Gwiazdowski mówi Interii. Odc. 45: JOW-y w wyborach do Sejmu. Czy to dobry pomysł?

- Robi się coraz bardziej gorąco (...) Wybory coraz bliżej, więc przy tej okazji, gdzieś tam, przemknęły mi w mediach społecznościowych uwagi krytykujące JOW-y, czyli jednomandatowe okręgi wyborcze. Faktem jest, że Paweł Kukiz, który tę ideę wziął sobie na sztandary w 2015 r., zdążył ją mocno skompromitować. Dziś zwolennikom JOW-ów jest trudniej je postulować z uwagi na poprzedniego proponenta - zauważa Robert Gwiazdowski w najnowszym odcinku podcastu wideo "Gwiazdowski mówi Interii".

Gwiazdowski podkreśla, że krytyka JOW-ów jest "naukowa, nawet matematyczna". - Przeczytałem mianowicie, że jak weźmiemy pod uwagę liczbę wyborców, którzy głosowali, którzy mają swoją reprezentację w Sejmie, to ich jest ponad 62 proc. A w Senacie tylko 55 proc. A przecież w Senacie są JOW-y. Czyli JOW-y są podobno bardziej dysproporcjonalne niż wielomandatowe okręgi wyborcze - mówi felietonista Interii Biznes.

Jak wskazuje, w wyborach prezydenckich ponad połowa głosujących nie ma swojego reprezentanta z definicji. - Problem polega na tym, że porównujemy rzeczy nieporównywalne. Wybory do Sejmu i wybory do Senatu to są różne wybory. Zacznijmy od tego, że to w zasadzie porównywanie jabłek z gruszkami - zauważa.

Reklama

Dlaczego? Po pierwsze - mówi - posłów jest 460, więc gdyby do Sejmu były jednomandatowe okręgi wyborcze, mielibyśmy ich 460. A do Senatu mamy 100 miejsc, więc okręgów jest mniej, co powoduje, że okręgi wyborcze do Senatu są wielokrotnie większe.

- Jak jest duży okręg wyborczy to nie działa coś, co działa przy małych okręgach w wyborach do Sejmu. W zasadzie można powiedzieć: po co nam jest 460 posłów? Ja się absolutnie z tym zgadzam. Gdybyśmy mieli uparcie utrzymywać tę proporcjonalną ordynację wyborczą, to w zasadzie pewnie ze 120 by wystarczyło. Ale zachowania liczby 460 ma sens o ile bądź byłyby JOW-y. 460 okręgów oznacza, że w takim okręgu jest 65-70 tys. wyborców. Jak ktoś chce zacząć robić karierę polityczną, zajmować się polityką, nie tak na ostatnią chwilę się załapać na listę partyjną robioną przez któregoś z bossów partyjnych, tylko ma taką potrzebę, to między jednymi wyborami a drugimi, w swoim okręgu wyborczym, może sobie taką pozycję zbudować - tłumaczy Gwiazdowski.

Jak podkreśla w okręgu 65-70-tysięcznym do wyborców można dotrzeć samemu z jakimś przekazem, z tym co się robi, z tym co się chce zrobić. - Jak okręg wyborczy jest wielki jak do Senatu tam się w taki sposób tego zrobić już nie da. Ale w wyborach do Sejmu działa jeszcze jedna zasada, że tych kandydatów może być więcej. Więc nieprawdą jest stwierdzenie, że to JOW-y sprzyjają polaryzacji i duopolowi, dwupartyjności. W takim okręgu - 65-70 tys. - może się okazać, że się znajdzie 10 podobnych kandydatów, którzy sami będą chcieli coś zrobić nie bacząc na lidera partyjnego. To jest zasadnicza różnica - zauważa autor felietonu.

Więcej w najnowszym odcinku podcastu video "Gwiazdowski mówi Interii". 

Zobacz też wcześniejsze odcinki.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »