Rafał Woś: Bojkot Rady Dialogu Społecznego
Znowu "rympał" nowego rządu. Tym razem w sprawach pracowniczych. Ministrowie rządu Donalda Tuska nie pojawili się na zaplanowanym wcześniej wręczeniu nominacji na członków Rady Dialogu Społecznego u prezydenta Dudy. Przypadek? Drobne nieporozumienie? Nietakt? Nic z tych rzeczy. Sprawa jest niestety dużo poważniejsza.
Dopiero dziś (30 stycznia), w drugim terminie, powołano członków rządu do Rady Dialogu Społecznego.
Przypomnijmy fakty. Rada Dialogu Społecznego to najważniejsza w Polsce instytucja służąca do ucierania się interesów pomiędzy lobby pracodawców (Lewiatan, BCC i inni) a organizacjami pracowników (związki zawodowe). To dziedzina dla każdej gospodarki kluczowa oraz absolutny fundament spokoju społecznego we współczesnym kapitalizmie. RDS powstała dekadę temu i jest to informacja dla całej historii bardzo ważna - wręcz kluczowa. Powołanie do życia RDS było bowiem odpowiedzią na kompletne zawalenie się dialogu społecznego w Polsce. A kto wtedy rządził w Polsce? No cóż w Polsce rządził wtedy nie kto inny jak... Donald Tusk.
Dziś obecny premier oraz jego otoczenie nie bardzo lubią wspominać tamte czasy. Nie pasuje to do nowego image’u Tuska jako polityka europejskiego, nowoczesnego, postępowego i otwartego na dialog. Fakty są jednak takie, że polityka premiera Tuska wobec świata pracy była tę dekadę temu wręcz zaprzeczeniem dialogu.
Mówiąc w największym skrócie: po kryzysie 2009 roku koalicja PO-PSL działała w sposób turboliberalny. To oni szeroko otworzyli drzwi do uśmieciowienia polskiego rynku pracy i to oni podwyższyli wiek emerytalny bez żadnej - najmniejszej nawet - debaty publicznej. Dialog społeczny według "pierwszego Tuska" kompletnie nie mieścił się w formacie trójstronnym, w którym spotykają się organizacje pracodawców i pracowników, a rząd stara się wchodzić w rolę moderatora tej dyskusji na temat płac, praw pracowniczych czy Kodeksu pracy. Za "pierwszego Tuska" rząd w dziewięciu na dziesięć przypadków brał stronę pracodawców, uważając pracowników i reprezentujące ich organizacje związkowe za irytujące owady brzęczące gdzieś nad uchem i niepozwalające rządowi dogadywać się w spokoju z wielkim biznesem.
Ale wtedy Tusk się przeliczył. Myślał, że nadal mamy lata 90. i że hasło "związki na Powązki" można bez trudu podsuflować mediom i reszcie społeczeństwa. Tylko, że to już tak nie działało. Trzy największe polskie centrale związkowe miały dość tej farsy i wspólnie wystąpiły z tzw. Komisji Trójstronnej. To wtedy dialog społeczny w Polsce się załamał, a i sam Tusk na konfrontacji ze światem pracy nie wyszedł najlepiej. W końcu PO (już bez Tuska) przegrała z kretesem wybory roku 2015. Także z powodu swojego kompletnego niezrozumienia, że w nowoczesnej gospodarce rząd nie może być tylko zbrojnym ramieniem wielkiego kapitału. Jeszcze przed oddaniem władzy powołano do życia wspomnianą już Radę Dialogu Społecznego. Z nadzieją na jakiś rodzaj nowego otwarcia i odbudowy zaufania.
Przez następnych osiem lat RDS działała w najlepsze. Jak działała? Tu zdania były zawsze podzielone. Organizacje pracodawców twierdziły, że są w jej ramach marginalizowane. A rząd PiS i prezydent Duda biorą w niej zazwyczaj stronę pracowników. Dla nienawykłych do autentycznego dialogu lobby pracodawców to był szok i kamień obrazy. Związkowcy? Dla nich RDS był w tych minionych latach miejscem, gdzie udawało się wiele załatwić. Może nie wszystko i nie zawsze. Ale wiele. Od mocnej dynamiki wzrostu płacy minimalnej po zakaz handlu w niedziele.
To jest kontekst, o którym pamiętać należy, gdy dziś docierają do nas informacje o demonstracyjnym bojkocie nominacji do RDS przez stronę rządową. Nie dziwi, że Donaldowi Tuskowi RDS kojarzy się z tamtymi - nieprzyjemnymi dla niego - wydarzeniami sprzed lat. Zaskakuje, że tamte resentymenty z dobrodziejstwem inwentarza przyjmują jego - wedle deklaracji - dalece bardziej socjalni koalicjanci. Głównie lewica. Lewica, która głosi, że perspektywa pracownicza jest im bardzo bliska.
W szeregu zdarzeń ostatnich miesięcy bojkot RDS może przejść trochę niezauważony. W końcu mamy dalece bardziej ostentacyjne przykłady chodzenia "na rympał" przez nową władzę. Likwidacja mediów publicznych, obława na politycznych przeciwników, chaos sądowy lepiej przebijają się na medialne jedynki i strony główne. Sygnał, którym jest wspomniany bojkot nominacji do RDS, jest jednak bardzo niepokojący. Oto dialog społeczny w Polsce nie jest przez nową władzę szanowany. A Rada Dialogu pada ofiarą chęci upokorzenia prezydenta czy odegrania się na związkach zawodowych.
To nie tylko postępowanie małe i niszczące ład instytucjonalny w państwie. Ale także coś, co bardzo niedobrze wróży sprawie pracowniczej i stabilności polskiej gospodarki na nadchodzące lata.
Rafał Woś
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.