Dekarbonizacja. Poszukiwany nowy etat dla górnika

Nadwyżka pracowników w górnictwie węgla kamiennego w 2030 roku wyniesie od 14 do nawet 36 tys. osób, zależnie od tempa, w jakim będzie następować dekarbonizacja w Polsce - szacuje Instytut Badań Strukturalnych. Tyle osób powinno odejść z sektora w ciągu dekady, niezależnie od równoległych przejść na emeryturę. Ale redukcją miejsc pracy jest również zagrożona branża okołogórnicza. Na razie rząd prowadzi rozmowy z górnikami. Kiedy znajdą finał - trudno powiedzieć.

Rozmowy przedstawicieli ministerstwa aktywów państwowych z górniczymi związkami mają doprowadzić do podpisania umowy społecznej. Dalsze dyskusje mają być kontynuowane od przyszłego tygodnia w formule roboczych spotkań. Podstawą do rozmów ma być projekt przedstawiony przez stronę społeczną. - Spieramy się o coś więcej niż tylko kropki i przecinki - mówił w radio eM Dominik Kolorz, przewodniczący Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ "Solidarność".

Prace nad umową społeczną miały, według pierwotnych planów, zostać zakończone do połowy grudnia. - Zbliża się 15 lutego a my cały czas rozmawiamy - podsumował Kolorz. Negocjowane mają być elementy dotyczące systemu wsparcia, subsydiowania dla kopalń, które mają być zlikwidowane, ale też kwestie związane z transformacją gmin górniczych, by mogły normalnie funkcjonować również po zamknięciu kopalń.

Reklama

Górnicy występują z propozycją

Szef śląsko-dąbrowskiej "Solidarności" podkreślał, że branży zależy na stworzeniu nowych, alternatywnych i dobrych miejsc pracy. - Bo, z całym szacunkiem, wszystkich do Lidla na kasę, czy do odśnieżania dróg zimą, nie wrzucimy - mówił. Strona społeczna zaproponowała cztery inwestycje, które zagwarantowałyby miejsca pracy. Niestety, wszystkie opierają się na węglu.

Jakie to projekty? Produkcja syngazu z węgla, metanolu z węgla, uruchomienie reaktorów na tzw. bezdymny węgiel i nowoczesnych elektrowni w systemie IGCC.

Zapisy zawarte w projekcie strony społecznej przewidują, że jeśli w systemie alokacji, czyli przenoszenia górników między kopalniami, pracownik nie będzie miał zagwarantowanej ciągłości zatrudnienia pod ziemią lub w zakładzie przeróbki mechanicznej węgla, będzie mógł skorzystać z trzy- lub czteroletniego urlopu górniczego, otrzymując w tym czasie 80 proc. wynagrodzenia.

Innym rodzajem osłon miałyby być jednorazowe odprawy w wysokości 120 tys. zł netto. Kolejną propozycją są pięcioletnie dodatki wyrównawcze dla osób, które znajdą gorzej płatną pracę poza górnictwem oraz bezpłatne przekwalifikowania.

Wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń poinformował, że wiele zapisów związkowego projektu wymaga doprecyzowania, by była pewność, że obie strony tak samo rozumieją poszczególne kwestie. Dodał, że niektóre propozycje wymagają dyskusji z udziałem przedstawicieli resortów odpowiadających w rządzie za poszczególne obszary.

Zapytany, czy realne jest podpisanie umowy w lutym, odpowiedział: "Zobaczymy, kiedy skończymy. Będziemy starali się skończyć jak najszybciej".

Z dekarbonizacją nie ma co zwlekać

Najwyższy czas, by zaplanować konkretne działania związane z transformacją. Wyzwań będzie mnóstwo - od organizacyjnych, operacyjnych po finansowe. Warto zrobić wszystko, by zapewnić górnikom alternatywne miejsca pracy w regionie.

Instytut Badań Strukturalnych informuje w swojej analizie, że ewentualne spowolnienie tempa dekarbonizacji mogłoby doprowadzić do absurdalnej sytuacji, gdy w drugiej połowie lat 30. do schyłkowej branży trzeba będzie przyjmować nowych pracowników.

Wysnuwa na tej podstawie konkretne wnioski - nie należy odkładać dekarbonizacji, trzeba ograniczyć przyjmowanie do sektora nowych pracowników, wspierać górników w przekwalifikowaniu, a tam gdzie to możliwe - relokować do pracy w innych zakładach.

Autorzy opracowania dotyczącego zatrudnienia w górnictwie wskazują, że osiąganie wieku emerytalnego przez najbardziej liczne roczniki pracujące w górnictwie może sprawić, że w okolicach 2040 roku zabraknie pracowników dozoru inżynieryjno-technicznego.

Tymczasem kadra ta będzie szczególnie potrzebna w procesie zamykania kopalń. IBS uważa, że można się przed tym zabezpieczyć, przygotowując w najbliższych latach do nowych obowiązków część obecnych robotników dołowych.

Wiek emerytalny mężczyzn w górnictwie to 50 lat, przy założeniu przepracowania minimum 15 lat pod ziemią i 10 lat w pracy równorzędnej (czyli w urzędach górniczych, jako dozór w kopalniach i przedsiębiorstwach otoczenia górnictwa, w tym np. przy zamykaniu kopalni). Z kolei kobiety w górnictwie osiągają wiek emerytalny przepracowując pod ziemią minimum 15 lat pod ziemią i po 5 latach pracy równorzędnej.

Bezwarunkowo można przejść na emeryturę po 25 latach pracy górniczej. Oczywiście nie wszyscy pracownicy sektora wykonują pracę górnika, dlatego różne będą tu systemy emerytalne dla danych grup.

IBS zaznacza, że większość instrumentów wsparcia będzie dotyczyć robotników dołowych w wieku do 35 lat. Większość kobiet pracujących w górnictwie ma w tej chwili ponad 50 lat i uzyska uprawnienia emerytalne w najbliższej dekadzie. Część osób, którym nie będą jeszcze przysługiwać emerytury, będzie mogła kontynuować pracę przy zamykaniu kopalń. Z kolei roczniki w wieku przedemerytalnym prawdopodobnie skorzystają z urlopów górniczych.

Dekady wyzwań

Zmiany związane z transformacją dotykać będą regionów węglowych, w tym województwa śląskiego, będącego największym obszarem wydobycia tego surowca w Europie.

Jednak obecnie gospodarka na Śląsku jest bardziej zróżnicowana niż w latach 90. zeszłego stulecia. Znaczenie przemysłu wydobywczego w regionie spadło. W 2018 roku górnictwo odpowiadało w województwie śląskim za około 5 proc. miejsc pracy.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Dotychczas, od początku transformacji górnictwa w latach 90. XX wieku do końca 2019 r., zatrudnienie w górnictwie spadło o 76 proc. (około 300 tys. miejsc pracy). Zamknięto ponad 40 kopalń, a wydobycie spadło o ponad 90 mln ton. W efekcie pod koniec 2019 r. w górnictwie węgla kamiennego w Polsce pracowało 83 tys. osób.

Ale zamykanie kopalń kładzie się cieniem również na branży okołogórniczej zatrudniającej około 400 tys. pracowników. Z analizy przygotowanej na zlecenie Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej wynika, że w ciągu trzydziestu lat transformacji w tym sektorze może zostać zlikwidowanych, w zależności od scenariusza, od blisko 27 do ok. 76 tys. miejsc pracy. Również ona liczy na wsparcie i zaczyna zabierać głos w tej sprawie. To kolejny problem, który będzie wymagał rozwiązania.

Monika Borkowska

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »