Czy nadal warto wierzyć we franka?

Francuski badacz dziejów pieniądza Rene Sidillot na kartach "Niemoralnej i moralnej historii pieniądza", napisał, że nie wiadomo, czy tajemnica sukcesu Szwajcarii wynika z jej pieniądza, czy też może właśnie pieniądz jest owocem fenomenu Konfederacji Helweckiej.

Fenomenu politycznego, jaką jest kilkusetletnia neutralność uzyskana dzięki rozwadze ludzi połączonej z potęgą nieprzystępnych gór; gospodarczego - zrodzonego z energii wodospadów oraz finansowego - zawdzięczanego otwartym na międzynarodowy kapitał bankom i instytucjom ubezpieczeniowym.

"Frank polski"

Atrakcyjne oprocentowanie i większa kwota uzyskanego kredytu, w połączeniu z przekonaniem o kursowej stabilności, spowodowało, że to frank szwajcarski zaczął dominować w strukturze zobowiązań finansujących mieszkalnictwo w Polsce. Wiosną i latem 2008 r. szwajcarska waluta stała się prawdziwym "suwerenem" krajowego rynku hipotecznego. Udział kredytów zaciąganych we frankach na te cele kształtował się na poziomie 74-78 proc., przy 20-24 proc. kredytów złotowych i ok. 0,5 proc. w euro. Na przeszkodzie petryfikacji tych preferencji stanął jednak kryzys. W obliczu paniki jaka wybuchła na rynkach finansowych po upadku Lehman Brothers jesienią 2008 r., frank jako "bezpieczny port" stał się kategorią deficytową, a dla polskiego sektora bankowego praktycznie (czasowo) niedostępną. Z pomocą musiał pośpieszyć NBP, który pozyskał frankowe linie kredytowe od swego helweckiego odpowiednika. Część rodzimych bankowców udała się po wsparcie do zagranicznych centrali swoich spółek - matek. W efekcie w ciągu kilku następnych kwartałów nastąpiła gruntowna konwersja struktury walutowej dla tego typu kredytów. Udział franków spadł do niespełna 12 proc. i zrównał się z kredytami w euro, a ok. 76 proc. stanowiły już kredyty udzielane w złotych.

Ogólna wartość zadłużenia gospodarstw domowych z tytułu kredytów hipotecznych wyniosła na koniec września 2009 r. ok. 209,5 mld zł, z czego, ostrożnie szacując, mniej więcej połowa rozliczana jest we frankach. Gdyby nie zaaplikowany rynkowi "pakiet zniechęcający" zarówno ze strony tzw. czynników administracyjnych, jak i banków, to reguła o zadłużaniu się w walucie kraju w którym się zarabia miałaby w Polsce charakter drugorzędny. Można się jednak spodziewać, że zaostrzająca się w sektorze bankowym walka o klienta przyczyni się do renesansu szwajcarskiej waluty.

Pojętni uczniowie Templariuszy?

Rola helweckiego sektora bankowego w rozwoju Szwajcarii jest trudna do przecenienia. To bankierzy uczynili swoje państwo jednym z najbardziej rozwiniętych na świecie. Stymulowali rozwój przemysłu (np. chemicznego, spożywczego), jubilerstwa i zegarmistrzostwa. Budowali nowe szlaki komunikacyjne, drogi i linie kolejowe. Warto przypomnieć, że tunel pod Przełęczą Św. Gotharda finansował Schweizerische Kreditanstalt, protoplasta dzisiejszego Credit Suisse.

Jedna z legend o genezie szwajcarskiej bankowości głosi, że ubodzy mieszkańcy tych ziem okazali się pojętnymi uczniami osiadłych w tej części Alp Templariuszy - średniowiecznych mistrzów sztuki wojennej a zarazem ekonomii i finansów. Bez względu ile jest w tym prawdy, pozostaje faktem, że tamtejsi wieśniacy przeszli w XIV wieku niesłychaną przemianę, i to wtedy, gdy zakonni rycerze popadli w niełaskę króla Francji i papieża.

W branży bankowej pracuje w Szwajcarii ok. 6 proc. wszystkich zatrudnionych, wypracowując 10 - 12 proc. produktu krajowego brutto. Wprawdzie niemal co druga placówka bankowa jest instytucją zagraniczną, to należy przypuszczać, że z kryzysu spora część przedstawicieli krajowego sektora może wyjść wzmocniona. Dotyczy to m.in. 24 banków kantonalnych, specyficznych helweckich instytucji prawa publicznego funkcjonujących na warunkach całkowicie rynkowych. Ich udział w rynku kredytów wynosił w ubiegłym roku 32 proc. Beneficjentami mogą okazać się również szacowne domy bankowe, z których większość nie zajmuje się już działalnością par exellence bankową, ale posiada, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, sztukę zarządzania majątkiem (franc. gestion de fortune).

Polityka słabego franka

Status "najbezpieczniejszej kasy świata" wpisany jest w doktrynę systemu społeczno-ekonomicznego Szwajcarii, lecz nie mniej istotne są też inne cele zapewniające pomyślny rozwój gospodarki. W tym tworzenie korzystnych warunków sprzyjających rozwijaniu eksportu. W ponad 80 proc. realizowany jest on na obszarze Europy, a głównymi rynkami zbytu są Niemcy, Włochy i Francja, na które przypada łącznie ok. 55 proc. sprzedaży za granicę. Ujemny PKB Szwajcarii w 2009 r. (ok. -1,9 proc.) przypisać należy dekoniunkturze u jej partnerów handlowych. Niezależna polityka stóp procentowych odpowiadających potrzebom Szwajcarii jest podstawą strategii ekonomicznej. Utrzymywanie głównych stóp procentowych na poziomie niższym (obecnie 0,25 proc.) niż w strefie euro (1,0 proc.) jest jedną z podstawowych przyczyn dla której (przynajmniej oficjalnie) Szwajcarzy nie chcą przystąpić do Unii Europejskiej.

W przeszłości, pragnąc ograniczać a de facto opóźniać trwałą aprecjację franka (rys. 3) uciekano się do różnych, czasem wysoce niestandardowych, rozwiązań. By zapobiec inwazji zewnętrznych kapitałów (zwłaszcza spekulacyjnych) wprowadzono nawet ujemną stopę procentową od zagranicznych wkładów bankowych. Pobierano co trzy miesiące - swoisty haracz w wysokości 3 proc. od zdeponowanej sumy. Innym instrumentem ograniczającym rolę zagranicy było upowszechnienie instytucji akcji pozbawionych prawa głosu. Nie ulega wątpliwości, że nagłaśniany ostatnio rzekomy upadek - pod presją światowej opinii - instytucji tajemnicy bankowej, to ruch przemyślany, który ograniczy nadmierny napływ kapitałów. Mało kto, szczególnie w Polsce wie, że wprowadzone pod koniec lat 90. szwajcarskie procedury w zakresie zapobiegania praniu brudnych pieniędzy i finansowaniu terroryzmu stały się po 11 września 2001 r. wzorem dla innych państw.

Interwencje realne czy werbalne?

Wprowadzając w 1971 r. "Akt monetarny" władze Szwajcarskiego Banku Narodowego (SNB) zagwarantowały sobie prawo do zmiany parytetu franka oraz interwencji na rynku walutowym. Problem w tym, że w ostatnich dwóch latach termin ten jest najwyraźniej nadinterpretowany, w czym niestety celują także nasi obserwatorzy rynku. W umiejętnościach posługiwania się pieniędzmi Szwajcarzy są, w porównaniu do reszty świata, o jedną "generację" do przodu i doskonale wiedzą, że realne działanie w skali i częstotliwości, które przypisuje im rynek byłoby jak na efekty zbyt kosztowne i krótkotrwałe. Orędownikiem takiej orientacji był na pewno Jean - Pierre Roth prezes SNB w latach 2001 - 2009, którego zastąpił od tego roku Philipp Hildebrand.

Do potwierdzonej interwencji doszło już w 1995 r. co było częścią wspólnej akcji najważniejszych banków centralnych. Ostatnią zaś w pełni autonomiczną interwencję poprzedzającą obecny kryzys - przeprowadzono we wczesnych latach 80. ubiegłego wieku. Innymi słowy Schweizerische Nationalbank permanentnie interweniuje, ale przede wszystkim słownie. Jeśli już dochodzi do rzeczywistych działań to jedną z praktycznych metod zapobiegania nadmiernej wartości franka są operacje na trzymiesięcznej stawce LIBOR, i oddziaływanie na kurs transakcjami repo, czyli krótkoterminowymi operacjami otwartego rynku.

Tym formom wpływania na rynek sprzyja fakt, że szwajcarski pieniądz nie jest szczególnie eksponowany w międzynarodowych przepływach finansowych. Jego udział w globalnych obrotach walutowych w latach 1992 - 2007 kształtował się średnio na poziomie od 3 - 4 proc. Ustępował więc nie tylko dolarowi (41 - 43 proc.), marce niemieckiej (15 - 20 proc.) a potem euro (18 - 20 proc.), ale także jenowi (9 - 12 proc.) i funtowi szterlingowi (5 - 9 proc.). Dzieje się tak, ponieważ frank cechuje się właściwościami tezauryzacyjnymi. Jego związki ze złotem mają często charakter komplementarny. Długookresowa dodatnia korelacja ze złotem sięga 75 - 80 proc. i nie wynika tylko z tego, że 27,4 proc. szwajcarskich rezerw walutowych utrzymywanych jest w kruszcu (33,44 mln uncji, tj. 1037,8 ton na koniec 2009 r.) Wzrost cen złotego metalu i aprecjacja franka, to przede wszystkim pochodna "zintegrowanego bezpiecznego portu".

Posiadacze frankowego zadłużenia powinni również pamiętać, że w Szwajcarii w przeciwieństwie do wielu innych krajów decyzje w sprawie stóp mogą być podjęte każdego dnia, a nie np. podczas comiesięcznych komitetów monetarnych.

Wojciech Szymon Kowalski, główny ekonomista INVESTcon GROUP SA, członek zwyczajny Rynku eWGT S.A. Warszawskiej Giełdy Towarowej S.A.

miesięcznik KAPITAŁOWY
Dowiedz się więcej na temat: frank szwajcarski | Nie wiadomo | W.E. | pieniądz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »