Kryptowaluty. Bitcoin na czas wstrząsów ekonomicznych
Wyborczy tydzień w Stanach Zjednoczonych wzmocnił bitcoina - najbardziej znaną na świecie kryptowalutę. W miniony piątek płacono za nią najwięcej od grudnia 2017 roku. Cena zbliżyła się do 16 tysięcy dolarów, czyli do około 60 tysięcy złotych.
Dziś przed południem bitcoin kosztował 15 tys. 460 dolarów. Jego notowania ruszyły w górę w dniu wyborów prezydenckich w USA, choć poważne wzrosty wartości zaczęły się już w połowie października. W tej chwili najstarsza kryptowaluta jest o ponad 100 proc. droższa niż na początku roku.
Inwestorzy mają kilka - raczej wykluczających się teorii - skąd bierze się siła bitcoina. Zwolennicy kryptowalut twierdzą, że eskalacja pandemii i osłabienie dolara wywołane przez coraz luźniejszą polityki pieniężna amerykańskiego banku centralnego prowadzą do nieuchronnego wzmacniania się aktywów cyfrowych.
Pojawiają się nawet głosy, że bitcoin staje się bezpieczną przystanią w czasach ekonomicznej niepewności. Niezależnie od wyników amerykańskiej elekcji prezydenckiej i wyborów do Senatu, bardzo prawdopodobne jest zwiększenia wydatków tamtejszego sektora publicznego i dalsze luzowanie polityki monetarnej. To miałoby sprzyjać aktywom innym, niż oficjalny pieniądz.
Sceptycy twierdzą jednak, że niezmienną cechą kryptowalut są "dzikie wahania" notowań, których nie można w żaden sposób powiązać z bieżąca sytuacją gospodarczą. Warto dodać, że za bitcoinem podążają w tej chwili inne cyfrowe waluty. Wyraźnie drożeje ethereum nazywane "inteligentnym bitcoinem". Idzie w górę także XRP - kryptograficzny token firmy Ripple, która współpracuje z bankami, oferując im natychmiastowe i bezpieczne przelewy.
To, że notowania bitcoina zmieniają się gwałtownie jest faktem. W grudniu 2017 roku cena została wywindowana do poziomu 19 tysięcy dolarów (ponad 67 tysięcy złotych). W marcu tego roku, w trakcie zawirowań na giełdach, bitcoin kosztował mniej niż 5 tysięcy dolarów (20 tysięcy złotych). Od tamtej pory (z dwoma przystankami) obserwujemy silny wzrost ceny kryptowaluty, co rodzi skojarzenia z hossą z 2017 roku.
Analitycy banku JP Morgan uważają, że choć bitcoin reprezentuje nadal stosunkowo niewielki rynek o kapitalizacji rzędu 250 miliardów dolarów, to może już teraz potencjalnie konkurować ze złotem jako bezpieczna przystań na czas kryzysu.
Nie można zapominać, że wartość rynkowa światowego złota wynosi 2,6 biliona dolarów. Aby choć trochę zachwiać dominacją tego kruszcu, bitcoin musiałby aż 10-krotnie zwiększyć swoją obecną wartość. To jednak w kontekście całej historii cyfrowej waluty i tego, jak rosła w 2017 roku, nie wydaje się nierealne.
- Częściowe wyparcie złota jako alternatywnej waluty w dłuższej perspektywie oznaczałoby podwojenie lub potrojenie ceny bitcoina - twierdzą eksperci banku. Są zdania, że kluczową siłą napędową wzrostu bitcoina będzie zmiana demograficzna, bo młodsze pokolenia od złota wolą kryptowaluty. I dodają, że milenialsi staną się z czasem bardzo ważnymi uczestnikami rynków inwestycyjnych.
- Kryptowaluty zyskują na wartości nie tylko dlatego, że służą jako magazyn bogactwa, ale także ze względu na ich użyteczność jako środka płatniczego. Im więcej podmiotów gospodarczych zaakceptuje tę rolę walut cyfrowych, tym wyższa będzie ich użyteczność i wartość - przewidują finansiści.
Dzisiejsze nastawienie JP Morgana do bitcoina wydaje się być zwrotem o 180 stopni. Jeszcze w 2017 roku dyrektor generalny banku, Jamie Dimon, nazwał bitcoina "oszustwem". Warto przypomnieć, że na bitcoina otworzył się w tym roku między innymi PayPal, który umożliwi swoim amerykańskim klientom płacenie w kryptowalutach już w przyszłym roku. W bitcoiny jako zabezpieczenie przed inflacją inwestują też firmy z Wall Street, wśród nich Square - operator obsługujący aplikację Cash App służącą do rozliczeń pomiędzy osobami fizycznymi w USA. Na czele spółki Square stoi Jack Dorsey, twórca Twittera.
Jacek Walewski
Tekst powstał we współpracy z portalem Comparic.pl