Anna Rulkiewicz, prezes Grupy LUX MED: Pomagamy jak potrafimy najlepiej
- Sytuacja kadrowa w ochronie zdrowia jest trudna i nie mówimy tylko o pielęgniarkach i lekarzach, ale o całym personelu medycznym: ratownikach medycznych, rehabilitantach, we wszystkich zawodach są problemy - mówi Interii Anna Rulkiewicz, prezes Grupy LUX MED. I podkreśla, że niedobór kadry medycznej powoduje ogromną presję płacową. - Konkurujemy między sobą o personel, podwyższamy cenę jego usług, a ten coraz wyższy koszt odbija się na użytkowniku, czyli pacjencie - dodaje.
Aleksandra Fandrejewska, Interia: Właśnie rozgrywa się dramat na Wschodzie. Tysiące Ukraińców ucieka do Polski. Coraz więcej firm angażuje się w pomoc. A LUX MED?
Anna Rulkiewicz, prezes Grupy LUX MED: - Pomagamy jak potrafimy najlepiej. W centrach medycznych LUX MED w całym kraju oraz 13 naszych szpitalach osoby uciekające przed wojną z Ukrainy mogą skorzystać z pilnej pomocy medycznej. Mamy specjalną infolinię prowadzoną w języku ukraińskim i polskim - to numer 22 45 87 007. Można też pisać na adres e-mail: ua.kontakt@luxmed.pl. Nasi ratownicy medyczni i lekarze Grupy LUX MED wspierają działania Polskiej Akcji Humanitarnej na rzecz osób potrzebujących przebywających w bezpośredniej bliskości granicy. Zapewniamy też wsparcie przy relokacji rodzin pracowników z granicy ukraińsko-polskiej - organizujemy pomoc prawną, logistyczną, a także finansową. Dzięki kontaktom naszych ukraińskich lekarzy z kolegami z Ukrainy, przy pomocy wyspecjalizowanych instytucji, podejmujemy starania by przekazywać niezbędne wsparcie materiałowe i sprzętowe dla szpitali prowadzących działania na terenie konfliktu. Dajemy też miejsca pracy obywatelom Ukrainy: lekarzom, pielęgniarkom i pozostałemu personelowi medycznemu, a także pracownikom administracyjnym.
Czy kondycja prywatnej ochrony zdrowia jako branży w głównej mierze czy tylko po części, zależy od kondycji publicznej służby zdrowia?
- Bardziej zależy niż nie zależy. Ale nie jest jednak tak, że można prowadzić prywatną działalność opierając się tylko na niedoborach sektora publicznego. Co prawda do pewnego momentu utrudniony dostęp do usług medycznych w systemie publicznym pozwala rozwijać sektor prywatny, ale chociażby takie kwestie jak niewystarczająca liczba personelu medycznego także wpływają na nasz rozwój. Wszyscy działamy na tym samym rynku a zasoby nie są nieskończone. Często lekarze, pielęgniarki, rehabilitanci, ratownicy medyczni pracują w jednym i w drugim systemie. Poza tym istnieją placówki czy typy działalności w prywatnej ochronie zdrowia, które korzystają z funduszy publicznych i takie, które otrzymują pieniądze tylko od prywatnego, komercyjnego płatnika.
Zapytałam o to, ponieważ z raportu stowarzyszenia szpitali prywatnych wynika, że ponad 50 proc. przychodów szpitali prywatnych to pieniądze z Narodowego Funduszu Zdrowia. Zastanawiam się czy prywatna ochrona zdrowia jako branża - biznes, może istnieć bez pieniędzy publicznych?
- Może, tylko rynek musiałby wyglądać inaczej. Mamy nieuregulowany sektor prywatny w tym sensie, że nie ma ubezpieczeń, produktów komercyjnych, nie istnieje rzeczywisty koszyk usług medycznych opłacanych z pieniędzy publicznych. W takiej sytuacji prywatny sektor istnieje na zasadzie płacenia przez pacjenta za każdą osobną konsultację, badanie czy zabieg. Nie powinno być tak, że człowiek wydaje tysiące złotych na operację da Vinci, czyli minimalnie inwazyjną metodę leczenia raka prostaty. Możliwość takiego zabiegu powinna wynikać z ubezpieczenia.
Czy niedobory kadry medycznej są dla takiej firmy jak Grupa LUX MED dużym problemem? Zwróciła pani przez chwilą uwagę na niezaspokojenie potrzeb personelu.
- W systemie publicznym mamy do czynienia z niedoborem finansowania, więc kadra medyczna powinna mieć możliwość dorabiania. Systemu nie stać na to by lekarz pracował w jednym miejscu, ale nie powinien w kilku czy kilkunastu. Jeśli ma dwa miejsca pracy, to nie ma w tym nic złego. Nie jest jednak dobrym rozwiązaniem to, gdy lekarze pracują w wielu miejscach, bo są przemęczeni i biegają z jednej placówki do drugiej.
- Sytuacja kadrowa w ochronie zdrowia jest trudna i nie mówimy tylko o pielęgniarkach i lekarzach, ale o całym personelu medycznym: ratownikach medycznych, rehabilitantach, we wszystkich zawodach są problemy. Kadra się starzeje, w ciągu ostatnich dwudziestu lat wielu młodych ludzi wyjechało za granicę i mamy lukę pokoleniową. Niedobór kadry medycznej powoduje ogromną presję płacową. Konkurujemy między sobą o personel, podwyższamy cenę jego usług, a ten coraz wyższy koszt odbija się na użytkowniku, czyli pacjencie.
Imigranci są remedium na braki kadrowe?
- I tak i nie. Potrzebne jest kształcenie większej liczby osób, utrzymanie ich w kraju oraz dodatkowe zatrudnianie lekarzy emigrantów, którzy asymilują się dość łatwo, czyli najczęściej z państw ze wschodniej granicy. Konieczne jest wspieranie tych ludzi, by wymagania nostryfikacyjne nie były na tyle utrudnione, by musieli np. sprzątać po domach, czy pracować na budowie, zanim wolno będzie im pracować w zawodzie. Uważam, że lepszy jest lekarz, który zdał 2 czy 3 egzaminy mniej, ale ma doświadczenie, niż brak lekarza. Emigrantów można doszkolić, znaleźć opiekuna, który będzie nadzorował jego pracę. My zaś nie możemy się zdecydować, czy chcemy ich przyjąć czy nie. Problemem jest także to, że samo środowisko jest niechętne do przyjmowania lekarzy cudzoziemców.
Grupa LUX MED jest największą siecią prywatną w Polsce. W ostatnich latach przejmowaliście placówki innych właścicieli lub rozszerzaliście działalność na nowe dziedziny ochrony zdrowia. Jaki typ rozwoju przyjęliście na najbliższy czas?
- Nasz model biznesowy się nie zmienia. Polega na dostarczaniu pacjentom jak najbardziej kompleksowej usługi. To oznacza, że poszerzamy obszary, w których oferujemy usługi. Zaczynaliśmy od opieki ambulatoryjnej i od abonamentów. Okazało się, że potrzebne jest rozszerzenie usług zdalnych - zainwestowaliśmy w cyfryzację. Potem poszerzyliśmy ofertę o szerokorozumianą stomatologię czy opiekę psychologiczną. To są przykłady rozwoju organicznego. Jednak w tych dziedzinach, w których nie mamy kompetencji czy infrastruktury, decydujemy się na akwizycje, czyli przejmowanie. Przykładem jest Szpital św. Elżbiety w Warszawie. Ale też zaczynamy oferować nowy typ usługi, czyli ubezpieczenie szpitalne. W jego ramach możliwa będzie nie tylko pomoc zaplanowana, ale także wynikająca z nagłych sytuacji. Chcemy, oprócz opieki abonamentowej, dać pełną opiekę szpitalną w naszych szpitalach oraz tych, które będą naszymi podwykonawcami. Uważamy, że covid spowodował tak duży dług zdrowotny, tak pogorszył się stan naszego zdrowia, że potrzebny jest dziś na rynku prywatny produkt szpitalny. Składka będzie wynosiła 100-200 zł. Program ruszył pierwszego marca. Na razie przedstawiamy ofertę partnerom korporacyjnym, ale chcemy by korzystali z niej także pacjenci indywidualni.
Będzie z takiego ubezpieczenia mógł skorzystać każdy, bez względu, gdzie mieszka?
- Tak, ale produkt będzie wprowadzany fazami. Na razie najbardziej kompleksowa opieka będzie oferowana w województwie mazowieckim i na Pomorzu. Ale jeśli pacjent korporacyjny działa w całej Polsce i wykupi to świadczenie, to my zapewnimy jego realizację w całej Polsce.
Warunki ubezpieczenia są dostępne, można o nim przeczytać?
- Informacje publikujemy m.in. na naszej stronie internetowej opiekaszpitalna.luxmed.pl.
Nie ma rzeczywistego koszyka usług opłacanych z pieniędzy publicznych, władza dąży do budżetowego systemu ochrony zdrowia. Czy pani zdaniem publiczna opieka medyczna będzie dla ludzi niezamożnych, a prywatna dla zamożnych?
- Zajmuję się ochroną zdrowia ponad 20 lat i przestałam zwracać uwagę na to co kolejne rządy zrobią, lub czego zaniechają. Przestałam patrzeć co się w naszym kraju zmieni i kiedy. Po prostu ten kraj zmieniam. Przejmowanie szpitali i zaoferowanie produktu ubezpieczeniowego to dla nas spore ryzyko. Jesteśmy jednak częścią globalnej firmy ubezpieczeniowej i chcemy oferować produkty ubezpieczeniowe, które są dostępne finansowo. Próbuję powtórzyć model hiszpański. W Hiszpanii rząd nic nie zrobił, ale społeczeństwo miało tak dosyć już publicznej ochrony zdrowia, że zaczęło kupować prywatne ubezpieczenia. Ich rynek stał się powszechny i dostępny finansowo dla każdego. Nie umiem powiedzieć czy dla wielu osób 150 - 200 zł miesięcznie to wysoka stawka. Wiem, że im bardziej ubezpieczenia prywatne będą powszechne tym będą tańsze. Mam przekonanie, że przy długu zdrowotnym, przy naprawdę kiepskiej kondycji zdrowotnej polskiego społeczeństwa, jako lider polskiego rynku nie chcę czekać. Zamierzam zaoferować alternatywę dla publicznego systemu.
Zastanawiam się jak wprowadzenie tego typu ubezpieczeń może wpłynąć na ceny pojedynczych (czyli nie wynikających z abonamentu) usług prywatnych. Czy będą coraz niższe? Wydaje się, że powinny.
- Między innymi po to wprowadzamy ubezpieczenia, by usługi jednostkowe powoli zamieniać w produkty abonamentowe czy ubezpieczeniowe. Ale to nie nastąpi szybko. W Hiszpanii 80 proc. prywatnych usług wynika z ubezpieczeń, a 20 proc. - to usługi fee for service. U nas proporcje są odwrotne: 90 proc. usług jednostkowych a 10 proc. to produkty. Przy czym przychody LUX MED to ok 2,5 mld zł rocznie, mamy około 2,3 mln pacjentów z abonamentami i jest to wzrost o 13 proc. rocznie.
Firmy głównie wykupują abonamenty dla pracowników?
- Abonamenty firmowe stanowią 60 proc., kiedyś było to 90 proc.
Czego publiczna ochrona zdrowia może się nauczyć od prywatnej?
- Jedni i drudzy powinniśmy się uczyć od siebie. To nie jest tak, że prywatny sektor ma odpowiedzi na wszystkie pytania i problemy. Nie prowadzimy tak dużych szpitali, z wieloma skomplikowanymi usługami, jak sektor publiczny. To trzeba powiedzieć i zachować dużo pokory. Na przykład neurochirurgia jest trudna obecnie w sektorze prywatnym. Od nas można się nauczyć efektywnego zarządzania. Patrzymy na każdy grosz, ale też na satysfakcję pacjenta. Liczymy ją tak samo jak pieniądze. Na niej opieramy nasz wzrost. Zadowolony pacjent kupi nowe produkty. W przypadku sektora publicznego system działa dziś tak, że ta kwestia może być lekceważona. Pacjent jest petentem, rzadko któremu menagerowi w publicznej ochronie zdrowia zależy na zbudowaniu lojalności. Można też uczyć się od nas innowacyjności, znajdowania nowych rozwiązań, bo nam jest łatwiej i szybciej decydować i stąd możemy wdrażać nowoczesne rozwiązania.
Powiedziała pani o rosnącym długu zdrowotnym, czyli o tym, że stan naszego zdrowia pogorszył się znacząco ostatnio. Czy pandemia i doświadczenia dwóch ostatnich lat skłonią nas byśmy dbali o siebie bardziej, byśmy zwracali uwagę na profilaktykę?
- Trudne pytanie. Dług zdrowotny powiększył się, bo chorzy ludzie albo sami rezygnowali z pójścia do lekarza, albo nie mieli, gdzie się dostać. System publiczny nie zainwestuje wystarczająco dużo środków w profilaktykę (która jest ważna) jeśli musi zintensyfikować medycynę naprawczą. Ludzie chorzy pilnie potrzebują pomocy. Najpierw musimy wyjść z długu zdrowotnego, potem pomyśleć o profilaktyce. Pewnie, gdyby nie pandemia i kłopoty systemu ochrony zdrowia, zrobilibyśmy to wcześniej, niż będziemy to robili po covidzie.
Aleksandra Fandrejewska