Złoty opowiada sto lat naszej historii
Odkąd kursy walut światowych stały się płynne, są one wrażliwe na wszystko, co się na świecie zdarza. Kapitał przepływa swobodnie, a kiedy napływa lub odpływa - kursy potrafią gwałtownie się zmieniać.
Tak jest od niespełna pół wieku. Przez stulecia rządy próbowały uzgadniać między sobą kursy walut i zakotwiczać je w złocie.
Złoty miał przez 100 lat niepodległości naszego państwa wiele twarzy. Każda z nich ukazuje siłę oraz słabości polskiej gospodarki i polityki. Na sto lat przypada sześć epok i tyleż różnych twarzy złotego. Tylko ostatnia jest naprawdę uśmiechnięta. Na razie.
Sprawdź bieżące notowania walut na stronach Biznes INTERIA.PL
Złoty - jako nieprzerwanie istniejąca waluta w obiegu - wkrótce skończy 95 lat. Trudno jednak nie wspomnieć o jego poprzedniczce, marce polskiej, bo to jej słabości były przyczyną marzenia o silnym i "niepodległym" pieniądzu. Ale narodziny złotego trwały tak długo, gdyż trudno było znaleźć porozumienie polityczne wokół tego, czym naprawdę powinien być. A przede wszystkim - co do potrzeby stabilizacji finansów państwa.
Ojcem złotego jest Władysław Grabski, który jako premier w czerwcu 1920 roku zaproponował powoływanie banku emitującego polską walutę, a jeszcze jako minister skarbu w 1919 roku chciał uporządkować "gospodarkę budżetową". Dla państwa, które już istniało, ale musiało walczyć o swoje granice i niepodległość niemal na wszystkich frontach, stabilizacja finansów publicznych była bardzo trudnym wyzwaniem.
Potem, w trakcie wojny polsko-bolszewickiej Władysław Grabski, będący ponownie ministrem skarbu, stworzył program polityki gospodarczej Polski na czasy, kiedy wojna się skończy. Jednym z jego najważniejszych punktów był postulat stabilizacji obowiązującej wówczas marki polskiej. W 1923 roku ponownie chciał ustabilizować finanse państwa, zwiększyć dochody podatkowe poprzez m.in. podatek majątkowy i wprowadzić silną walutę. Sytuacja stawała się już krytyczna. Szalała hiperinflacja, w sklepach nie było mięsa, mąki ani węgla na opał. Pensje ludzi żyjących z pracy i dostających wypłatę na koniec miesiąca już po kilku dniach były warte o połowę mniej. Inflacja sięgała 390 proc. miesięcznie.
Sprawdź bieżące notowania walut na stronach Biznes INTERIA.PL
Marka polska była słabą walutą i w zasadzie jedynym ograniczeniem dla jej emisji była moc maszyn drukarskich. Pozostała "w spadku" po jednym z zaborców - Cesarstwie Niemieckim - które, żeby zachęcić Polaków do walki przeciwko Rosji, zgodziły się w 1916 roku na powstanie zależnego od niego państwa - Królestwa Polskiego. Marka polska, emitowana przez Polską Krajową Kasę Pożyczkową, miała być związana z marką niemiecką, a w obiegu miało się znaleźć nie więcej niż miliard marek. Było tak do ogłoszenia niepodległości. Żeby uporządkować polski system walutowy, sejm uznał ją w 1920 roku za jedyny prawny środek płatniczy w Polsce. Wkrótce jednak - pomimo zakończenia wojen - marka zaczęła gwałtownie tracić na wartości.
Roman Rybarski, autor projektu ustawy o Banku Polskim obliczył, że w chwili ogłoszenia niepodległości wyemitowanych było 880 mln mkp. 30 kwietnia 1919 roku było ich już 1345 mln. Przez kolejne miesiące roku w obiegu znalazło się 3,7 mld mkp. To jeszcze i tak niewiele, bo samym wrześniu 1921 roku w obieg puszczono aż 19 miliardów.
Tę historię opowiadają banknoty. Jeszcze do lutego 1920 roku najwyższy nominał wynosił 1000 marek polskich (mkp), ale skoro pieniędzy w obiegu było coraz więcej, trzeba było podnosić nominały, żeby nadążać za rosnącymi cenami. W lutym 1920 roku pojawił się banknot o nominale 5000 marek, a nieco ponad dwa lata później - 10000 mkp. Prawdziwa lawina ruszyła pod koniec 1922 roku i trwała przez cały 1923, kiedy to w listopadzie wyemitowano nominały 5 i - najwyższy - 10 milionów mkp. Właśnie wtedy w Krakowie robotnicy ogłosili strajk powszechny, a 6 listopada zginęło 15 demonstrujących robotników i 14 żołnierzy tłumiących ich protest. Tak już dłużej nie mogło być. Zapaliło się światło alarmowe.
Także politycy zrozumieli, że nie mogą zwlekać. Choć parytet złotego do złota - przypomnijmy, że złoty był wart 0,29 grama kruszcu - ustalono już wcześniej, a na emitowanych przez lata markach widniał nawet napis, że w przyszłości zastąpione zostaną inną walutą, złoty wszedł do obiegu dopiero 24 kwietnia 1924 roku. Wprowadzenie złotego było jednak możliwe dzięki wcześniejszemu ustabilizowaniu kursu marki poprzez interwencję walutową i zrównoważeniu budżetu na początku 1924 roku. Dlatego złoty od razu stał się walutą silną. Wart był tyle, co jeden frank szwajcarski, a wymieniano go za 1,8 mln mkp.
Szybko okazało się, że podatku majątkowego nie da się ściągnąć w zakładanej wysokości, a w budżecie pojawiła się nierównowaga. W polską gospodarkę uderzyło też rozpoczęcie przez Niemcy wojny celnej. Kurs złotego załamał się w lecie 1925 roku, gdy Polska zawiesiła jego wymienialność. W 1926 roku złoty został znowu zdewaluowany do 8,9 za dolara i przez sześć lat utrzymał wartość dzięki ponownemu zakotwiczeniu go w zlocie.
Dyskusja o tym, czy złotemu należy pozwolić się osłabić, czy też bronić jego wartości, była jedną z najważniejszych polemik gospodarczych w II RP. Ostatecznie nie został osłabiony na tyle mocno, żeby pomagać polskiej gospodarce w okresie wielkiego kryzysu z lat 1929-1933. Choć za dolara płacono niemal 9 zł, do wielu innych walut stale się wzmacniał, jak na przykład do funta po dewaluacji tej waluty w 1931 roku. Kiedy kryzys dobiegał końca, złoty zyskiwał dalej na wartości, a w 1935 roku za dolara płacono znowu tyle, co wtedy, gdy pierwszy raz znalazł się w obiegu.
Z powodu zaufania do polskiej waluty nawet hitlerowskie władze nie ośmieliły się zlikwidować złotego. Trzeba pamiętać, że zapasy złota Banku Polskiego udało się ocalić i w dramatycznych okolicznościach wywieźć przez Rumunię do Francji, a potem do Wielkiej Brytanii. Polskie przedwojenne banknoty wymienione zostały na okupacyjne, wydawane przez Bank Emisyjny w Polsce z siedzibą w Krakowie. Na banknotach - choć figurowała nazwa "Polska" - zlikwidowano wszystkie symbole narodowe, ale nazwa "złoty" pozostała. Zniknęło godło i wizerunki wielkich Polaków.
W ten sposób złoty jako pełnoprawna waluta, wymienialna na inne, zniknął na 50 lat. Już w 1945 roku komunistyczne władze wprowadziły nowe banknoty, które zastąpiły te z okresu okupacji hitlerowskiej. Wymieniane były na okupacyjne "młynarki" w stosunku 1:1. Ale do czasu.
Sprawdź bieżące notowania walut na stronach Biznes INTERIA.PL
Jeszcze w 1945 roku złoto przedwojennego Banku Polskiego powróciło z Londynu do kraju. Nowe władze nie myślały jednak o tym, żeby złotemu przywrócić blask. Zapas złota, który przed wojną był pokryciem dla pieniądza, został przeznaczony na wydatki budżetowe, a częściowo na odszkodowania dla obywateli innych państw, których majątek w Polsce znacjonalizowano. Wskutek tego waluta znowu była niestabilna, a inflacja zaczęła szaleć.
Ta - czwarta z kolei - odsłona złotego trwała krótko, zaledwie pięć lat. Dwa razy w swej najnowszej historii złoty pokazał, że pieniądz może być narzędziem przemocy ekonomicznej. Po raz pierwszy w 1940 roku, kiedy przedwojenne złote wymieniano na okupacyjne "młynarki". Limity wymiany były wówczas różne dla Niemców, Polaków, Żydów i przedsiębiorców.
Po raz drugi stało się tak w 1950 roku podczas wymiany pieniądza. W przypadku wynagrodzeń pieniądze wymieniono w stosunku 100:3, ale banknoty w obiegu i depozyty w stosunku 100:1. A to oznaczało, że państwo skonfiskowało 2/3 oszczędności. Jeśli porównamy to ze sposobem myślenia władz polskich w latach 20., kiedy potrzeba silnej waluty uzasadniana była chęcią pozyskiwania oszczędności społeczeństwa, żeby zamieniać je na inwestycje w gospodarkę, zobaczymy jak na dłoni całą różnicę. Zloty zamiast ze złotem powiązany został natomiast z radzieckim rublem. Na monetach i banknotach pojawiły się wizerunki ludzi pracy.
45 lat PRL to epoka ciągle odradzającej się inflacji, nierównowagi podaży i popytu, a także strachu ludzi przed kolejną wymianą pieniędzy. Władze usiłowały tłumić inflację podwyżkami regulowanych cen, co było przyczyną kolejnych społecznych protestów.
PRL to także epoka czarnego rynku, na którym rządził dolar, a z czasem dołączyła do niego niemiecka marka. Polska waluta miała ograniczoną wartość wyłącznie wewnątrz kraju. Nie była wymienialna na inne. Posiadanie dewiz przez niemal cały ten okres było zakazane. A równocześnie jedyny prawdziwy międzynarodowy bank znajdował się u zbiegu ulic Poznańskiej i Nowogrodzkiej w Warszawie, gdzie u stojących przed pocztą "cinkciarzy" można było kupić dolary. A za dolary - już wszystko.
Inflacja i dolaryzacja gospodarki przyspieszyły w latach 80. XX wieku. Na inflację, sytuację gospodarczą oraz polityczną złoty reagował w ten sposób, że na czarnym rynku taniał do dolara. Czarny rynek walutowy w latach 80. działał prawie we wszystkich krajach bloku wschodniego, ale polski był oceniany przez ekonomistów jako największy ze wszystkich.
Tylko pomiędzy 1982 a 1983 rokiem dolar podrożał dwa razy, z 350 do 700 zł. W kolejnych latach, przejściowej poprawy gospodarki po stanie wojennym dolara się ustabilizował, a nawet nastąpiły pewne spadki kursu. Dopiero fiasko "pierwszego etapu reformy" gospodarczej spowodowało, że w 1987 roku dolar wystrzelił w górę. W grudniu 1988 roku kosztował już 3400 zł, a potem drożał dalej. Kres temu położyło dopiero ustalenie w 1990 roku sztywnego kursu na poziomie 9.500 zł za dolara. Było to możliwe dzięki pożyczce stabilizacyjnej z Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Złoty wrócił do światowego systemu monetarnego i walutowego, kiedy ten zupełnie się zmienił w porównaniu z latami dwudziestymi. W 1973 roku USA zaprzestały wiązać wartość dolara z rezerwami złota, a w ślad za nimi poszły inne kraje. Zakotwiczenie złotego w stosunku do dolara miało pomóc w walce z inflacją, która w 1990 roku osiągnęła 685,8 proc. rocznie. Choć mówimy, że była to hiperinflacja, była ona jednak znacznie niższa niż w latach 20.
Przez całą pierwszą dekadę transformacji złoty w pełni wymienialna walutą jednak nie był. Dewaluacja złotego w 1991 roku, a potem stosowane pasmo dopuszczalnych wahań wobec innych walut i stopniowa tzw. pełzająca dewaluacja pozwoliły na uzyskanie przez naszą walutę równowagi. Rząd i Narodowy Bank Polski zdecydowały wprowadzić w 2000 roku kurs całkowicie płynny, a dwa lata później prawo dewizowe zniosło większość restrykcji dotyczących wymienialności. Zdaniem wielu ekonomistów właśnie płynny kurs walutowy spowodował, że Polska gospodarka znakomicie odnalazła się w nowym systemie światowym - znacznie lepiej niż w 20-leciu międzywojennym.
Złotemu, choć już nie jest wcale złoty, z płynnym kursem płynie się świetnie. Choć codziennie słyszymy o zmianach kursów walut, słabnięciu i umacnianiu, to kiedy popatrzeć na kilkuletnie średnie, okazuje się, że nasza jest bardzo stabilna.
Jacek Ramotowski