Część osób będzie ogrzewać się prądem zamiast węglem, sieci mogą zostać przeciążone
Jeśli nie uda się wypełnić gazociągu Baltic Pipe gazem z Norwegii, Polska będzie mieć problem z domknięciem bilansu gazowego - mówił w studio Interii podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu Janusz Steinhoff, przewodniczący Gospodarczego Gabinetu Cieni BCC, były wicepremier i minister gospodarki. Mogą też wystąpić niedobory węgla.
- Nikt nie jest przygotowany na kryzys energetyczny, bo nikt nie spodziewał się wojny w Europie - powiedział. Dodał, że Polacy mieli ograniczone zaufanie do Federacji Rosyjskiej jako dostawcy nośników energii i budowali infrastrukturę umożliwiającą odejście od importu gazu z Federacji Rosyjskiej. Nie wszędzie w Europie jednak taka dywersyfikacja, jeśli chodzi o możliwości przesyłu surowca, nastąpiła.
- Mam nadzieję, że Europa wyciągnie z tego wnioski na przyszłość. Kraj niedemokratyczny nie może być wiarygodnym dostawcą nośników energii - mówił Steinhoff.
Europa zużywa ponad 500 mld m sześc. błękitnego paliwa rocznie, z czego 167 mld m sześc., czyli ponad 30 proc., dostarczali Rosjanie. Zdaniem byłego wicepremiera będzie można zastąpić gaz z Rosji, ale - uwzględniając wzrost zużycia surowca w Europie - nie prędzej niż w ciągu dwóch-trzech lat.
- Trzeba zbudować infrastrukturę między zachodem a wschodem Europy, zbudować gazociąg między Hiszpanią a Niemcami przez Francję, inwestować w terminale gazowe, przystosowując kraje do odbioru gazu skroplonego - mówił.
Polska zbudowała infrastrukturę umożliwiającą import gazu z kierunków innych niż rosyjski. Powstały interkonektory łączące nasz system przesyłowy z systemami krajów ościennych, zbudowano terminal gazowy w Świnoujściu, finalizowana jest też budowa gazociągu Baltic Pipe o przepustowości 10 mld m sześc. łączącego Polskę ze złożami w Norwegii.
Coraz częściej pojawiają się jednak pytania, czy uda się wypełnić rurę gazem z Północy. - Będziemy mieć problemy, jeśli nie zawrzemy kontraktów z dostawcami z Norwegii. Jeśli nie wypełnimy gazociągu gazem norweskim, biorąc pod uwagę perturbacje w dostawach gazu z Rosji do Niemiec, będziemy mieć kłopot z domknięciem bilansu gazowego. Bo przecież sprowadzaliśmy gaz również z Niemiec, wykorzystując tzw. rewers na gazociągu jamalskim - uważa Steinhoff.
Dodał, że Polska ma co prawda wypełnione magazyny gazu, ale są one nieduże w stosunku do zużycia. - Tego gazu nie wystarczy na zbyt długo - mówił były wicepremier. Zauważył, że ponad 17 mld m sześc. surowca zużywa krajowy przemysł. To on jako pierwszy odczuje ewentualne niedobory paliwa.
- Musimy ograniczać zużycie gazu. Inicjatywa Unii Europejskiej, by zmniejszyć konsumpcję o 15 proc., była ze wszech miar słuszna - mówił rozmówca Interii.
Wyzwaniem będzie też zaopatrzenie w węgiel tej zimy. - Nie unikniemy deficytu węgla opałowego. Nie posiadamy adekwatnej infrastruktury w portach, problemem jest też dalsza dystrybucja węgla. Myślę, że niestety nastąpi częściowo substytucja węgla energią elektryczną, co może spowodować dodatkowe perturbacje w dostawach energii elektrycznej w efekcie np. przeciążenia sieci przesyłowych - powiedział Steinhoff. - Musimy przetrwać tę zimę (...) i zabezpieczyć się na przyszłość, by takich sytuacji jak teraz nigdy nie było - dodał.
Zauważył, że przed kryzysem, gdy węgiel kosztował 60-70 dol. za tonę, działalność większości kopalń w Polsce była nierentowna. Koszty wydobycia w kraju są wysokie ze względu na warunki geologiczne, do tego dochodzą koszty emisji CO2. - Bardziej opłacało się nam importować surowiec niż wydobywać w Polsce. Był plan stopniowej likwidacji górnictwa do 2049 r. i to był racjonalny horyzont. Teraz, przy cenach rzędu 360 dol. za tonę, wydobycie w krajowych spółkach górniczych znów stało się opłacalne - powiedział. Zaznaczył jednak, że bez względu na obecną sytuację, era węgla kamiennego się kończy.
Monika Borkowska