak dużych rozbieżności płacowych i każdy pracownik bez względu na zawód zasługuje na taki sam szacunek. - A my jesteśmy takim społeczeństwem, w którym sukces definiuje się często pracą w korporacji, czy - paradoksalnie - tym, że wzięliśmy kredyt, bo skoro go wzięliśmy, to było nas na to stać. Echa tego pobrzmiewają w naszej retoryce na co dzień - ocenia psycholog.
Pandemia i praca zdalna mogą stać się nowym wyznacznikiem statusu materialnego i jaskółką pogłębiających się podziałów klasowych. W fazie głębokiego lockdownu, która nastąpiła wiosną, do pracy bez taryfy ulgowej wychodzili sprzedawcy, kurierzy, pracownicy fizyczni, itd. Po to, żeby sprostać potrzebom konsumpcyjnym - co do zasady lepiej zarabiających - pracowników biurowych. Pracę zdalną i bezpieczeństwo w czterech ścianach można było postrzegać jako przywilej niektórych grup zawodowych, z którego "białe kołnierzyki" nie do końca zdawały sobie sprawę.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
- Skutki pandemii będą odczuwać najbardziej ludzie o najniższym statusie społecznym. Nie chcę użyć sformułowania "z nizin społecznych". Pandemia uwypukliła różne nierówności i patologie, które były obecne w pracy. Tak samo dotyczy to wszystkich obszarów życia człowieka. Obecna sytuacja niesie ze sobą szanse, ale i zagrożenia. Z jednej strony rozbieżności mogą się nadal utrzymywać, a nawet pogłębiać, a z drugiej strony, dzięki ich naświetleniu przez pandemię, mamy szansę zacząć z nimi walczyć - komentuje psycholog.
Jak dodaje, teraz wyszły wszystkie brudy - tam, gdzie były jakieś niejasności, czy kiepskie zarządzanie. Wraz z pojawieniem się utrudnień w pracy, w niektórych firmach okazało się, że pracownikom nie chce się starać, bo wcześniej byli źle traktowani. - Pandemia jest jak papierek lakmusowy, który sprawdza wiele rzeczy - podkreśla Puchalska-Kamińska. Ona sama jest zwolenniczką hybrydowego modelu pracy i elastyczności, która się z tym wiąże. - Myślę, że to jest przyszłość. Różne obszary życia są dla nas ważne, a w tym pędzącym świecie trudno zadbać o wszystko. Wiele będzie zależeć od tego, czy nauczymy się z tej elastyczności korzystać, bo elastyczność działa wtedy, kiedy potrafimy być odpowiedzialni - podsumowuje.
Dominika Pietrzyk