Bogusław Hutek, szef Solidarności w PGG: Sprzedajemy węgiel do energetyki po skandalicznie niskich cenach

Związkowcy z Polskiej Grupy Górniczej domagają się rozmów z wicepremierem Jackiem Sasinem i z władzami spółki o przyszłości górnictwa i wynagrodzeniach. W ramach protestu weszli do siedziby firmy i pozostaną tam do środy, kiedy to zaplanowano spotkanie z zarządem. Czego się domagają? Co im doskwiera? Jak wygląda obecna sytuacja z perspektywy górników? O tym wszystkim mówi Interii Biznes Bogusław Hutek, szef Solidarności w PGG.

Monika Borkowska, Interia Biznes: Dlaczego związkowcy z PGG zdecydowali się na protest?

Bogusław Hutek: - Od dawna sygnalizowaliśmy, że chcemy się spotkać z rządem. Wszyscy mówią o zwiększeniu wydobycia - i premier Morawiecki, i wicepremier Sasin. Tylko nikt nie rozmawia z tymi, którzy to zwiększone wydobycie mają zapewnić, czyli z górnikami. My w tej chwili realizujemy zwiększone wydobycie, pracujemy w soboty, w niedziele, po godzinach. Chcemy wiedzieć, jak to ma wyglądać dalej. Mamy umowę społeczną, która poszła po notyfikację do Unii Europejskiej, tymczasem dziś, zwiększając produkcję, będziemy łamać wszystkie jej zapisy. Musimy mieć świadomość, na jakich zasadach to wszystko ma się odbywać, na ile lat trzeba zwiększyć produkcję węgla, czy rzeczywiście nie będziemy już w ogóle sprowadzać surowca z Rosji, czy węgiel stanie się paliwem przejściowym, wypierając gaz. My chcemy to wszystko usłyszeć. Sygnalizujemy to od dwóch-trzech miesięcy, od czasu jak rozpoczął się kryzys węglowy. Ale nie ma odpowiedzi, zdecydowaliśmy się więc podjąć kroki.

Reklama

Jednak oficjalne pismo do wicepremiera Sasina wysłaliście dopiero w zeszłym tygodniu.

- Tak, a dziś grzecznie weszliśmy do Polskiej Grupy Górniczej i czekamy. Sygnalizowaliśmy wszystkim, że jeśli do niedzieli nie przyjdzie informacja o spotkaniu, rozpoczniemy działania.

Czyli stawiacie sprawę na ostrzu noża.

- Ale to nie jest stawianie sprawy na ostrzu noża. Tak można byłoby mówić, gdybyśmy wyszli na tory i zablokowali wywóz do energetyki. Tymczasem my dziś weszliśmy do siedziby PGG i chcemy rozmawiać. W środę mamy umówione spotkanie z zarządem.

Fakt, że macie wyznaczony termin spotkania na środę, a mimo to protestujecie w centrali spółki, można odebrać jako zwiększenie presji na władzach firmy.

- Chcemy pokazać, że jesteśmy zdeterminowani, by działać. Chcemy rozmawiać. Trzeba zdecydować, w którą stronę idziemy. Niech się w końcu ktoś zastanowi, czy chce węgiel, czy go nie chce.

Czy z ministerstwa nadesłano jakąkolwiek odpowiedź?

- Na razie mieliśmy tylko nieformalne sygnały, ale na razie nie chcę o nich mówić. Natomiast wiemy, że dziś prezes PGG jest cały dzień w Warszawie, więc myślę, że coś próbują ustalić. Czekamy grzecznie.

O czym chcecie konkretnie rozmawiać?

- Chodzi m.in. o ceny węgla. Sprzedajemy węgiel do energetyki po skandalicznie niskich cenach. Zarobili już pośrednicy, firmy energetyczne, wszyscy tylko nie spółki węglowe. Sprzedajemy surowiec do energetyki po 250 zł za tonę, a proszę spojrzeć, ile kosztuje on w portach ARA.

O czym jeszcze będziecie dyskutować?

- O inwestycjach, o przyszłości, o wyrównaniu inflacji, która wynosi dziś 15 proc., o rekompensacie dla pracowników, którzy pracują w nadgodzinach.

Nie dostają wynagrodzenia za dodatkową pracę?

- Dostają, ale proszę wziąć pod uwagę, że w lutym z PGG odeszło 1200 osób na urlopy górnicze, bo mieliśmy zmniejszać wydobycie. Dziś zwiększamy wydobycie mniejszą liczbą pracowników. Ludzie muszą pracować w weekendy, po godzinach. Płacą im, ale my chcemy, by za wzmożony wysiłek dostali wyrównanie do inflacji plus jeszcze jakiś naddatek. O tym też chcemy rozmawiać. Wszyscy nas pytają, czy spółkę będzie na to stać. Niech ktoś policzy, po ile powinniśmy sprzedawać węgiel do energetyki, zgodnie z cenami ARA i ile to by było zysku dla PGG. Chcemy usiąść do stołu i się dogadać, zależy nam na tym, by pracownicy coś otrzymali, a jednocześnie żeby węgiel dla energetyki był w miarę konkurencyjny cenowo.

Odczuwacie mocno deficyt pracowników?

- Oczywiście. Jeśli mamy zwiększać wydobycie i uruchamiać dodatkowe ściany wydobywcze, musimy mieć więcej rąk do pracy, a nie zmniejszać zatrudnienie. Teraz wchodzimy w sezon urlopowy, a przecież każdy chce odpocząć. Problem niedoboru pracowników jest jeszcze bardziej odczuwalny. Ludzie pracują na okrągło. Tak nie powinno być.

Bierzecie pod uwagę opcję, że umowa, która przewiduje wygaszanie kopalń do 2049 roku, ulegnie zmianie?

Chciałbym, by ją notyfikowano w takiej wersji, w jakiej jest. Jeśli jednak rząd zdecyduje o zwiększeniu wydobycia, to my jesteśmy gotowi, by jak najszybciej zasiąść do stołu i tę umowę skorygować. Jeśli rzeczywiście węgiel ma być paliwem przejściowym w dojściu do OZE i atomu, bo takie słowa padały z usta wicepremiera Sasina, chcemy wiedzieć, na jakich zasadach. Wówczas umowę trzeba będzie zmienić, wydłużyć żywotność niektórych kopalń, zainwestować w nowe złoża. Jeśli jednak umowa ma być notyfikowana w wersji, która obowiązuje, to my od przyszłego roku zmniejszamy wydobycie, a nie zwiększamy. Z politykami trudno się porozumieć...

Czego oczekujecie od zarządu spółki?

- Spotykamy się nie w sprawie inwestycji i planów wobec sektora, bo to jest w gestii rządu, tylko w kwestii wynagrodzeń, wyrównania inflacji.

Nie obawiacie się, że walka o kolejne podwyżki zwiększy niechęć społeczeństwa do górników? Wszystkich dotyka przecież inflacja.

- Odpowiem pani tak - idę do sklepu, płacę więcej za bułki, za masło, za mięso. Producenci żywności tłumaczą, że wzrosły im koszty i muszą to wrzucić w cenę produktu. Nam wzrosły koszty rok do roku jako PGG - nie mówię o płacowych, tylko o pozostałych - o 2,2 mld zł. I my nie możemy podnieść ceny węgla, tylko dalej sprzedajemy go po 250 zł do sektora energetycznego. Co to jest za interes? Zrobiono z nas kotwicę antyinflacyjną. Wyjście jest, tylko my czekamy na rozmowy, chcemy rozmawiać przy stole. Ktoś musi zauważyć, że pracownikom trzeba coś dać.

Swego czasu podnosiliście również kwestię sprzedaży detalicznej węgla. Ten temat nie spędza już związkom snu z powiek?

- Wszyscy klienci szturmują sklep internetowy PGG, bo tam węgiel jest najtańszy, kosztuje średnio 1000 zł za tonę. PGG, by uspokoić sytuację na rynku, wypowiedziała wszystkim autoryzowanym sprzedawcom swoje umowy i od sierpnia ma obowiązywać tzw. franczyza. Nasz węgiel ma być sprzedawany klientom indywidualnym w krajowych składach, które pobierać będą za to jakieś wynagrodzenie. Cena nie powinna być jednak dużo wyższa niż w przypadku węgla kupowanego w kopalni. To wszystko, co zarząd PGG i my mogliśmy zrobić. Nie wiem, po jakich cenach będzie sprzedawany węgiel z zagranicy. Na pewno będą one wyższe niż nasze, z uwzględnieniem rekompensat.

Węgla krajowego nie wystarczy dla wszystkich?

- Wydobycie w PGG wynosi ok. 23 mln ton, z tego 20-30 proc. to gruby węgiel, który można sprzedać jako opałowy. Cała reszta idzie do energetyki. Wcześniej klienci detaliczni kupowali surowiec rosyjski, dziś wszyscy chcą mieć produkt polski i w dodatku tani. To jest poważny problem, bo my nie możemy tego nakopać w takich ilościach w tak krótkim czasie. Dlatego właśnie domagamy się rozmów z przedstawicielami rządu, by móc zacząć planować w dłuższej perspektywie.

Monika Borkowska

Zobacz również: 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: węgiel | polski węgiel | PGG
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »