Rosjanie chcą wzorować się na Zachodzie. "Musimy być postępowi"
Tydzień pracy w Rosji powinien być skrócony - stwierdziła Swietłana Bessarab, członkini rosyjskiej Dumy i działającej przy niej Komisji Pracy. Jej zdaniem warto wzorować się na krajach "rozwiniętych", jak na przykład Holandia.
Jak opisuje rosyjski serwis lenta.ru, członkini Komisji Dumy Państwowej ds. Pracy, Polityki Społecznej i Spraw Kombatantów Swietłana Bessarat zaproponowała skrócenie tygodnia pracy z 40 do 36 godzin. Parlamentarzystka wskazała, że takie rozwiązanie "odpowiada możliwościom rosyjskiego rynku pracy", a sama koncepcja jest już praktykowana w "krajach rozwiniętych".
- Wiele krajów świata podąża tą drogą i Rosja musi być postępowa w tym kierunku. [...] Nie będziemy w tej sprawie pierwsi: w Europie jest wiele krajów, w których pracuje się 36, 35, a nawet 32 godziny tygodniowo. Na przykład w Holandii, która jest dość zamożnym krajem o jednym z najwyższych standardów życia, pracują nie więcej niż 33 godziny tygodniowo - powiedziała rosyjska posłanka cytowana przez lenta.ru.
W ramach jej pomysłu mieści się rozwiązanie, w którym to pracodawcy wraz z organizacjami zrzeszającymi pracowników ustalą formę skrócenia tygodnia pracy wedle swoich potrzeb, a porozumienie miałoby zostać utrwalone odpowiednim regulaminem. Sama polityk natomiast wskazując swoje propozycje stwierdziła, że krótszym dniem mógłby być piątek.
Jednocześnie parlamentarzystka wskazała, że odpowiednią motywacją dla pracodawców mógłby być uchwalony rządowy eksperyment, do którego firmy zgłaszałyby się dobrowolnie. W zamian za skrócenie czasu pracy przy zachowaniu odpowiedniego wynagrodzenia, przedsiębiorstwa mogłyby liczyć na np. otrzymywanie rządowych zamówień lub publicznych dotacji.
Jak wskazuje serwis, to nie jest pierwszy pomysł zmian dotyczących czasu pracy, które przechodzą przez tamtejszą Dumę. Wcześniej partia Liberalno-Demokratyczna zgłosiła zmniejszenie wymiaru godzin w zakładzie pracy dla rodziców rodzin wielodzietnych. Chodziło dokładnie o skrócenie roboczego tygodnia do czterech dni, przy zachowaniu pełnego wynagrodzenia.
Po ponad 18 miesiącach trwania wojny wiemy, że zachodnie sankcje nie złamały gospodarki agresora, ale nie można przejść obojętnie wobec znaków, że Rosja mierzy się z wieloma problemami. Pierwszym i najbardziej widocznym jest słabość tamtejszej waluty. Rubel w stosunku do dolara jest wart prawie tyle, co... cent.
Zgodnie z danymi z 11 sierpnia br., za jednego dolara należało zapłacić 99 rubli. Na przestrzeni roku rosyjska waluta osłabiła się względem amerykańskiej o ponad 30 proc., natomiast dewaluacja zaczęła postępować coraz szybciej od maja br.
Na tak rekordowo niskim poziomach rubel był tylko raz w historii - tuż po rozpoczęciu rosyjskiej agresji, kiedy to tamtejszy bank centralny musiał ratować walutę zamykając moskiewską giełdę na prawie miesiąc i uwalniając potężne rezerwy finansowe na rynek.
Inne dane makroekonomiczne wskazują, że w I kw. br. rosyjska gospodarka skurczyła się o 1,9 proc. w relacji rocznej. Należy pamiętać przy tym o efekcie skali statystycznej - 2022 r. był dla Rosji trudny i przyniósł w ciągu 12 miesięcy spadek PKB o 2,1 proc.
Problemem Kremla jest znalezienie rynku zbytu na surowce, które jeszcze przez lutym 2022 r. trafiały na europejskie rynki. Ropę i gaz kupują od Rosji Chiny i Indie, jednak cena paliw jest odpowiednia promocyjna, natomiast płatności w tamtejszych walutach, tj. kolejno juanach i rupiach, nie dają takie wartości jak posiadane rezerwy w euro czy dolarach.