Krzysztof Inglot, Personnel Service: Polski rynek pracy czeka na Białorusinów
- Obywatele Ukrainy przyjeżdżają masowo do Polski od 6-7 lat, mamy już z nimi wiele doświadczeń, udało się zbudować zaufanie między polskim pracodawcą, a ukraińskim pracownikiem - mówi Interii Krzysztof Inglot, prezes zarządu Personnel Service. - Polska gospodarka potrzebuje rąk do pracy. Myślę że nawet dla pół miliona Białorusinów znaleźlibyśmy ją bez problemu - dodaje.
W 2019 roku Polska przyjęła najwięcej cudzoziemców spoza UE. A statystyki pomimo pandemii idą w górę. W pierwszej połowie tego roku do ewidencji urzędów pracy wpisano 998 tys. oświadczeń o zatrudnieniu pracowników ze Wschodu. To o 63 proc. więcej niż przed rokiem, gdy wybuchła pandemia, ale też o 18 proc. więcej niż w pierwszej połowie 2019 roku. Największą grupę wśród nich stanowią Ukraińcy - Białorusinów jest 10 razy mniej. Dlaczego?
- Nie ma konfliktów, Ukraińcy sprowadzają tu swoje rodziny, mamy bliskość kulturową, językową, mentalną. Społeczeństwo białoruskie jest podobne, ale zamknięte w politycznej klatce. To co dzieje się w ich kraju zwiększa determinację by Białoruś opuścić, ludzie chcą dla swoich rodzin bezpieczeństwa - podkreśla Inglot.
- Potrzebne jest nie tylko sprowadzenie pracowników, ale polityka, która pozwoli wykorzystać ich kompetencje np. lekarzy i pielęgniarek. Musimy też usprawnić nasze procedury administracyjne. Władze w Mińsku mogą być tym zainteresowane - spora część zarobionych w Polsce pieniędzy popłynie przecież właśnie na Białoruś - zauważa prezes Inglot.
Czy obecne zamieszanie na wschodniej granicy zmieni nastawienie Polaków do imigrantów zarobkowych? - Polscy pracodawcy w pierwszej kolejności zatrudnią Polaka - jeśli go nie ma, to Ukraińca ze znajomością języka polskiego, w ostateczności - pracownika z Azji. Ale z Ukraińcami i Białorusinami łączy nas tak wiele, a potrzeby rynku pracy są tak duże, że nie będzie to przeszkodą - wskazuje prezes Personnel Service.
Wojciech Szeląg