Wiatraki na morzu to szansa, ale trzeba się przygotować
Wiatraki na morzu to szansa dla krajowej gospodarki. Firmy powinny już teraz zacząć inwestować, by dostosować swą produkcję lub usługi dla potrzeb Morskiej Energetyki Wiatrowej.
Konieczne są też inwestycje w portach, w tym w budowę specjalistycznego terminala. Rozwijać się musi sieć przesyłowa, przez którą będzie dystrybuowana energia z morza. A punktem wyjścia do tych wszystkich działań powinno być jak najszybsze przyjęcie ustawy dla morskich farm wiatrowych.
Z rozwojem offshore od początku wiązano duże nadzieje. Podkreślano, że może to być impuls do powstania nowego sektora gospodarki, który obsługiwałby tego typu projekty. Wskazywano, że wykorzystanie lokalnego łańcucha dostaw może pociągnąć w górę polską gospodarkę.
By cała machina mogła ruszyć, konieczne jest przyjęcie ustawy offshorowej. - Dokument powinien być jak najszybciej przyjęty przez rząd polski i zaakceptowany w zakresie mechanizmu wsparcia przez KE. Wtedy będzie można mówić o konkretnych terminach realizacji projektów - mówi Interii Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. Ze strony rządowej pojawiały się sygnały, że ustawa może zostać podpisana przez prezydenta w lipcu.
- Na te regulacje czeka cała branża i z pewnością będą one nowym impulsem dla prowadzonych prac. Projekt ustawy we właściwy sposób adresuje zagadnienia istotne dla inwestorów, a sam system wsparcia zabezpieczy nie tylko interes inwestora, lecz również może zostać wykorzystany do stworzenia zabezpieczeń finansowych dla dostawców i wykonawców inwestycji - informuje Jarosław Dybowski, Dyrektor Wykonawczy ds. Energetyki PKN Orlen. Według niego najważniejszymi kwestiami pozostającymi do rozstrzygnięcia są te związane z kryteriami przystąpienia do I fazy systemu wsparcia oraz warunki ewentualnego odsprzedania infrastruktury przyłączeniowej do OSP.
Ważny jest też plan zagospodarowania obszarów morskich. Obecnie podlega on transgranicznej ocenie krajów bałtyckich. PSEW oczekuje, że w 2021 roku zostanie przyjęty. Niezbędne jest także porozumienie międzysektorowe, którego stronami będą inwestorzy, producenci i polski rząd. Obejmuje ono szeroki zakres tematów, w tym także kwestie portów, infrastruktury portowej, logistyki.
- Takie porozumienie miałoby polegać na trójstronnej deklaracji współpracy i podjęciu pewnych zobowiązań. Inwestorzy zobowiązywali by się w nim do budowy konkretnych mocy i wykorzystania krajowego łańcucha dostaw na wskazanym poziomie, rząd deklarowałby, że przygotuje infrastrukturę przyłączeniową i przeprowadzi aukcje, przemysł z kolei zobowiązałby się, że dostosuje swoje zakłady produkcyjne do aktualnych potrzeb, inwestując jednocześnie w badania i rozwój - informuje prezes PSEW. Rząd rozważa podpisanie takiego dokumentu, prowadzone są w tej sprawie rozmowy.
Inwestorzy zapewniają, że realizując inwestycję będą starali się wspierać lokalne firmy. - Już dzisiaj, polskie podmioty z powodzeniem dostarczają elementy morskich farm wiatrowych czy infrastruktury pomocniczej, które wykorzystywane są przy budowie farm na całym świecie. Chcemy korzystać z tego doświadczenia, zapraszając polskie podmioty do przetargów i współpracy, co pozwoli osiągnąć istotny poziom zaangażowania lokalnych dostawców w projekt - mówi Jarosław Dybowski.
Monika Morawiecka, prezes spółki PGE Baltica, podkreśla, że rozwój offshore to impuls dla rozwoju innowacyjnych technologii. Dzięki inwestycjom powstać może wiele nowych miejsc pracy. - Morska energetyka wiatrowa może wygenerować również szereg usług dodatkowych, które potrzebne są w okresie eksploatacji, a wcześniej w okresie budowy farm - mówi prezes PGE Baltica.
Dodaje, że zarządzana przez nią spółka jest nastawiona na wspieranie polskich firm z branży offshore, zachowując zasady konkurencyjności. Będzie brana pod uwagę atrakcyjność przedstawionych ofert pod względem zarówno jakości, jak i ceny produktów oraz usług. - Z pewnością jedną z dużych zalet technologii offshore jest duży potencjał polskiego przemysłu w dostarczaniu komponentów i usług. Jestem pewna, że będzie on dobrze wykorzystany - mówi.
Jarosław Dybowski podkreśla jednak, że wiele będzie zależało od inwestycji poczynionych w polskim sektorze przyszłego łańcucha dostaw dla farm offshore. Firmy będą musiały dostosować swoje zakłady i produkcję do potrzeb przyszłego rynku.
Podobnego zdania jest Janusz Gajowiecki. - Firmy czekają duże inwestycje. Elementy turbin są coraz większe, a to się wiąże ze zmianą linii produkcyjnej, powiększeniem fabryki. Wystarczy spojrzeć choćby na łopaty, które jeszcze niedawno miały 50 metrów długości, teraz mówimy już o ponad 70 metrach, a za kilka lat do sprzedaży wejdą takie o długości przekraczającej 100 metrów - informuje.
Szacuje on, że na dziś udział lokalnego łańcucha dostaw dla morskiej energetyki wiatrowej, biorąc pod uwagę obecne możliwości, byłby dość niski, na poziomie np. 20 proc. - Ale jeśli zakłady podejmą się inwestycji, przygotują się do produkcji na nowych zasadach, wkład krajowych dostawców mógłby być zdecydowanie większy - mówi.
Do przyszłych wyzwań powinny się już szykować polskie porty. Konieczna jest budowa terminala dedykowanego specjalnie projektom morskich farm wiatrowych, ale i pozostałej infrastruktury, w tym choćby dróg doprowadzających. Niezbędne będzie stworzenie zaplecza do magazynowania i prefabrykacji elementów na lądzie, by następnie przetransportować turbiny statkami i rozpocząć ich posadowienie na dnie morza.
Porty będą centralnym punktem łańcucha dostaw wpływającym na efektywność i terminowość procesu instalacji turbin na morzu. - Dlaczego? Z prostego względu - im bliżej zlokalizowany zostanie port instalacyjny, tym mniejsze będą koszty i krótszy proces transportowania poszczególnych elementów konstrukcji farmy. Co wpłynie również na zmniejszenie śladu węglowego inwestycji - mówi Morawiecka. Konieczna będzie rozbudowa nabrzeża i basenów potencjalnych dużych portów instalacyjnych, a także mniejszych, do serwisowania farm w etapie eksploatacji.
Wyzwaniem będzie wyprowadzenie mocy z morskich farm wiatrowych. - Przede wszystkim są to punktowe przyłączenia. Na dzień dzisiejszy mamy zlokalizowane dwa takie miejsca na lądzie. Ważna jest też rozbudowa sieci na północy kraju i sieci przesyłowej z północy na południe - mówi Gajowiecki.
Rzeczniczka Polskich Sieci Elektroenergetycznych Beata Jarosz-Dziekanowska informuje, że dotychczas PSE zawarły umowy o przyłączenie do sieci przesyłowej dla morskich farm wiatrowych o łącznej mocy 2246 MW i wydały warunki przyłączenia dla projektów o mocy około 5700 MW. Spółka już od kilku lat realizuje program rozbudowy sieci przesyłowej na północy kraju, który zapewni między innymi przyłączenie i wyprowadzenie mocy dla projektów offshore z zawartymi umowami przyłączeniowymi.
- Przyłączenie kolejnych farm wiatrowych wymaga dalszej rozbudowy sieci przesyłowej na północy i w centralnej części kraju. Dlatego też PSE zaplanowały budowę nowych stacji, do których będą przyłączane morskie farmy wiatrowe oraz budowę nowych ciągów 400 kV wyprowadzających z nich moc. Harmonogram prac przy tych projektach będzie dostosowany do harmonogramów budowy kolejnych elektrowni offshore - mówi Jarosz-Dziekanowska.
PSE szacują, że przy założeniu dynamicznego rozwoju morskich farm wiatrowych suma nakładów w latach 2021-2030 na sieć przesyłową energii elektrycznej przekroczy 14 mld zł. Inwestycje cały czas trwają. Jak na razie pandemia koronawirusa nie wpłynęła na ich tempo. - Na bieżąco analizujemy wpływ pandemii na sytuację na rynku. Podchodzimy do tego bardzo indywidualnie i w tym trudnym czasie staramy się elastycznie reagować na sytuację wykonawców naszych inwestycji. Żaden z projektów nie został zawieszony i prace przy nich toczą się przy zachowaniu dodatkowych środków bezpieczeństwa - uspokaja Jarosz-Dziekanowska.
Dodaje, że inwestycje w infrastrukturę przesyłową są specyficzne - wykorzystywane są przy nich nowoczesne technologie, dostawcy często znajdują się poza Polską, istotny jest tu łańcuch dostaw. - Nie można więc z pełną odpowiedzialnością określić, jak pandemia wpłynie na rynek - mówi.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Branża ze spokojem obserwuje obecną sytuację na rynku będącą skutkiem azjatyckiego wirusa. - Pierwsze wiatraki na morzu będą konstruowane dopiero po 2023 roku. Obecna sytuacja nie krzyżuje więc planów inwestorów w żadnym stopniu - ocenia Janusz Gajowiecki.
Jarosław Dybowski podkreśla, że po dwóch miesiącach zamrożenia gospodarki trudno jest określić, jaka będzie skala kryzysu. - Prace nad projektem budowy pierwszej morskiej farmy wiatrowej PKN Orlen w tym czasie były i nadal są realizowane bez zakłóceń i zgodnie z przyjętym harmonogramem. Nasi podwykonawcy, choć pracujący w zaostrzonym reżimie sanitarnym i przy zachowaniu wszystkich zasad związanych z pandemią, terminowo realizują zlecone prace - mówi.
Wskazuje, że dostawcy pracują bez większych zakłóceń. - Poza szczególnymi przypadkami nie docierają jeszcze do nas informacje o ograniczeniu produkcji komponentów dla morskich farm wiatrowych w Europie - ocenia dyrektor z PKN Orlen.
Również PGE Baltica mimo pandemii pracuje nad przygotowaniem inwestycji w farmy wiatrowe na Bałtyku. - Aktualnie nie identyfikujemy ryzyka, które mogłoby zagrażać realizacji projektu. W chwili obecnej współpraca z naszymi partnerami biznesowymi we wszystkich obszarach, a także procedury administracyjne, w których uczestniczymy, przebiegają bez zarzutu. Nie zmienia to faktu, że aktywnie monitorujemy otoczenie i przygotowujemy się na różne scenariusze wydarzeń - mówi Morawiecka.
Doświadczenie z koronawirusem może nawet w pewnym sensie pomóc branży. By wesprzeć gospodarkę UE w jeszcze większym stopniu stawia na zieloną transformację. Takie nastawienie może jeszcze napędzić przemysł wokół morskiej energetyki wiatrowej. Może też zmienić się podejście do globalnego łańcucha dostaw - zwiększy się zainteresowanie produkcją rodzimą, która może zastąpić część dostaw z Azji.
Monika Borkowska