Notowania złotego w tym roku? "Stabilność i spokój".
Polityka kursowa stała się częścią polityki pieniężnej. Przebicia poziomów 4,40-4,50 zł za euro w dół Narodowy Bank Polski, biorąc pod uwagę ostatnie wypowiedzi członków Rady Polityki Pieniężnej, nie chce. Ten "próg bólu" może być jednak trudny do utrzymania w II połowie 2021 r., w scenariuszu dynamicznego odbicia gospodarki, zwracają uwagę analitycy.
Dzisiaj za euro trzeba płacić 4,53 zł. Sam poziom 4,50 służy natomiast za solidne wsparcie, a jego przebicie w dół może skłonić NBP do kolejnych interwencji walutowych na rynku.
"Poniżej tych poziomów występuje zagrożenia interwencjami walutowymi (im bliżej 4,40 tym większe)" - oceniają analitycy mBanku.
Dlaczego NBP tak zależy na słabszym złotym? Tłumaczył to niedawno prezes NBP Adam Glapiński: - Nasza interwencja miała zapobiec groźnemu procesowi aprecjacji polskiego złotego i cel został osiągnięty. (...) Chodziło nam o uspokojenie sytuacji, żeby eksporterzy w miarę stabilnie mogli planować swoje działanie - ocenił.
Również zdaniem Eryka Łona, członka RPP: interwencje walutowe realizowane przez polski bank centralny mają na celu przyczynienie się do jak najbardziej korzystnych warunków, w których funkcjonować będą polscy eksporterzy.
Glapiński zdradził także, że grudniowa interwencja była nieporównywalna z wcześniejszymi. NBP wcale nie musiał powiedzieć w tym temacie ostatniego słowa.
RPP wciąż podtrzymuje brak wyraźnego i trwałego dostosowania kursu złotego do globalnego wstrząsu wywołanego pandemią oraz poluzowania polityki pieniężnej NBP. W styczniu, po raz pierwszy do komunikatu po posiedzeniu rady, włączono interwencje walutowe jako instrument luzowania polityki pieniężnej.
Pytany o to, czy Polska idzie w kierunku sterowanego kursu płynnego prof. Łukasz Hardt, członek RPP, w niedawnej rozmowie z Interia ocenił, że nie ma dzisiaj żadnych argumentów za zmianą reżimu kursowego w Polsce. - Płynny kurs dobrze służy naszej gospodarce i nie ma potrzeby żadnych modyfikacji w tym zakresie. W gospodarce jest już tak dużo niepewności, że lepiej nie dokładać jej więcej - zauważył.
Ekonomiści Banku Pekao oceniają, że aktywność NBP walutowym nie jest już tylko okazjonalnie stosowanym narzędziem mającym na celu zwiększanie stabilności finansowej i makroekonomicznej polskiej gospodarki poprzez ograniczanie zmienności kursu walutowego chirurgicznymi interwencjami, a raczej stałym elementem instrumentarium polityki pieniężnej.
Wpisanie interwencji walutowych do komunikatu po posiedzeniu RPP - nadaje im dodatkowego znaczenia, powoduje, że stały się one częścią polityki pieniężnej polskiego banku centralnego.
Czy NBP będzie musiał ponownie osłabiać złotego? Struktura bilansu płatniczego sugeruje zarówno niedowartościowanie złotego, jak i ogromny potencjał do dalszej aprecjacji. A temu NBP chce zapobiec.
Analitycy mBanku uważają, że "uczestnicy rynku porzucili na razie zakłady na mocniejszego złotego. Powrócą prawdopodobnie dopiero w drugiej połowie roku, wraz z poprawą sytuacji gospodarczej w Polsce i na świecie. Wtedy też RPP będzie mniej zdeterminowana, aby bronić kursu i niewielka aprecjacja może się wydarzyć. Teraz jednak stabilność i spokój".
W 2020 r. złoty - pomimo pandemii i pogarszającej się sytuacji gospodarczej - pozostał niezwykle stabilny. "Stabilność złotego w tym roku jest faktem. W przeszłości typowy wieloletni trend deprecjacyjny trwał przeszło dwa lata i wiązał się z utratą przez złotego 25 proc. wartości względem walut głównych partnerów handlowych. W 2020 r. złoty osłabił się ledwie o 2,5 proc." - napisali w opracowaniu na 2021 r. "Czas na postpandemiczną odbudowę" analitycy Banku Pekao.
"Nadwyżka na rachunku obrotów bieżących sama w sobie sugeruje przepływy pieniężne, których bilans powinien być pozytywny dla złotego, a zapowiedź napływu znaczących środków UE w ramach regularnej polityki spójności i programów odbudowy po pandemii jest przyczynkiem do dalszej aprecjacji" - tłumacza ekonomiści Banku Pekao. Prognozują jednak, że na koniec 2021 r. za euro trzeba będzie płacić 4,50 zł.
Bartosz Bednarz