Wiesław Rozłucki, były prezes GPW: Giełda w Warszawie mniej podatna na skutki wojny niż złoty

Konsekwencje gospodarcze rosyjskiej agresji na Ukrainę będą dla Polski istotne. Na pewno czeka nas inflacja powyżej 10 proc. i osłabienie tempa wzrostu gospodarczego, choć stagflacja nam nie grozi. To odbija się też na notowaniach na giełdzie w Warszawie - mówi jej pierwszy prezes Wiesław Rozłucki.

- Reakcje inwestorów w krótkim terminie są przede wszystkim emocjonalne, niektórzy z nich pierwszy raz sprawdzają na mapie gdzie leży Polska, widzą, że graniczy ona z obszarem ogarniętym wojną i wycofują się bez względu na wszystko - dodaje Rozłucki.

- Giełda w Moskwie pozostaje zamknięta by uniknąć bolesnych spadków spółek dotkniętych sankcjami, czyli prawie wszystkich. Kwity depozytowe tych spółek są zresztą notowane w Londynie, gdzie tracą ponad 90 proc. To przesadna reakcja, wynikająca z panicznej reakcji inwestorów, kiedy giełda w Moskwie ponownie się otworzy te spadki wyniosą kilkadziesiąt procent, ale nie będą aż tak dramatyczne - przewiduje dr Wiesław Rozłucki, były prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. - Sankcje uderzą w rosyjską gospodarkę, ale nie w stopniu, który uzasadniałby tak drastyczną przecenę akcji. Na pewno nie obejmują dwóch banków - Sbierbank i Gazprombank - które nadal będą sprzedawać ropę i gaz w samej Rosji i w wielu krajach - dodaje.

Reklama

- Wyrzucenie giełdy w Moskwie z Federacji Giełd Europejskich to gest, zwłaszcza że miała ona status jedynie obserwatora. To jest bardzo duża giełda, tak jak rosyjskie spółki są - a może raczej do niedawna były - bardzo duże, ma ogromną kapitalizację, jej specyfiką są spółki surowcowe. Obroty handlu zagranicznego Rosji są niewiele większe niż Polski, natomiast dominują w nim surowce: gaz i ropa, niektóre metale i pszenica. Firmy, które tym się zajmują, dominują na moskiewskim parkiecie - przypomina Wiesław Rozłucki.

- W  Dłuższym terminie warto zauważyć, że na 140 spółek należących do naszych głównych indeksów tylko 10 ma przychody większe niż 10 proc. z rynków na wschodzie. Ostatecznie wszystko jednak zależy od wyniku wojny. Pytanie dlaczego sytuacja ma większy wpływ na złotego niż na giełdę, podobnie jest zresztą z innymi walutami naszego regionu. Być może inwestorzy na rynku walutowym nie analizują sytuacji tak głęboko jak pozostali i szybciej podejmują decyzje o wyjście z tego czy innego rynku. Ciekawe jest też to, że słabo rośnie złoto - zwykle w czasie konfliktu jest inaczej - zauważa Rozłucki.

- To nie przypadek, że na giełdzie w Warszawie notowane są także spółki ukraińskie. Ponad 30 lat temu odbudowę rynku kapitałowego rozpoczynaliśmy w Polsce i w Ukrainie niemal równocześnie, mieliśmy nawet tych samych doradców z Francji. Nam się udało, natomiast rynek ukraiński nigdy nie stał się rynkiem profesjonalnym, nie ma odpowiednich standardów. Kiedy więc wojna się skończy możemy w tym bardzo pomóc, nasze doświadczenia mogą okazać się dla Ukrainy bezcenne - deklaruje Wiesław Rozłucki.

Wojciech Szeląg

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: GPW
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »