W Niemczech panuje "wyzysk na autostradach". Zaniżone stawki kierowców, wstrzymywane wypłaty
Kierowcy spoza Unii Europejskiej pracujący w Niemczech wynagradzani są według zaniżonych stawek; miesiącami żyją (pracują i śpią) w swoich pojazdach i zdarza się, że właściciele firm spedycyjnych wstrzymują wypłatę należnych im wynagrodzeń. Mimo prób uregulowania pracy kierowców pochodzących spoza UE, w Niemczech wciąż panuje "wyzysk na autostradach" - donosi portal Tagesschau cytowany przez Deutsche Welle.
Będzie w błędzie ten, kto problem wynagradzania kierowców pracujących na drogach UE utożsamia z różnicami w płacach i warunkach zatrudnienia pracowników pochodzących z krajów starej i nowej UE. W znacznie gorszej sytuacji są kierowcy pochodzący spoza UE, którzy pracują na terenie Wspólnoty. Miesiącami pracują i żyją w swoich tirach, dostają głodowe jak na warunki niemieckie wynagrodzenia i niezwykle rzadko upominają się o swoje prawa, w strachu przed utratą pracy i możliwości pobytu na terenie UE.
Tagesschau przytacza przykład kierowcy z Ukrainy, który został zatrudniony przez słowacką agencję dla austriackiej firmy spedycyjnej. Jego praca polega na kursowaniu z towarem po całej Europie. Ukrainiec żyje w ciężarówce i zarabia najniższą słowacką pensję - jak wylicza niemiecki portal - to od 700 do 900 euro miesięcznie.
Jak przekonują przedstawiciele niemieckich organizacji pracowniczych kierowcy z Ukrainy teoretycznie przysługuje minimalne niemieckie wynagrodzenie, ale w praktyce tak nie jest.
W podobnej sytuacji znalazł się kierowca z Białorusi, zwerbowany przez litewską agencję pracy i zarabiający... 75 euro brutto dziennie. Niemieckim dziennikarzom opowiedział, że "śpi i żyje w swojej ciężarówce, bo finansowo nie stać go na inne rozwiązanie".
Zgodnie z prawem zagraniczni kierowcy powinni zjeżdżać do swojego rodzinnego kraju co 8 tygodni, aby odpocząć. Takie przepisy są lekceważone i trudno oprzeć się wrażeniu, że przyczyniają się do tego sami kierowcy, którzy wolą pracować, choć są świadomi łamania zasad.
Tagesschau (cytowane przez DW) przytacza opinię socjologa Stefana Sella z Uniwersytetu w Koblencji. "Faktycznie wiemy z wielu raportów, że ci kierowcy często miesiącami, a nawet ponad rok krążą między różnymi celami w Zachodniej Europie, co w rzeczywistości nie jest legalne".
Kraje Unii Europejskiej są atrakcyjne dla pracowników spoza kontynentu - coraz więcej kierowców jeżdżących po unijnych drogach pochodzi z Azji. "Są jeszcze bardziej zdani na łaskę swoich szefów, głównie ze względu na odległość od kraju pochodzenia" - pisze Tagesschau.
Niemiecki portal opisuje historię kierowcy z Filipin spotkanego na parkingu dla Tirów w zachodnich Niemczech. Kierowca przebywał w UE nieprzerwanie od ośmiu miesięcy bojąc się, że policja go złapie, ponieważ nie ma pozwolenia na pobyt.
Inni dwaj kierowcy z Indii znaleźli pracę za pośrednictwem ogłoszenia, ale musieli zapłacić 4 tys. euro agencji pośredniczącej w zatrudnianiu. Hindusi poinformowali dziennikarzy, że jeżdżą po 21 godzin na dobę i zarabiają po 1700 euro miesięcznie.
Niemieckie ustawy o łańcuchach dostaw zakazują wszelkich form niewolnictwa - przypomina Deutsche Welle. O przestrzeganie przepisów powinny też zadbać wielkie firmy zlecające przewozy. Amazon pytany przez Tagesschau o przestrzeganie przepisów odpowiedział ogólnikowo: "Wymagamy, aby wszystkie firmy pracujące w naszej sieci przestrzegały naszych zasad oraz obowiązujących przepisów i ustaw, i regularnie sprawdzamy, czy są one przestrzegane".
W podobnym tonie miała odpowiedzieć Ikea. Jednak - jak pokazuje praktyka - większość dotkniętych wyzyskiem kierowców godzi się na takie warunki z prostego powodu. "Jeśli cudzoziemscy kierowcy ciężarówek z krajów spoza UE stracą pracę, tracą także prawo pobytu" - konkluduje niemiecki portal.
***