Walkę o Ukraińców przyjdzie nam toczyć nie tylko z Niemcami
Czesi chcą podwoić roczne normy przyjmowania Ukraińców. To sygnał, że rywalizacja o kadry w Europie zaczyna przybierać na sile.
Brak pracowników doskwiera nie tylko polskim firmom, ale również czeskim. Z najnowszych danych Eurostatu wynika, że w lipcu 2019 roku stopa bezrobocia w Czechach wyniosła 2,1 proc. Był to najniższy wynik w Unii Europejskiej.
Dla porównania, w Polsce bezrobocie utrzymuje się na poziomie 3,3 proc., a w UE na poziomie 6,9 proc.
Zgodnie z najnowszymi danymi Eurostatu, w drugim kwartale 2019 r. najwyższy wskaźnik wakatów odnotowano w Czechach - 6,2 proc. W przypadku Polski wskaźnik ten wyniósł 1,1 proc. Najniższy był natomiast w Grecji - wyniósł 0,9 proc.
- Według Eurostatu, Czesi mają blisko 300 tys. wakatów do zapełnienia, czyli dwa razy więcej niż w Polsce, przy czym liczba mieszkańców w tym kraju jest trzy razy niższa niż w naszym kraju. Również czeski współczynnik wakatów jest najwyższy w UE. Dane te pokazują skalę niedoborów kadrowych w Czechach - komentuje Andrzej Kubisiak, ekspert rynku pracy z Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).
By uzupełnić braki kadrowe, czeskie firmy już od dłuższego czasu posiłkują się obcokrajowcami.
- Czechy to kraj, który szybko musiał sięgnąć po pracowników z zagranicy. Bardzo dynamicznie rozwijająca się gospodarka spowodowała ekstremalnie niski poziom bezrobocia - najniższy w całej UE. Pierwsze próby włączenia Ukraińców do pracy w czeskich firmach nie wszędzie się powiodły, głównie za sprawą niezrozumiałych dla przedsiębiorców zasad zatrudnienia tych osób w Czechach i przepisów wymuszających konieczność cyklicznych powrotów tych pracowników na Ukrainę. Dlatego zaczęto sięgać również po pracowników innych narodowości, np. z Pakistanu czy Wietnamu - mówi Jacek Opala, członek zarządu Exact Systems.
- Bardzo często także Słowacy decydowali się na relokację do Czech. Również spora grupa Polaków pracuje u naszych południowych sąsiadów - część naszych rodaków zdecydowała się na przeprowadzkę, pozostali dojeżdżają do pracy. Są to tzw. 8-godzinni emigranci - rano przekraczają granicę, a po południu wracają do Polski - dodaje Opala.
Braki kadrowe są jednak coraz większe, dlatego czeski rząd postanowił zwiększyć liczbę pozwoleń na pracę dla obcokrajowców - przygotowana została nowelizacja prawa migracyjnego. Jak podaje serwis Emerging-europe.com, w przypadku Ukraińców aktualny limit wydawanych kart pracy (19,6 tys.) ma zostać zwiększony do 40 tys. W przypadku Czarnogóry i Serbii będzie to 2 tys., dla Filipin, Mołdawii i Mongolii po 1 tys., dla Indii - 600, a dla Kazachstanu - 300.
- Polscy pracodawcy mają powody do obaw. Każda liberalizacja przepisów i dodatkowa zachęta dla pracowników jest ryzykiem dla pozostałych krajów zabiegających o imigrantów. Z kolei zasoby na Ukrainie zostały wyczerpane. Ludzie, którzy chcieli wyjechać za pracą, już to zrobili. Mamy więc obecnie do czynienia z rywalizacją międzynarodową i podbieraniem sobie pracowników - komentuje Jacek Opala.
Przykład Czechów to sygnał, że rywalizacja o kadry w Europie zaczyna przybierać na sile.
Czechy, Polska, Węgry, Ukraina, Bułgaria czy Rumunia to kraje, które zmagają się z wyzwaniami demograficznymi. Niedobory kadrowe uzupełniane są zagranicznymi pracownikami, szczególnie Ukraińcami. Pod tym względem Polska wyróżnia się na tle regionu.
- W Polsce mamy ok. pół miliona legalnie pracujących Ukraińców, którzy odprowadzają składki ZUS. Zainteresowanie pracą w Polsce może jednak zmaleć, szczególnie jeśli inne kraje z regionu, tj. Czechy, zaczną sięgać po nisko wykwalifikowanych pracowników. Pamiętajmy, że Czechy to kraj z najniższym bezrobociem w UE i bardzo wysokim poziomem aktywności zawodowej. Rezerwy kadrowe w postaci osób biernych zawodowo są tutaj bardzo małe - wskazuje Kubisiak.
- Ponadto, jeśli spojrzymy na średnie płace, to w Czechach są one o kilkanaście procent wyższe niż w Polsce. W przypadku konkretnych stanowisk różnice te mogą być jeszcze większe. Luka ta nie jest tak ogromna, jak w przypadku Niemiec, ale koszty życia są w Czechach niewiele wyższe niż w Polsce. Będzie to niewątpliwie pokusa dla Ukraińców, pracujących w naszym kraju. Polskie zakłady, działające na Śląsku i Dolnym Śląsku, będą musiały zmierzyć się ze sporą konkurencją - dodaje.
W podobnym tonie wypowiada się Jacek Opala. Jego zdaniem, Czechy zauważyły, że tracą dużą i łatwą do zagospodarowania grupę pracowników, jaką są Ukraińcy. Przedsiębiorcy wyedukowali się w przepisach, a podjęte przez nich kolejne próby rekrutacji przedstawicieli tej narodowości zakończyły się sukcesem.
- Zarówno w szeregach czeskiego oddziału Exact Systems, jak i u naszych klientów obserwujemy znaczny przypływ pracowników ze Wschodu. Jak długo to będzie trwać i czy jest to dobre rozwiązanie? Czas pokaże, szczególnie że niebawem Niemcy otworzą swój rynek pracy na Ukraińców - ocenia Jacek Opala.
Ta niepewność dotyczy także Polski. Jak wskazuje Opala, eksperci rynku pracy oraz firmy obawiają się odpływu pracowników mimo ustawionej bariery związanej z możliwością podejmowania legalnej pracy na stanowiskach specjalistycznych. Uważają, że ograniczenia nie będą problemem, a my nie jesteśmy w stanie konkurować z niemieckimi firmami, oferującymi wyższe zarobki i bogatsze zaplecze socjalne.
Istnieje też grupa ekspertów, którzy sądzą, że obawy te są bezpodstawne. Bariery komunikacyjne są na tyle duże, że uniemożliwią odpływ pracowników. Ukrainiec w Polsce jest w stanie bez znajomości naszego języka porozumieć się z pracodawcą czy współpracownikami. W Niemczech nie będzie to możliwe.
Jacek Opala podkreśla, że polski rząd bierze pod uwagę oczekiwania Ukraińców dotyczące zarobków. Widać to chociażby w zapowiedzi podwyższenia płacy minimalnej, która będzie miała znaczny wpływ na poziom wynagrodzeń pracowników z Ukrainy.
- Musimy jednak pamiętać, że pensje to jeden z elementów, na który zwracają uwagę imigranci, ale powodów wyboru Polski jako miejsca zatrudnienia jest więcej. Jeśli spojrzymy chociażby na liczbę kredytów hipotecznych, która rośnie, to zobaczymy, że Ukraińcy nie myślą już tylko o pracy w Polsce, ale chcą z naszym krajem związać swoją przyszłość. Ten element może nam pomóc w walce o pracownika. Trzeba jednak mieć na uwadze, że inne rządy również będą wprowadzały zachęty dla imigrantów - tłumaczy ekspert Exact Systems.
Nie tylko w Czechach zaostrza się walka o imigrantów. Również Węgry mają swoje pomysły na przyciągnięcie cudzoziemców. Niska stopa bezrobocia i mała dostępność kadr wywołują napięcie w przemyśle.
- Myślę, że problemy z rekrutacją są tutaj jeszcze większe niż w Czechach. Mimo to węgierski rynek jest mniejszym zagrożeniem dla Polski. Na Węgrzech mamy dość duże ograniczenia, jeśli chodzi o napływ imigrantów. Do tego dochodzi bariera językowa - wyjaśnia Andrzej Kubisiak.
Justyna Koc
23 września 2019
Więcej informacji na www.pulshr.pl