Skok w bok

Moda, szpan... czy autentyczny kop rozwojowy, jak o niej mówią nasi rozmówcy? Jedno jest pewne: taki wyjazd to nie bułka z masłem, trzeba się do niego porządnie przygotować.

Should I stay or should I go - tytuł przeboju The Clash oddaje rozterki wielu młodych, ambitnych menedżerów, którzy zastanawiają się nad zagraniczną karierą. O ile, oczywiście, mają wybór. Szymon Wałach, odpowiedzialny za consumer finance w Pekao, przypomina, że w korporacjach, zwłaszcza amerykańskich (w USA przepracował sześć lat, między innymi w Salomon Smith Barney), najlepsi menedżerowie zwyczajnie nie mogą sobie pozwolić na luksus zapuszczenia korzeni w jednym kraju. Tu już nie można mówić o modzie na karierę zagraniczną, to jest po prostu nieodłączny element pracy.

Reklama

W takich firmach propozycję wyjazdu do innego kraju możesz odrzucić tylko raz; niepisana zasada mówi, że przy drugiej - już przy twoim nazwisku pojawia się żółta kartka; a trzeciej - czerwona.Presję na międzynarodową karierę na pewno narzuca rynek pracy: head-hunterzy skądinąd słusznie zakładają, że wzmianka o pracy za granicą w CV jest najlepszym probierzem cech skutecznego menedżera: odwagi, otwartości, ciekawości świata, zaradności.- Taka osoba ma szerokie horyzonty, nie boi się zmian, zazwyczaj ma zdolności przywódcze, inicjatywę, lecz i dużo pokory; odmienność kultur postrzega jako szansę rozwoju, także osobistego, a nie zagrożenie - wylicza Jacek Michalak, dyrektor centrum usług finansowo-księgowych Carlsberga, który do Wielkiej Brytanii wyjeżdżał z rodziną dwa razy, a łącznie spędzili na Wyspach cztery lata.Ktoś, kto wyjechał, na pewno widział to i owo, doświadczył innych standardów pracy, sprawdził się w roli szefa międzynarodowego zespołu.

Słowem - to modelowy kandydat na topowe pozycje menedżerskie, którego - co wciąż ma znaczenie - nie trzeba egzaminować, jak w codziennym wirze pracy radzi sobie z angielskim.Szklanki przybyszy z zagranicy zazwyczaj są do połowy pełne.

Potwierdzają to psycholodzy: przewagą tych, którzy wyjechali, są zwykle miękkie umiejętności (otwartość na ludzi i świat, komunikatywność), inne podejście do życia, entuzjazm, optymizm, odważne przyjmowanie nowych wyzwań.- To kwestie w Polsce wciąż bagatelizowane, na Zachodzie stawiane niemal na równi z wykształceniem i doświadczeniem zawodowym - mówi Przemysław Gacek, prezes Grupy Pracuj.Potwierdza, że coraz więcej menedżerów szuka wyzwań poza Polską.- Dostrzegają to również zagraniczne firmy, które za naszym pośrednictwem szukają polskich specjalistów - komentuje Przemysław Gacek.By skuteczniej sprostać zapotrzebowaniu, Pracuj.pl przystąpił do sojuszu z Networkiem, skupiającym podobne portale z 56 krajów.

Wyjazd za granicę może się okazać kopalnią nowych pomysłów. Także na własną działalność, czego dowodem jest Pracuj.pl - do jego założenia zainspirował Gacka półroczny staż po studiach w londyńskim PwC.- Inną wartością są zdobyte w czasie pobytu międzynarodowe znajomości - tłumaczy Przemysław Gacek. - Niezależnie od branży i rodzaju prowadzonej działalności, takie kontakty mogą zaprocentować w przyszłości, czasem w najmniej spodziewanym momencie, na przykład przy wejściu na nowy rynek czy pozyskiwaniu inwestorów.- Przez ostatnie 18 lat uczyliśmy się na własnych, polskich błędach, co wkrótce może się okazać niewystarczające: dojrzały menedżer powinien mieć szersze spojrzenie, dopuszczać myśl, że inne kraje miały więcej czasu na to, by wypracować najlepsze rozwiązania problemów biznesowych - uważa Jacek Smura, prezes firmy szkoleniowo-doradczej Kontekst HR International Group, działającej w Polsce, Wielkiej Brytanii i na Ukrainie. - Wyjazd świetnie leczy z przekonania o własnej nieomylności i genialności.

Pokazuje, że wielu rzeczy, do których my dochodziliśmy metodą prób i błędów, za granicą uczą na pierwszym roku zarządzania...Tomasz Bochenek, dyrektor generalny Microsoftu ds. marketingu i sprzedaży na region CEE (od dwóch lat w Monachium) przypomina przy tej okazji o nieuchronności trendu globalizacji: - Większość kluczowych funkcji menedżerskich wiąże się, albo za chwilę będzie, z zarządzaniem wieloma rynkami, wyjazdami i pracą w wielojęzykowym, wielokulturowym środowisku. - A doświadczenie z innych krajów jest najlepszą polisą, chroniącą menedżera przed popełnieniem błędów, wynikających z nieznajomości specyfiki innych kultur - dodaje Jacek Smura.- Każdy wyjazd wzbogaca menedżera, ponieważ pokazuje, że nie ma jednego, jak nam się mogło wydawać, sposobu dochodzenia do rozwiązania - przypomina Tomasz Bochenek.Sam wiele nauczył się od kolegów z innych państw, choćby Holendrów:- Zawsze aktywnie podchodzą do kwestii ustalania budżetów, nie traktują tego jak negocjacji, w których centrala i oddział mają sprzeczne interesy, ale jako wspólną sprawę, często zobowiązując się przy tym do "wyrobienia" większej normy niż od nich oczekiwano.

Pozornie samobójcze, w długim terminie - bardzo im służy.Wyjazd nie jest konieczny, przynajmniej z punktu widzenia formalnych wymogów rynku pracy. Lecz jak się patrzy szerzej na zmiany zachodzące na świecie - zupełnie naturalny.Takiego zdania jest Stanisław Wojnicki, szef działu HR Citibanku na Środkowy Wschód: - Polacy odczuwają dotkliwy brak elementu doświadczenia, który jest wysoko ceniony na menedżerskim rynku pracy: to nieumiejętność docenienia (a często i brak samej świadomości), że inne kraje nie zasypiają gruszek w popiele i naprawdę robią gigantyczne postępy. Przeciętny Polak (i niejeden młody menedżer) wie o świecie tyle, ile nauczyli go w liceum - że Chiny, Indie, Brazylia czy Meksyk to Trzeci Świat, a Dubaj - pustynia. Tyle że Dubaj to miasto nowocześniejsze od większości europejskich metropolii, Chiny trzęsą światowymi giełdami, Indie są potęgą nuklearną, IT, hutnictwa, z Brazylii pochodzą embraery - jedne z najnowocześniejszych samolotów świata.

A u nas, nie tak dawno, Lepper odbywa spotkanie z pracownikami Huty Częstochowa, którą miał przejąć Mittal Steel, i mówi z typowym dla siebie rubasznym śmiechem: "Nie będzie Hindus uczył nas, jak wytapiać stal". Jak odnieść sukces w międzynarodowym środowisku? I jak zrealizować swoje zamierzenia?- Być otwartym, pozytywnie nastawionym, nie przejmować się tym, że na początku popełnia się gafy - wylicza Bochenek.

Polakom często trudno się odważyć, bo negatywne podejście, mnożenie potencjalnych barier to nasza narodowa specjalność. Tomasz Bochenek zdradza, że sam miał mnóstwo wątpliwości, na przykład, czy jego angielski jest wystarczająco dobry.- Trzeba mieć inicjatywę, zrozumienie dla odmienności, wiedzieć, czego się chce i osiągać swoje cele - to zasady banalne, jednak sprawdzają się pod każdą szerokością geograficzną - zauważa Stanisław Wojnicki.Właśnie dlatego nasi rozmówcy nie mitologizują jednak kariery międzynarodowej; widzą wręcz wiele przesady w presji na to, aby kandydat do pracy miał doświadczenie zagraniczne.- Nigdy nie badam życiorysów pod kątem geograficznym, tylko kwalifikacji wymaganych na danym stanowisku - deklarują.

Jeżeli zalecają komuś wyjazd, to głównie menedżerom, którzy w swoich firmach doszli do granic możliwości awansu i rozwoju. I którzy szukają nowych inspiracji. Wyjazd powinien być dla nich, jak mówi Tomasz Bochenek, kopem rozwojowym, który po powrocie do Polski wyniesie ich na wyższe stanowiska.- Ale nie dajmy się również zwariować: jeśli ktoś chce zawodowo związać się z Polską, nie powinien mieć kompleksów w związku z brakiem w jego CV zagranicznego epizodu - uważa dyrektor Microsoftu.

Tym bardziej że w Polsce jest już wiele miejsc pracy, gdzie międzynarodowość zespołu to chleb powszedni, a językiem kadry zarządzającej jest - jak w Microsofcie - coraz częściej język angielski. Oczywiście, ciekawość świata, doświadczenie różnorodności kultur, miejsc, osobowości wzbogacają menedżersko, tyle że można je pielęgnować inaczej, bez rewolucji w życiu zawodowym i prywatnym.Ciekawość świata - co podkreślają wszyscy nasi rozmówcy - nie przychodzi przecież automatycznie z wyjazdem zawodowym - albo się ją ma (i daje jej upust przy każdej okazji, np. organizując na wariackich papierach wyjazd autostopem do Hiszpanii podczas studiów), albo nie.Tymczasem Stanisław Wojnicki, który już w dzieciństwie godzinami jeździł palcem po mapie, poznał w Dubaju wielu Polaków, którzy są już tam kilkanaście lat, a nigdy nie ruszyli się poza Emiraty Arabskie.- A przecież sąsiedni Oman to raj na ziemi! - mówi z zachwytem. Odmienność powinna według niego fascynować, prowokować do nauki i rozwoju, a nie odrzucać:- Znam osoby, które nigdy nie weszły do typowej arabskiej restauracji, stołują się w przybytkach skrojonych na podniebienia turystów, psiocząc przy każdej okazji, że nie ma to jak schabowy.

Jeżeli ktoś już nie może żyć bez tego kotleta z kapustą, niech lepiej siedzi w Polsce.Historia Stanisława Wojnickiego dowodzi także, że żaden życiorys nie jest determinujący ostatecznie. Do Dubaju wyjechał po dziewięciu latach pracy w Citibanku w Polsce. Dla jego szefów fakt, że miała to być jego pierwsza zawodowa praca za granicą (wcześniej studiował w USA i pracował naukowo w Holandii), nie był problemem.- Dobry HR-owiec potrafi ocenić, jak kandydat odnajdzie się w nowym środowisku - mówi teraz Wojnicki, także z własnego HR-owego doświadczenia: w Emiratach na 4 mln ludzi tylko 800 tys. to obywatele tego kraju; reszta reprezentuje 200 narodowości.Praca z nimi pozwoliła mu wysnuć jeszcze jeden wniosek: - Różnice kulturowe obrosły niemal w mitologię, zaś ludzie są bardzo do siebie podobni.

Dlatego wyjazd jest formą wzbogacenia osobowości, ale raczej o to, że ma się styczność z bardziej zróżnicowanymi sytuacjami niż diametralnie inaczej myślącymi ludźmi. Wszystko to prawda, ale - zapytają sceptycy - dlaczego owych cnót nie można doskonalić także w Polsce? Zwracają uwagę na to, że kariera międzynarodowa wzbudza u nas zachwyt, nie zawsze proporcjonalny do rangi wykonywanych tam zadań.- W naszym nieco zakompleksionym świecie biznesu Paryż czy Genewa w CV stale daje posmak bycia celebrity biznesu - zauważa Paweł Gniazdowski, szef DBM i coach menedżerów.Nasuwa mu się analogia ze światem futbolu, gdzie każdemu zagranicznemu transferowi rodzimego piłkarza towarzyszą flesze fotoreporterów i westchnienia zazdrości kolegów, mimo że często - nie ma czego zazdrościć:- Na odległy plan schodzi ranga klubu, do którego jedzie, ba, sam fakt, czy będzie grał, czy - co w praktyce zdarza się częściej - grzał ławę. W biznesie jest trochę podobnie.Tym bardziej że wyjazd ma przecież swoją cenę, głównie prywatną.- Na początku wydaje się, że najtrudniej przekonać rodzinę do wyjazdu - wspomina Tomasz Bochenek. - Potem się okazuje, że to akurat było najłatwiejsze, kłopoty zaczynają się na miejscu.

Firmy wprawdzie oferują pakiet socjalny, bardzo ułatwiający przeprowadzkę, niemniej trzeba mieć świadomość, że nie będzie on panaceum na wszystko. Prawdziwe problemy pojawiają się znienacka, często bardzo prozaiczne, jak znalezienie domu w okolicy szkoły naszego dziecka. Dlatego zasada numer jeden: raczej nastawić się na trudności - inaczej pierwsze tygodnie mogą być bolesnym rozczarowaniem. Zasada numer dwa: rozmawiać dużo z ludźmi, którzy już przez to przeszli, wydobyć od nich maksimum praktycznych informacji.Jacek Michalak uczula, że zasadnicze znaczenie ma dobry kontrakt:- Nie ma co zakładać, że jakoś to będzie - trzeba się dokładnie dowiedzieć, co gwarantuje firma (dom, szkoła, podatki, urlop, przeloty do kraju itd.).

Przed wyjazdem trzeba dać sobie kilka dni na pozamykanie spraw w Polsce oraz spokojne przygotowanie się do przeprowadzki. Jak już się jest na miejscu, koniecznie zbudować sobie relacje poza pracą. Bardzo ważne są także pierwsze dni w nowym miejscu. Z reguły wyjeżdża się w obrębie jednej korporacji, tyle że przecież oddział oddziałowi nierówny. Pojawiają się naturalne lęki i niepewności - jak wygląda nieformalna struktura przywództwa, jakie relacje łączą pracowników.- Warto dać sobie miesiąc na to, by zrozumieć, jak firma funkcjonowała do tej pory, nie negować całości osiągnięć byłego kierownictwa, słowem - poruszać się tak, aby jak najwięcej zachować dobrego i nie wylać przy okazji dziecka z kąpielą - tłumaczy Michalak.- Ale wyjeżdżający pamiętać powinien też o tym, by się nie spalić - mówi inny nasz rozmówca. - Menedżer najczęściej jest ściągany do innego oddziału - albo kupiony przez inną firmę - by przeprowadził restrukturyzację. Jest pełen zapału, ale na miejscu napotyka bariery w procedurach, ludziach, przyzwyczajeniach, schematach, dlatego że mało która organizacja lubi się zmieniać.

Pierwotny zapał zaczyna się kurczyć, a potem - równia pochyła, depresja zawodowa i prywatna.Zaprawieni w wojażach rozmówcy szczególnie uczulają, aby zadbać właśnie o sferę emocjonalną, bo to ona najbardziej cierpi na emigracji. Nie ma nic gorszego niż potraktowanie wyjazdu jak zesłania. Szkoda życia na to, by zakładać, że pocierpię, potem wrócę i sobie to odbiję. Z doświadczenia Szymona Wałacha wynika, że bardzo wysoką cenę osobistą płacą osoby wyjeżdżające na półroczny projekt (z reguły przedłuża się do roku). Zostawiają rodzinę w Polsce, a widują się z nią w weekendy:- Wracasz w piątek wieczorem, skonany, idziesz z przyjaciółmi na imprezę, w sobotę odsypiasz (w wersji rodzinnej - spędzasz pół soboty z dziećmi), pranie, prasowanie, niedzielę poświęcasz na pakowanie (a czasami i obowiązki zawodowe) - opisuje typowe życie biznesowych nomadów Szymon Wałach.- Znam wielu menedżerów, których żony zostały w Polsce - dla obu stron to wykańczający emocjonalnie i psychicznie układ - potwierdza Jacek Michalak.

Gdy będą takie możliwości, zawsze należy wyjechać całą rodziną - dopóki dzieci są w szkole podstawowej, nie będzie trudności z przenosinami. Gorzej rozstania z przyjaciółmi znoszą gimnazjaliści i licealiści.Dla ciągłości kariery niezdrowe wydaje się przedłużanie pobytu za granicą powyżej dwóch, trzech lat - później powroty są trudne. Trzy lata to psychologiczna bariera, po przekroczeniu której człowiek traci poczucie, czy jest bardziej "stamtąd", czy "stąd".A zawodowo? Pół biedy, jeżeli wyjazd i powrót następują w obrębie jednej korporacji; gorzej - gdy powrót, po dłuższej nieobecności w kraju, wiąże się z szukaniem nowej pracy. Wtedy może być naprawdę trudno.- W latach 90. zagraniczny pobyt był fantastycznym handicapem na rynku pracy, teraz, przeciwnie, bywa kłopotem - uczula Paweł Gniazdowski. - Po kilku latach człowiek "wypada z realiów" (a przynajmniej zyskuje taką opinię, często niesprawiedliwie), może się "wywyższać" (często tak się na to patrzy, nawet jeśli nie jest to prawdą), traci naturalny networking (to akurat najczęściej jest prawda).

Szymon Wałach radzi, by po trzech, czterech latach "zesłania" w jednym kraju, zrobić rachunek - albo wracam teraz, albo planuję zapuścić korzenie na dłużej. Jego zdaniem, powroty po dłuższym wyjeździe zazwyczaj nie spełniają pokładanych w nich nadziei. Zawsze można znaleźć półśrodek: wyjechać na krótko, najlepiej na starcie kariery (albo podczas studiów). Znów pojawia się jednak pytanie, czy... warto wracać?- Rok czy dwa wystarczą w zupełności, żeby się przekonać, jak wygląda trawa u sąsiadów, a nie mieć poczucia dyskomfortu związanego z tym, że praca zmusza nas do życia na walizkach - dodaje Jacek Michalak.- Znam wielu młodych menedżerów, którzy w Wielkiej Brytanii oszlifowali swój talent - i tam zostaną, nie z powodów ekonomicznych, ale po pierwsze światopoglądowych - wylicza Jacek Smura. - Po drugie, wielkie wrażenie robi tam nasza elastyczność oraz - pozytywnie rozumiane - kombinowanie (przeciętny pracownik tamtejszego banku, słysząc nietypowe pytanie klienta, rozkłada ręce mówiąc: "Nie mam tego w systemie").

Polacy są kreatywni, innowacyjni, szybko adaptują się do zmian, mają dużą motywację materialną i utożsamiają się z celami firmy. Po trzecie, wyjazd wyostrzył spojrzenie naszych rodaków na słabości naszej kultury szukania rozwiązań. Menedżerowie robiący kariery na Zachodzie wskazują, że firmom w Polsce często brak systemowego działania, organizacji pracy, procedur i jasnego podziału zadań oraz kompetencji.

W takim środowisku jest tolerowane, że szefowie unikają podejmowania odpowiedzialności oraz stosują "psychologię". Nie szuka się potencjału pracowników, ale haków na nich. Stery firmy trzymają autorytarni zarządcy, a nie liderzy i coachowie.Dojrzałe zachodnie korporacje, budujące od dziesięcioleci swoje modele zarządzania, tworzą zupełnie odmienną kulturę organizacyjną, opartą na wartościach pracy zespołowej i otwartej komunikacji. Tam jest po prostu lepiej, łatwiej i przyjemniej. Trudy powrotu tym, którzy się na to odważą, w dużej mierze zrekompensuje to, że ich odmienność, optymizm, przywódcza charyzma będą działać jak magnes - na współpracowników, head-hunterów. Praca z osobami, które wróciły z zagranicy, jest nie tylko świetną lekcją zarządzania, ale najczęściej - zwyczajnie dużą przyjemnością.Wracając do schabowego z kapustą: amatorów międzynarodowej kuchni i zarządzania najwyraźniej przybywa.

Jacek Michalak z dumą podkreśla, że polscy menedżerowie stanowią już drugą - po Duńczykach - armię ekspatów w strukturach koncernu. Jak mówią nasi rozmówcy jednym głosem: najgorszy jest pierwszy raz.

Małgorzata Remisiewicz

Manager Magazin
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »