W skrócie
- Analitycy mBanku przeanalizowali możliwy masowy odpływ Ukraińców z Polski po zakończeniu wojny i ewentualny negatywny wpływ na polską gospodarkę.
- Eksperci uspokajają, że większość Ukraińców nie zamierza opuszczać Polski, a napływ pracowników może się wówczas nawet zwiększyć.
- Badania wskazują, że niewielu imigrantów jednoznacznie deklaruje powrót do Ukrainy, a decyzje będą zależne m.in. od warunków życia i sytuacji w ich rodzinnych regionach.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Wspomniany, głośny scenariusz "w wersji naprawdę ostrej" opublikowali kilka dni temu analitycy mBanku, zaznaczając, że jest to symulacja zakładająca gwałtowny odpływ ukraińskich pracowników z Polski w wyniku zakończenia wojny. Do analizy przyjęto, że z Polski z dnia na dzień zniknie 500 tys. Ukraińców. Symulacja (przeprowadzona na podstawie modelu ekonometrycznego Oxford Economics) sugeruje ubytek PKB w przyszłym roku rzędu 0,8 pkt. proc., a tempo wzrostu w latach 2027-2030 byłoby przeciętnie o 0,2 pkt proc. niższe.
Co więcej, odpływ ukraińskich pracowników z Polski byłby proinflacyjny (spowodowałby presję płacową na opustoszałym rynku pracy), co wymusiłoby zmianę polityki pieniężnej (wzrost stóp procentowych). Krótko mówiąc, polska gospodarka doznałaby wstrząsu związanego z zakończeniem wojny.
Ukraińcy tłumnie opuszczą Polskę? Ekspert OSW: Nie sądzę, aby tak się stało
- Gdy przeanalizujemy deklaracje Ukraińców związane z planami na najbliższą i nieco bardziej odległą przyszłość, trudno się oprzeć wrażeniu, że unikają jednoznacznych odpowiedzi - zwraca uwagę w rozmowie z Interią Biznes Marcin Jędrysiak z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW). - To łatwo zrozumieć, rychłe zakończenie wojny nie jest pewne, a sytuacja prawna Ukraińców w Polsce czy w innych krajach, do których gromadnie wyjechali, nie jest dla nich jednoznaczna - dodaje, podkreślając, że sugestie ograniczania pomocy dla obywateli Ukrainy pojawiają się nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach UE (Niemcy, Holandia).
- Po prostu Ukraińcy nie wiedzą, na czym stoją - mówi Marcin Jędrysiak przywołując jednocześnie wyniki badań NBP, pokazujące, że przybysze zza wschodniej granicy coraz lepiej integrują się z polskim społeczeństwem i z biegiem czasu "wrastają w społeczny pejzaż" naszego kraju.
NBP zapytał Ukraińców, czy chcą pozostać w Polsce. Odpowiedzi nie są jednoznaczne
Narodowy Bank Polski opublikował raport o "Sytuacji życiowej i ekonomicznej imigrantów z Ukrainy w Polsce w 2025 roku". Plan pozostania w Polsce na stałe miało 51 proc. przedwojennych imigrantów. To więcej niż w poprzednim, 2024 roku.
Nieco inaczej odpowiedzi wyglądały w przypadku wojennych uchodźców. Wśród tych ostatnich tylko 24 proc. deklaruje chęć pozostania w naszym kraju, ale zdecydowana większość (56 proc.) miała problemy z jednoznaczną odpowiedzią. To pokazuje, że Ukraińcy po prostu nie wiedzą, co przyniesie przyszłość i trudno od nich oczekiwać jednoznacznych deklaracji.
To pozwala spojrzeć na ten problem z drugiej strony. W badaniach NBP jasną i wydaje się ostateczną deklarację powrotu do Ukrainy zadeklarowało... ledwie 2 proc. imigrantów przedwojennych i uchodźców wojennych razem wziętych.
Dodajmy tylko, że chęć pozostania w Polsce na stałe idzie w parze ze znajomością języka polskiego. Przeszło połowa ukraińskich imigrantów przedwojennych znających język polski deklaruje chęć pozostania w naszym kraju na stałe.
Autorzy raportu NBP podsumowują, że zawarcie pokoju w Ukrainie (hipotetyczne) nie wpłynie na decyzje życiowe większości przedwojennych imigrantów, a w przypadku wojennych uchodźców jest niezwykle trudne do oceny.
- Jeśli mówimy o powrotach Ukraińców po zakończeniu wojny do swojej ojczyzny, to warto sobie wyobrazić takich uchodźców z rejonu np. Charkowa czy Chersonia. Możliwe, że po prostu nie mają do czego wracać - konkluduje Marcin Jędrysiak z OSW i zwraca uwagę, że nie powinniśmy zakładać, iż Ukraińcy po zakończeniu wojny wyjadą z Polski w innych imigracyjnych kierunkach. - Już teraz nikt nie broni im jechać do Francji, a jednak większość z nich wybiera Polskę - ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich podkreśla w rozmowie z Interią Biznes, że wybór kierunku imigracji związany jest ze znajomością języka, wcześniejszym "przetarciem szlaków" przez osoby tej samej narodowości i choćby - tak jak w przypadku Ukraińców w Polsce - bliskości geograficznej.
Ukraińcy wyjadą z Polski? "Spodziewałbym się raczej napływu kolejnych setek tysięcy mężczyzn z Ukrainy"
Obaw o gwałtowny wyjazd pracujących w Polsce Ukraińców nie podziela Krzysztof Inglot, ekspert rynku pracy, założyciel firmy Personnel Service.
- Wręcz odwrotnie, zakończenie wojny "uwolni" tysiące, a może nawet setki tysięcy mężczyzn, którzy do tej pory nie mogli opuścić napadniętego kraju - mówi w rozmowie z Interią Biznes. Zdaniem Krzysztofa Inglota, nawet jeśli Ukraińcy deklarują "w odruchu serca" szybki powrót do ojczyzny po zakończeniu wojny (robi tak wielu Ukraińców w badaniach opinii publicznej), to życie zweryfikuje te oświadczenia.
- Trzeba mieć do czego wracać - mówi Krzysztof Inglot, zwracając uwagę, że nawet nie chodzi w tym przypadku o zniszczony dom, mieszkanie, ale choćby o infrastrukturę w mieście, z którego się wyjechało. - Szpital, szkoła, transport... Część Ukraińców już się przyzwyczaiła do pewnego poziomu życia w Polsce i nawet jeśli ruszą na Ukrainę, aby odwiedzić rodzinę, po pewnym czasie powrócą do Polski, gdzie mają już przetarte ścieżki i zwyczajnie łatwiejsze życie - mówi Interi Biznes Krzysztof Inglot.
Warto jednak pamiętać, ze pobyt setek tysięcy Ukraińców w Polsce regulowany jest przedłużaną specustawą i można się spodziewać, że jej zapisy (ułatwiają legalizację pobytu i podejmowanie pracy) przestaną obowiązywać po ewentualnym zakończeniu wojny.
- Jeśli tak się stanie, po prostu powrócimy do sprawdzonych rozwiązań, które obowiązywały przed pełnoskalową agresją Rosji na Ukrainę. Pamiętajmy, że Ukraińcy mają już w Polsce nadane numery Pesel, znają swoich pracodawców - przekonuje Krzysztof Inglot i dodaje, że nie obawia się o skuteczność działań polskich firm chcących zachować ukraińskich pracowników, a bardziej niepokoi go wydolność polskich urzędów.
Jacek Świder














