Początek 2001 roku przyniósł spore nadzieje związane z rozpoczęciem silniejszych wzrostów euro wobec dolara. Okazało się jednak, że były one nieuzasadnione - kurs EUR/USD już w styczniu ustanowił roczne maksimum 0.9600. Następnie poddał się konsolidacji, której najniższy poziom 0.8350 zaobserwowaliśmy w lipcu. Do końca roku nie wykroczyliśmy już poza te dwie wartości.
Inaczej przedstawiała się sytuacja jena. Pierwsze trzy kwartały to wahania kursu USD/JPY w obszarze 114-127. Za to od września japońska waluta uległa znaczącej deprecjacji, by w ostatni czwartek dotrzeć do poziomu 132.00, najwyższego od 6 października 1998 roku.
Tak konsekwentne spadki jena są wynikiem opłakanego stanu gospodarki Kraju Kwitnącej Wiśni. Już trzecia w tej dekadzie recesja, w którą wkroczyła w marcu tego toku Japonia, doprowadziła w listopadzie do spadku produkcji przemysłowej najniżej od 14 lat! Spadający spadek zamówień prowadzi do systematycznych zwolnień pracowników, co zaowocowało stopą bezrobocia 5,5%. Polaków to rzecz jasna nie szokuje, ale Japończyków i owszem - to najwyższe bezrobocie po Drugiej Wojnie Światowej... Co gorsza, publikowane ostatnio nastroje wśród przedsiębiorców nie zapowiadają rychłej poprawy, podobnie jak stan reszty światowej gospodarki. Uwagę analityków przyciąga zwłaszcza stan jej największej części, czyli gospodarki amerykańskiej.
Wielu analityków mówiło rok temu o bardzo prawdopodobnym tzw. ,,V-shaped recovery``, czyli zdecydowanym odbiciu się od dna i ponownym wkroczeniu na ścieżkę wzrostu. Tymczasem kolejne publikacje danych makroekonomicznych nie sygnalizują właściwie bliskiego dna gospodarczego cyklu, i to mimo znacznego poluzowania polityki monetarnej przez światowe banki centralne.
Wypada tu bowiem podkreślić, że 2001 rok zapamiętamy jako czas imponującej serii obniżek stóp procentowych. Najagresywniejszy wśród swych odpowiedników amerykański Fed zaserwował ich aż 11, dzięki czemu główna stopa procentowa wynosi zaledwie 1,75% i jest najniżej od 40 lat. Przypomnijmy, że jeszcze w styczniu znajdowała się na wysokości 6.5%. Inne banki podążyły jego śladem, ale z nieco mniejszym jednak zapałem. Ów brak zdecydowania stał się zresztą normą, jeśli mówimy o Europejskim Banku Centralnym. Obniżył on w bieżącym roku swoje stopy z 4.75% do 3.25%. Natomiast w przypadku Bank of Japan mamy wyjątkowo wąskie pole manewru, ponieważ tamtejsza główna stopa procentowa i tak wynosi już tylko 0.15%.
Koniec roku przyniósł światowym rynkom eskalację finansowych kłopotów Argentyny. Już od lipca kraj ten sygnalizował poważne problemy z obsługą swego zadłużenia zagranicznego, wynoszącego obecnie 132 mld USD. Pomocna dłoń Międzynarodowego Funduszu Walutowego pozwoliła uniknąć formalnego ogłoszenia bankructwa, ale okazało się to tylko odroczeniem w czasie. Trzeba bowiem przyznać, że MFW dość asekuracyjnie udzielił w tym przypadku kredytu i już w grudniu wstrzymał się z przyznaniem Argentynie kolejnej jego transzy, niezadowolony z proponowanego przez rząd programu gospodarczego. Także społeczeństwo argentyńskie, choć kierując się zapewne innymi przesłankami, podzielało pełną dezaprobatę dla poczynań swych władz. Doprowadziło to do ulicznych zamieszek, próby wprowadzenia stany wyjątkowego, a wreszcie dymisji prezydenta de la Rui. Jego następca Adolfo Rodriguez Saa ogłosił niedawno, że Argentyna rzeczywiście nie jest w stanie uregulować międzynarodowych zobowiązań, co pozbawiło tę kwestię dotychczasowych niedomówień.
Pora teraz przejść do możliwych ruchów walutowych w przyszłym tygodniu. Należy mieć przede wszystkim nadzieję, że będą one już poparte większymi obrotami na międzynarodowych rynkach.
Na początku spodziewamy się pewnego osłabienia europejskiej waluty, związanego z prawdopodobnymi kłopotami z jej wprowadzeniem do użytku w fizycznej postaci. Jego granice określilibyśmy na EUR/USD 0.8730. Następnie oczekujemy systematycznej zwyżki euro, która powinna potrwać przez cały nadchodzący rok.
Opracowano dnia 28 grudnia 2001 r.