Czy warto walczyć z zielonym ładem?
Janusz Kowalski poseł Solidarnej Polski i były wiceminister aktywów narodowych, alarmuje, że transformacja pozbawi Polskę bezpieczeństwa energetycznego. Sięga też po ciężki kaliber - podwyżkę cen prądu i ciepła, które - jego zdaniem - uderzą w gospodarstwa domowe, a przy okazji w krajowy biznes, prowadząc do jego upadku. Gotów jest reformować system handlu emisjami. Pytanie, czy w Polsce będącej jeszcze częścią Unii. Pomija też fakt, że ślad węglowy i emisje będą wkrótce warunkowały lokowanie produktów na rynkach.
Nikt nie mówi, że transformacja to bułka z masłem, szczególnie w przypadku Polski, która wciąż węglem stoi. Wyzwań jest bez liku - kosztowna zmiana źródeł zasilania w elektroenergetyce, nowe rozwiązania dla terenów górniczych, zapewnienie miejsc pracy górnikom, intensywny i kosztowny rozwój odnawialnych źródeł energii.
Faktem jest, na co wskazuje w swojej ostatniej interpelacji poselskiej Kowalski do ministra klimatu i środowiska, że przy braku stosownych działań może pojawić się w przyszłości problem bilansowania niestabilnych źródeł energii - słonecznych i wiatrowych. Czy to wszystko oznacza jednak, że powinniśmy dokonać odwrotu?
Poseł zauważa, że unijna polityka energetyczna oparta na celu neutralności klimatycznej to zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego Polski i ogromne koszty dla gospodarki oraz społeczeństwa. Podkreśla, że motorem napędowym transformacji są Niemcy, którzy promują w Unii nowy model energetyki oparty na OZE i magazynach energii, wykluczający węgiel, a docelowo również gaz. Kowalski wskazuje, że wyklucza on także energetykę jądrową, która mimo że ma swoich obrońców, jest atakowana przez organizacje ekologiczne i "nie znajduje jasnego wsparcia Komisji Europejskiej nawet w ramach polityki klimatycznej".
Czytaj ostatni wywiad wiceministra Janusza Kowalskiego dla Interii
Wskazuje, że unijna polityka poprzez swoje instrumenty takie jak system handlu emisjami przyspiesza likwidację węglowych i gazowych elektrowni konwencjonalnych, zniechęcając jednocześnie do budowy nowych tego typu bloków. Poprzez dotacje i inne mechanizmy wsparcia przyspiesza z kolei rozwój niestabilnej energetyki odnawialnej, głównie wiatrowej i słonecznej. Tymczasem nie ma dostępnej rynkowo technologii wielkoskalowych magazynów energii, które gwarantowałyby ciągłość dostaw.
Polska jako zakładnik unijnej polityki próbuje się dostosować do europejskich trendów, a to grozi - zdaniem Kowalskiego - utratą bezpieczeństwa energetycznego Polski już w ciągu dekady, gdyż OZE nie gwarantują ciągłych dostaw prądu, źródła sterowalne będą zanikać, a elektrownie jądrowe nie mają szans na szybkie powstanie. Błędem była zgoda na zwiększenie poziomu redukcji emisji do 55 proc. w 2030 r.
Solidarna Polska wskazuje na potrzebę reformy unijnego systemu handlu emisjami. Janusz Kowalski podkreśla, że w okresie 2013-2020 darmowy przydział uprawnień dla Polski był średnio o ok. 50 mln ton rocznie mniejszy niż emisje. O tyle jako polskie państwo musieliśmy zakupić więcej uprawnień niż otrzymaliśmy. - Ten deficyt się nie zmniejszy, a będzie większy w kolejnym okresie - zaznacza.
I dodaje, że przy obecnej cenie uprawnień do emisji na poziomie 40 euro za tonę oznacza to koszt ponad 8 mld zł rocznie, a przy cenie 76 euro za tonę, jak prognozuje KOBIZE, roczne koszty przekroczą 17 mld zł. - Licząc średnią 50 euro za tonę do roku 2030 Polska straci w EU ETS 110 mld zł - szacuje polityk.
Obciążenie producentów energii kosztami emisji CO2 już obecnie powoduje podwojenie ceny energii elektrycznej na rynku hurtowym i winduje ceny ciepła sieciowego - zauważa. Dalszy wzrost cen uprawnień będzie "katastrofalny dla polskiej gospodarki i mieszkańców". - Dlatego jako poseł, odrzucając nieznośną warstwę zielonego PR, dopytuję się o fakty - podsumowuje, alarmując, że wiele branż, jak metalurgia czy ceramika, utraci konkurencyjność.
Politycy innych ugrupowań, w tym również z PiS, od dłuższego czasu podkreślają nieuchronność transformacji. Ireneusz Zyska, pełnomocnik rządu ds. OZE, przekonuje, że koszty transformacji będą mniejsze niż pozostanie przy węglu, ten drugi scenariusz kosztowałby nas zdecydowanie więcej.
- Węgiel będzie potrzebny w karbochemii, w medycynie. To cenny surowiec, ale jego spalanie dla celów energetycznych nie jest najlepszym pomysłem - mówił podczas czwartkowej konferencji EEC Trends. I podkreślał, że gra toczy się o konkurencyjność całej krajowej gospodarki. Firmy działające w oparciu o "brudną" energię wkrótce będą bowiem miały problemy z lokowaniem swoich produktów.
Krajowy węgiel jest drogi, bo położony bardzo głęboko. W dodatku jego jakość jest coraz gorsza. Prawa do emisji CO2 drożeją w bardzo szybkim tempie. To powoduje, że krajowe firmy faktycznie stoją przed ogromnym wyzwaniem, w jaki sposób zachować konkurencyjność na europejskim rynku.
Nie ulega wątpliwości, że musimy zadbać o stabilne źródła energii w przyszłości. Toczy się dyskusja, co mogłoby równoważyć energię z OZE. W pierwszej kolejności na pewno rozwiązaniem są bloki gazowe. Gaz jest paliwem przejściowym, tymczasowym. Jednak zakłada się, że będzie stosowany przez najbliższych 20-30 lat.
Przedstawiciele branży energetycznej sygnalizują, że to dobra alternatywa, bo umożliwia stosunkowo łatwe przejście w dalszej przyszłości na inne gazowe paliwo, wodór. Rząd zapowiada budowę bloków jądrowych. Pierwszy o mocy 1-1,6 GW miałby powstać w 2033 r., kolejnych pięć miałoby być budowane co 2-3 lata. Tu pojawia się jednak wiele wątpliwości co do realności tych założeń. O atomie w Polsce mówi się od wielu lat, a realnych postępów brak.
Joanna Maćkowiak-Pandera, prezes Forum Energii, w czwartek podczas konferencji EEC Trends odniosła się również do kwestii cen energii. Polska ma obecnie jedne z najwyższych cen na rynku hurtowym ze względu na cenę węgla i drożejące prawa do emisji CO2. Najmocniej odczuwa to krajowy przemysł energochłonny.
Maćkowiak-Pandera zwróciła uwagę, że z kolei gospodarstwa domowe w porównaniu do dochodów płacą za energię mniej niż jeszcze jakiś czas temu. Sztuczne utrzymywanie cen na podobnym poziomie określiła jako element gry politycznej. Dodała też, że dotychczasowe niskie ceny energii wynikały m.in. z faktu, że Polska energetyka funkcjonowała w oparciu o infrastrukturę energetyczną powstałą w latach 60.,70.,80. minionego wieku. - Jej żywotność już się kończy, musimy budować nową - podkreślała.
Nie można natomiast postrzegać transformacji jako niechcianego problemu. Nie ulega wątpliwości, że to również szansa dla Polski. Sam rozwój morskiej energetyki wiatrowej, jak podkreślają przedstawiciele krajowych władz, może wygenerować ponad 70 tys. nowych miejsc pracy. Inwestycje będą warte wiele miliardów. Na zamówienia będą mogły liczyć m.in. polskie przedsiębiorstwa. Założeniem jest, by w miarę możliwości jak największą część łańcucha dostaw tworzyły firmy krajowe, choć oczywiście otwartym pozostaje pytanie, czy będą do tego odpowiednio przygotowane.
Musimy włączyć się w starania o poprawę klimatu, by skorzystać z unijnych środków kierowanych w dużej mierze na rozwój zielonej energii. Trzeba mieć świadomość, że na węgiel Unia nie da Polsce złamanego eurocenta. Mało tego, także instytucje finansowe nie chcą kredytować działalności rozwojowej grup posiadających aktywa węglowe, nawet gdy inwestycje prowadzone są w innych niż węgiel obszarach. - Rezygnacja z zamykania kopalń czy postawienie na technologię zgazowania węgla nie idzie w parze z korzyściami, jakie możemy uzyskać w wyniku transformacji. Mogą być nam przyznane ogromne środki - podkreśla Jakub Szkopek, analityk DM mBanku.
Ale kluczową korzyścią będzie poprawa jakości życia. Nie można powiedzieć, że "nieznośny zielony PR" namieszał nam w głowie. To nie on każe nam ubolewać nad jakością powietrza w Polsce. Zastanawiające jest, jak mało mamy szacunku dla samych siebie, dla własnego zdrowia. Jak długo gotowi będziemy tkwić w oparach dymu, tłumacząc sobie, że to normalne? Że tak jest lepiej dla nas, dla Śląska, bo wszystko inne jest gorsze, nie do zrobienia?
Gotowi jesteśmy oddzielać się murem od Czech, by pyły z rozbudowywanej odkrywki węgla brunatnego w Turowie nie przedostawały się do naszego sąsiada. Pytanie, dlaczego sądzimy, że ten pył będzie mniej szkodliwy dla nas? Dla naszych dzieci, które głośno domagają się świata, który będzie dla nich przyjazny?
Jak długo jeszcze będziemy utrzymywać, że zmiany są niemożliwe, tłumacząc się kosztami, i nierozwiązywalnymi problemami? Najwyższy czas zwielokrotnić wysiłki w poszukiwaniu akceptowalnych rozwiązań i dostrzec w transformacji również szansę. Stanąć w wyścigu po nowe technologie, korzystając z dostępnych w Unii środków, rozwijać krajowy biznes, postawić mocniej na badania i rozwój, wykorzystując potencjał polskich naukowców.
Podjąć wyzwanie. Nie chcemy chyba, by świat nam uciekł, pozostawiając Polskę w tyle z jej węglem i smogiem? Korzyści z bycia skansenem w tym przypadku będą raczej niewielkie, chyba że liczymy na zyski z takiej turystyki. Na nich jednak gospodarki nie zbudujemy.
Monika Borkowska
Nie czekaj do ostatniej chwili, pobierz za darmo program PIT 2020 lub rozlicz się online już teraz!
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Sprawdź najnowsze promocje i korzystaj z listy zakupowej ding.pl