Gwiazdowski mówi Interii. Odc. 78: Czy złożyłeś na siebie już donos podatkowy?

Dzisiaj 30 kwietnia - wielkie święto podatników i społeczeństwa obywatelskiego - zauważa Robert Gwiazdowski w najnowszym odcinku podcastu video "Gwiazdowski mówi Interii". - Dzisiaj jest ostatni dzień, w którym możecie złożyć na siebie donos do urzędu skarbowego - dodaje i przypomina, że "niektórzy powiadają, że podatek dochodowy od osób fizycznych służby budowaniu sprawiedliwości, nie tylko społeczeństwa obywatelskiego". - Ale to też nie jest prawda - podkreśla.

W 2024 r. czas na zeznanie podatkowe, czy jak to mówi Robert Gwiazdowski w najnowszym odcinku podcastu video - "złożenie na siebie donosu do urzędu skarbowego" - mija 30 kwietnia.

- Oficjalnie nazywa się to roczne zeznanie podatkowe. Ale wiecie, zeznanie to się jednak z prokuratorem troszkę kojarzy. W związku z tym, ta oficjalna nazwa coraz częściej zastępowana jest określeniem deklaracja - zauważa felietonista Interii Biznes.

Dlaczego to się może kojarzyć z prokuratorem? Po pierwsze, dodaje, jak "nie złożycie tej deklaracji to już jest karane, a po drugie jak się pomylicie - to też może być karane".

Reklama

- To zależy od tego jak bardzo się pomylicie i jak bardzo urząd skarbowy będzie chciał wam dowalić - podkreśla. Zwraca też uwagę, że dziś już jest lepiej pod tym względem, bo organ podatkowy sam obliczy jaki podatek należy zapłacić.

- To jest, proszę państwa, zasługa PiS. Przez wiele, wiele lat tak nie było i jak się pomyliliście w zeznaniu podatkowym, to po pięciu latach pukał do was organ podatkowy i mówił, że tu jest błąd. Najczęściej organ podatkowy o tym błędzie to wiedział zaraz po tym jak złożyliście swój donos, czyli zeznanie podatkowe, ale odkładał na półeczkę, żeby przyjść po pięciu latach, bo mu odsetki duże narosły - mówi Gwiazdowski.

Historii najpierw trochę, czyli o początkach podatku dochodowego

- Zaczęło się wszystko w 1991 r. Milton Friedman, jak był w Polsce wraz z prezydentem Reganem w roku 1990, to ostrzegał żebyśmy nie szli tą drogą, którą szła Europa Zachodnia wtedy. Żebyśmy poszli tą drogą, którą Europa Zachodnia szła 50 lat wcześniej - przypomina Gwiazdowski. I dodaje, że "niestety nie posłuchaliśmy - wprowadziliśmy podatek dochodowy od osób fizycznych pobierany nie u źródła, czyli w miejscu uzyskiwania dochodu, tylko bezpośrednio od podatnika". Trzeba jednak zauważyć, że w pierwszych latach obowiązywania tego podatku był on pobierany u źródła. Przepisy przewidywały, że można było pracodawcy polecić złożenie zeznania podatkowego za siebie (pod warunkiem, że miało się jednego pracodawcę).

Felietonista Interii Biznes przypomina także, że emeryci też zostali objęci podatkiem dochodowym. Po co? - W celu budowania społeczeństwa obywatelskiego. Chodziło o to - tak przynajmniej oficjalnie argumentowano - żeby podatnicy mieli poczucie, że państwo jest ich. Że jak oni płacą podatek, oni czują się ważni. Naprawdę. Takie padały argumenty (...) Tu oczywiście była pewna niekonsekwencja, bo zdecydowana większość podatników nie miała tego poczucia, dlatego że albo ZUS, albo zakład pracy wypełniał za nich roczne zeznanie podatkowe. Bo dochody uzyskiwali tylko w jednym miejscu - zauważa.

Czy podatki pomagają budować społeczeństwo obywatelskie?

- Z czasem sytuacja się lekko zmieniła z tego powodu, że zaczęli podatnicy korzystać z ulg podatkowych. Kulminacja korzystania z ulg to był chyba 1996 albo 1997 rok. Chodziło wówczas o tzw. ulgę na darowiznę. Ta ulga na darowiznę była od samego początku, ale nie wszyscy o niej wiedzieli. Ci co wiedzieli - korzystali, głównie pracownicy aparatu skarbowego. Ci co nie wiedzieli - nie przypuszczali, że coś takiego może w ogóle istnieć - mówi Gwiazdowski.

Co to była za ulga? Otóż można było odpisać od dochodu kwotę, którą się przeznaczyło na darowiznę: na cel naukowy, oświatowy, kultury fizycznej i sportu. Nie było żadnych wyłączeń. - Można było darować najbliższej rodzinie. Jak się naród dowiedział, że może, to tak się poczuł tym elementem społeczeństwa obywatelskiego, że wszyscy wówczas, jak jeden mąż, rzucili się do obdarowywania. Tacy byliśmy dobroczynni. Oczywiście próbowano ratować tę sytuację, bo sprawa wyszła właśnie jakoś tak w marcu, czyli przed złożeniem deklaracji, czyli zeznania rocznego, czyli samodonosu za poprzedni rok - przypomina Gwiazdowski.

- Ówczesna minister finansów powiedziała, że ta ulga owszem jest, ale cytuję “myśmy myśleli, że będą z niej korzystać ci, którzy powinni, a nie ci, którzy nie muszą". Jakbyśmy się przyjrzeli, kto korzystał wcześniej, to ciekawie by to wyglądało, kto uznał, że powinien, a kto, że nie musi. Wszyscy powinni moim zdaniem z ulg podatkowych korzystać. Nie ma najmniejszego powodu, żebyśmy płacili więcej niż musimy skoro przepisy podatkowe są skonstruowane w taki sposób, że można zapłacić więcej albo mniej. Jak można mniej - to płacimy mniej - zauważa Gwiazdowski.

Zwraca jednak uwagę, że zdarzają się sytuacje, w których działa ta zasada, że podatnicy czują się prawdziwymi obywatelami. Przykładowo, jak w Szwecji czy Norwegii obniżano podatki, to po którejś obniżce pojawiły się głosy, czy to czasami nie pogorszy jakości usług publicznych. - Bo rzeczywiście płacimy chętniej naszemu państwu, gdy je dobrze oceniamy. Gdy się z nim identyfikujmy, gdy jakość usług publicznych jest wysoka (...) To troszeczkę tak samo jak porównujmy podatki dochodowe, te osobiste, do podatków od konsumpcji. Podatek od konsumpcji znosimy łatwiej. Po pierwsze nie za bardzo mamy jak go uniknąć. Przychodzimy do sklepu i cena jest jaka jest. Ale nawet jak wiemy, że płacimy te podatki, to czujemy się usatysfakcjonowani - bo sobie coś kupiliśmy. Ale jak już zaoszczędziliśmy na samochód, telefon (...) mamy poczucie, że to jest nasze. A jak płacimy podatek dochodowy to nie mamy takiego poczucia - mówi Gwiazdowski.

- Powtarza się nam, że to szkoły, że to autostrady, tylko że na autostrady to teoretycznie jest podatek drogowy, który dzisiaj jest zaszyty w cenę paliwa. Szkoły jak funkcjonują tak funkcjonują - nie jesteśmy specjalnie z tego szczęśliwi. Niektórzy powiadają że jeszcze przecież są szpitale za darmo. Problem polega na tym, że na te szpitale jest inny podatek - on się nazywa dla zmyłki składką na ubezpieczenia zdrowotne, o którą to składkę aktualnie mamy bój. Czy ona powinna być proporcjonalna do dochodów czy nie, czy ma być progresywna czy ma być rozróżnienie między tymi, którzy płacą tę składkę z tytuły umowy o pracę, i tymi którzy działalność gospodarczą prowadzą. Co zrobić z tymi, którzy nawet działalności gospodarczej nie prowadzą, bo np. są udziałowcami jakiejś spółki i żyją z dywidendy albo zysków kapitałowych żyją. Tego się rozstrzygnąć nie da. Wszystkich się opodatkować nie da - wskazuje felietonista Interii Biznes.

A może podatki dochodowe zlikwidować?

- Pojawiały się pomysły, żeby z tego podatku w ogóle zrezygnować. I żeby było jak za Gierka - podatek od funduszu wynagrodzeń pobierany przez pracodawcę. Czyli u źródła. Proste. Nie takie proste, bo przecież byśmy w ten sposób skrzywdzili obywateli, którzy chcą być elementem społeczeństwa obywatelskiego, chcą mieć poczucie, że płacą na to swoje wspaniałe państwo. Ale tak naprawdę to chodziło o coś zupełnie innego - zwraca uwagę autor podcastu video. O co więc chodziło?

- Po pierwsze o możliwość inwigilowania podatników. Z roku na rok ta możliwość od strony technicznej jest coraz większa i tych podatników łatwiej jest inwigilować z powodu podatku dochodowego, który mają zapłacić. Podatek dochodowy to przychód minus koszty. Po pierwsze trzeba wiedzieć jaki jest ten przychód - trzeba tego podatnika śledzić, gdzie on pracuje - tłumaczy.

- Ustawa o podatku dochodowym z 1991 r. w sumie była dosyć prosta. Ona dziś jest niesłychanie skomplikowana - dodaje.

- Ciekawostką niech będzie to, że prof. Leszek Balcerowicz, który był wicepremierem i ministrem finansów, gdy ustawę uchwalano, przyznał po latach, że żona mu wypełnia tę deklarację, bo on sam nie potrafi. Notabene nie tylko prof. Balcerowicz, jeszcze kilka innych osób, polityków powtarzało to samo: to jest za trudne. W efekcie dziś już robić tego nie musimy. Natomiast podatek płacić musimy. Podatek dochodowy, który służy głównie naszej inwigilacji. Co prawda niektórzy powiadają, że on służby budowaniu sprawiedliwości, nie tylko społeczeństwa obywatelskiego. Bo progresywny podatek dochodowy wyrównuje degresję, czy regresję podatków konsumpcyjnych. Ale to znowu nie jest prawda. Nie ma państwa bez podatków - nawet zwolennicy modern monetary theory, potwierdzają że państwo musi brać pieniądze od podatników. Tylko, że te podatki mogą być mądre albo głupie. Proste albo skomplikowane. Mogą po podatnikach spływać jak woda po gęsi, w taki sposób, że nie odczuwają ani ich ciężaru, ani techniki ich poboru, albo może być na odwrót - mogą to bardzo odczuwać. Podatek dochodowy od osób fizycznych zwłaszcza powiązany ze składkami na ubezpieczenie zdrowotne, które są tak naprawdę podatkiem dochodowym, tylko inaczej nazwanym, to najgłupszy podatek jaki ludzkość sobie wymyśliła - konstatuje Gwiazdowski.

Czy doczekamy czasów, aby podatek dochodowy od osób fizycznych został zlikwidowany? - pyta autor podcastu. - Moim zdaniem nie doczekamy, przynajmniej ja nie doczekam. Przynajmniej dziś 30 kwietnia bądźmy z siebie dumni. Bo państwo nie ma swoich pieniędzy, musi je wziąć od nas. Bierze je w podatkach - podsumowuje.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »