Cena milczenia
Masakra - tak określają dealerzy wydarzenia ostatniego tygodnia na rynku papierów skarbowych. Rentowność najbardziej popularnych wśród inwestorów zagranicznych obligacji pięcioletnich wzrosła z 7,75% do 8,50%. Najpierw przyczyną paniki była dymisja ministra finansów Marka Belki, teraz milczenie jego następcy.
Wczoraj inwestorzy liczyli, że po pierwszym posiedzeniu rządu, w którym Grzegorz Kołodko brał udział, poinformuje on swoich planach. Nie pojawił się jednak na konferencji prasowej. Rzecznik rządu Michał Tober powiedział, że Rada Ministrów nie zajmowała się sprawą dewaluacji złotego, a nowy minister w trakcie posiedzenia "był oszczędny w słowach". Ta oszczędność negatywnie odbiła się na rynku.
- Na rynku papierów dłużnych jest w tej chwili panika. Gwałtowna wyprzedaż powoduje uruchamianie zleceń typu stop loss. Wśród zagranicznych instytucji finansowych panuje totalna niepewność co do przyszłych wydarzeń - twierdzi Tomasz Stadnik, doradca inwestycyjny Credit Suisse Asset Management.
Od czasu dymisji ministra Belki, z powodu większego ryzyka inwestycyjnego rentowność najpopularniejszych wśród inwestorów zagranicznych obligacji pięcioletnich wzrosła z 7,75% do 8,5%. Specjaliści twierdzą, że nastąpił wyraźny spadek zainteresowania polskimi papierami skarbowymi po, trwającym blisko dwa lata, dużym popycie. O tym, jak szybko zmieniło się postrzeganie ich atrakcyjności, świadczy fakt, że instytucje, które kupowały papiery dłużne jeszcze w przeddzień i w dzień dymisji ministra Belki, dołączyły do sprzedających. - Do tej pory kupowano obligacje Skarbu Państwa, biorąc pod uwagę stabilizującą się niską inflację, wysokie stopy procentowe oraz perspektywę wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Teraz inwestorzy nie wiedzą, co myśleć o nowym ministrze i redukują pozycje w Polsce, nawet ze stratami. Cały rynek czeka na pierwszą wypowiedź Grzegorza Kołodki już jako ministra, a nie jako felietonisty "Trybuny" - uważa Tomasz Stadnik. Przypomnijmy, że w jednym z nich obecny minister finansów zaproponował możliwość 15-procentowej dewaluacji złotego i wprowadzenia sztywnego kursu naszej waluty wobec euro.
Od 2000 roku inwestorzy zagraniczni przyzwyczaili rynek do tego, że byli stałymi i coraz większymi odbiorcami nowych emisji skarbowych papierów dłużnych. Tylko w kwietniu i maju tego roku "zagranica" zainwestowała 1 mld USD. W rękach podmiotów mających siedzibę poza naszym krajem znajdują się dłużne papiery skarbowe o wartości 30,5 mld zł (ostatnie dostępne dane MF). Warto dodać, że w tym roku była to najaktywniejsza grupa inwestorów ze wszystkich lokujących w ten segment rynku. Od stycznia zainwestowała ona 10,7 mld zł nowych środków.
Do końca roku będzie jeszcze 12 emisji papierów skarbowych. Według fachowców, popyt ze strony inwestorów zagranicznych może być znacznie niższy. Odpowiedzialność za takie finansowanie budżetu spadnie zatem na krajowe instytucje finansowe, które w tym roku zainwestowały 7 mld zł, czyli znacznie mniej niż zagranica. - Dla finansowania budżetu, zagraniczni inwestorzy finansowi są niezwykle istotni. Dlatego minister Kołodko powinien jak najszybciej określić publicznie swoją politykę finansową. W przeciwnym razie inwestorzy nie będą kupować w przetargach dłużnych papierów skarbowych - skomentował jeden z zagranicznych inwestorów, który zastrzegł anonimowość.
- Inwestorzy, którzy wpłacają pieniądze do funduszy obligacji też muszą liczyć się ze spadkami wartości jednostek - uważa Piotr Lubczyński, zarządzający funduszami bezpiecznymi Pioneera. - Jeżeli się na to nie godzą, powinni wybrać fundusze pieniężne, które podlegają mniejszym wahaniom, ale przy spadających stopach procentowych dają też mniejsze zyski - dodaje. Jego zdaniem, to, co dzieje się teraz na rynku papierów dłużnych, wcale nie oznacza, że miesięczne wyniki funduszy obligacji będą ujemne. Sytuacja może się bardzo szybko zmienić, jeżeli nowy minister finansów poluzuje politykę fiskalną. Wówczas obecne spadki cen obligacji mogą zaważyć nawet na wynikach za całe drugie półrocze.
Złoty nadal traci
Milczenie ministra Grzegorza Kołodki nadal powoduje ucieczkę inwestorów z Polski. Sprzedają oni papiery skarbowe, a potem złotówki, bojąc się dewaluacji złote i wprowadzenia sztywnego kursu naszej waluty wobec euro. Sytuację próbował wczoraj ratować Bogusław Grabowski, członek RPP. - Wprowadzenie currency board byłoby rozwiązaniem absurdalnym - stwierdził. - Jakiekolwiek dywagacje dotyczące zmian systemu kursowego są absolutnie bezpodstawne. Ta wypowiedź pomogła nieco złotemu - cena dolara ustabilizowała się na poziomie 4,20-4,21, a euro 4,17-4,18 zł.