Prof. Stanisław Mazur: Politycy nie doceniają młodych Polaków i ich wiedzy o gospodarce
- Politycy popełniają błąd - nie dostrzegają, że jesteśmy coraz lepiej wykształceni, zwłaszcza młodzi Polacy i nie kupujemy już tak wielu populistycznych frazesów jak zakładają - mówi prof. Stanisław Mazur, rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
- Kampania wyborcza trwa, a ja właściwie nie dostrzegam prawdziwych propozycji ekonomicznych. Rozumiem chęć wygrania, ale liczyłbym też na coś wartościowego, istotnego, na odpowiedzi na pytania, co zrobić z polską gospodarką, co robić z polskimi finansami, co z polską służbą zdrowia - odpowiedzi na te pytania wciąż nie znajduję - mówi Interii Biznes prof. Stanisław Mazur, rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
A może politycy słusznie kalkulują, że dla zwykłych Polaków gospodarka to zbyt trudna sprawy?
- To instrumentalna logika: tu i teraz wygrajmy wybory, a potem zobaczymy. A ja spodziewałbym się od klasy politycznej, od polityków dużego formatu, tych, którzy pretendują do bycia mężami stanu choćby zarysu tego, jak wyobrażają sobie polską gospodarkę i polskie społeczeństwo. Wierzę, że jesteśmy narodem coraz bardziej wyedukowanym, ludzie nie oczekują populistycznej papki, a czegoś, co byłoby przedmiotem namysłu, sporu, kontrowersji. Mam wrażenie, że politycy tego nie rozumieją i mam taką nadzieję, że ci, którzy głosują, w pewnym momencie bardzo jasno upomną się o ważne, konkretne propozycje, żeby dyskutować i szukać dobrych kompromisów. Ciągle tego nie widzę - dodaje nasz rozmówca.
- Młodzi Polacy to naprawdę inni ludzie i nie chodzi o poziom edukacji, a o to, że inaczej postrzegają świat. Byłem bardzo zaskoczony, gdy zrobiliśmy badania pokazujące, co jest ważne dla młodych ludzi. UEK to uczelnia biznesowa, wszyscy spodziewaliśmy się odpowiedzi typu: pieniądze, biznes, bogactwo i nagle się okazuje, że to pokolenie myśli już w innych kategoriach: ekologia, pomaganie, zwierzęta... Przechodzimy głęboką przemianę, stajemy się społeczeństwem postmaterialnym - zarazem to pokazuje, że stajemy się krajem zamożnym, a za tym idzie poziom edukacji. Mam wrażenie, że politycy popełniają błąd - nie dostrzegają, że nie kupujemy już tak wielu populistycznych frazesów jak zakładają - mówi prof. Mazur.
Przykładem może być propozycja Lewicy, by każdy student otrzymywał stypendium w wysokości 1000 zł miesięcznie.
- Kilka tygodni temu czytałem raport dotyczący studentów uczelni Polski. Pojawiają się w nim nie pieniądze, a odpowiedzialność, przedsiębiorczość, indywidualizm... Powoli, za to w dużej części społeczeństwa, na pewno młodego, zanika myślenie w kategoriach transferów socjalnych. Coraz częściej młodzi ludzie mówią, że chcą warunków takich, by nie musieć korzystać z transferów socjalnych. Chcemy być przedsiębiorczy, jesteśmy wykształceni, potrafimy to robić - podkreśla rektor UEK.
I to wszystko mimo że edukacja ekonomiczna w Polsce szwankuje. W szkołach średnich pojawił się właśnie nowy przedmiot: biznes i zarządzanie, który zastąpi wcześniejsze podstawy wiedzy o ekonomii. Czy to poprawi sytuację?
- Jestem nieco sceptyczny z kilku powodów. Taki przedmiot powinien być wykładany przez ludzi, którzy udowodnili, że są ludźmi sukcesu i to nie jest przytyk do nauczycieli, a kwestia wiarygodnego przekazu. Po prostu wierzymy ludziom, którzy pokazali, że potrafią zrobić to, o czym uczą. Taki przedmiot powinni prowadzić praktycy - widzę po ich stronie gotowość, by to robić, bo to część społecznej odpowiedzialności biznesu. Jest też praca z uczelniami: wiele z nich - także moja - prowadzi klasy patronackie. Robimy wszystko, by dzieci były dobrze przygotowane i niektóre z nich chciały kiedyś studiować ekonomię i zarządzanie. Traktujemy to jako część naszej misji, ale też inwestycję, bo tacy uczniowie, gdy przyjdą do nas po maturze, po prostu będą lepiej przygotowani do studiowania. Warto pamiętać o dramatycznym kontekście - to 3000 zł netto dla nauczyciela początkującego i ponad 20 tys. wakatów w szkolnictwie. To pokazuje skalę załamania systemu - mówi Stanisław Mazur.
Wiele samorządów skarży się na problemy finansowe - utrata części wpływów z podatków tylko w znikomym stopniu rekompensowana jest z budżetu centralnego. Czy mieszkańcy miast wiedzą, dlaczego nie powstają w nich nowe drogi czy szkoły?
- Ta świadomość jest ciągle słaba, ale może narastać wraz z kłopotami dużych miast. To nie oznacza, że duże miasta źle działają, albo są źle zarządzane, po prostu mają finansową pętlę na szyi. Metropolie są wszędzie lokomotywami rozwoju, to one budują cywilizację. W Polsce z nieodgadnionych powodów rząd przyjął politykę dokuczania metropoliom. Nie chodzi tylko o to, że ograniczamy ich finansowanie, ale też zmieniamy jego strukturę - coraz częściej pieniądze, które trafiają do miast, są uznaniowe, nie są dochodami własnymi, tylko płyną z budżetu. To rodzi pytanie o wolność - jeżeli środki, które pozyskują miasta, biorą się stąd, że minister w swojej mądrości albo łaskawości mi je dał lub nie, to jest to zaprzeczenie autonomii tych miast, ich wolności. Przykładem niech będzie finansowanie Igrzysk Europejskich w Krakowie - bulwersuje, że rząd wciąż nie rozliczył się z firmami, które przy nich pracowały - dodaje nasz rozmówca.
Co wyborca powinien sprawdzić w ekonomicznej części programu danej partii, by dokonać właściwego wyboru?
- Powinien sprawdzić, co dana partia mówi o inflacji i siły nabywczej. Powinien zobaczyć, ile traci na wzroście cen. Rząd wyjmuje podatnikowi pieniądze z kieszeni, a zarazem daje mu do drugiej, ale mniej - radzi prof. Stanisław Mazur, rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Wojciech Szeląg