Przepisy dogonią życie

Po zapowiedzianej na październik całkowitej liberalizacji w Polsce przepływów kapitałowych nie należy spodziewać się rewolucji na rynkach finansowych.

Po zapowiedzianej na październik całkowitej liberalizacji w Polsce przepływów kapitałowych nie należy spodziewać się rewolucji na rynkach finansowych.

Jak zapowiedział cytowany przez "Gazetę Wyborczą" Jan Truszczyński, główny negocjator Polski w rozmowach z Unią Europejską, w czwartym kwartale tego roku zostaną zniesione obowiązujące jeszcze w naszym kraju ograniczenia w przepływie kapitału krótkoterminowego. Chodzi o te przepisy ustawy Prawo dewizowe, w których wymieniono, co wymaga zezwolenia dewizowego.

Czego nie wolno

Zezwolenie jest teraz potrzebne m.in. na inwestycje w krótkoterminowe papiery wartościowe oraz instrumenty pochodne oprócz tych, które są notowane na giełdach, na zakładanie przez nierezydentów w polskich bankach lokat na krócej niż trzy miesiące i w kwocie przekraczającej pół miliona złotych oraz na - jak mówi ustawa - wymianę waluty polskiej zdeponowanej w formie lokat terminowych o terminie zapadalności dłuższym niż 3 miesiące i w kwocie powyżej 500.000 zł na zagraniczne środki płatnicze i gdy transfer środków uzyskanych z takiej wymiany następuje przed upływem 3 miesięcy od daty zdeponowania. A także oczywiście na inwestowanie przez Polaków za granicą, czy to w formie lokat bankowych, czy zakupu akcji na zagranicznych giełdach.

Reklama

Były obawy

Liberalizacja prawa dewizowego była jednym z warunków przyjęcia Polski do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju w 1996 r. Miała nastąpić do końca 1999 r., ale została przez polskie władze odłożona, na co przystała sama OECD i co pochwaliły Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz Unia Europejska, będąc najwyraźniej pod wrażeniem serii kryzysów walutowych z drugiej połowy lat 90. Powodem obaw rządu był wysoki poziom deficytu na rachunku bieżącym bilansu płatniczego.

Gdyby w Polsce znalazło się "zbyt dużo" kapitału portfelowego i doszło do jakiegoś kryzysu, nagłe wycofywanie się inwestorów doprowadziłoby do dużego spadku kursu złotego. Kryzys nie był tak daleko: gdy mijał termin liberalizacji, deficyt był w granicach 7,5 proc. produktu krajowego brutto. Teraz o decyzję w sprawie swobody przepływu kapitału łatwiej, bo deficyt wynosi około 4 proc. PKB.

I tak sobie radzą

Kilka lat temu przeciwko liberalizacji zdecydowanie protestowały krajowe banki, obawiając się, że Polacy będą lokować oszczędności u zagranicznych konkurentów. Argumentem był wówczas wysoki poziom stopy rezerwy obowiązkowej w porównaniu np. z krajami UE, co miało sprawiać, że oferta cenowa banków w Polsce już na starcie byłaby gorsza niż za granicą. Wtedy, na co bankowcy nie zwracali już uwagi, w Polsce nie było podatku od dochodów z odsetek, który deponenci krajowych banków zaczną płacić od początku marca. Teraz - po zapowiedzi liberalizacji - bankowcy nie protestują. Najwyraźniej problem nie jest poważny. Jak mówi jeden z pytanych przez nas o opinię w tej sprawie ekonomistów z banku komercyjnego, ci ludzie, którzy mają pieniądze i chcieli je ulokować za granicą, z pewnością już to zrobili. Chętni do skorzystania z możliwości, jakie dadzą nowe przepisy, muszą dodatkowo wziąć pod uwagę 2-proc. podatek od kwoty przekazywanej za granicę w ramach obrotu kapitałowego, wprowadzony ostatnią nowelizacją ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych. Z zapłaceniem go łatwo pogodzą się tylko ci, którzy przenieśliby swoje oszczędności za granicę na dłużej.

Zapowiadana liberalizacja ma większe znaczenie dla rynków finansowych. W tej chwili zagraniczne banki teoretycznie nie mogą założyć w Polsce złotowej, a więc wysoko oprocentowanej lokaty, na krócej niż trzy miesiące. Jednak bez większego problemu robią to dzięki transakcjom swapowym z polskimi bankami. Zapowiedź zmiany przepisów będzie więc oznaczała raczej dostosowanie ich do rzeczywistości, a nie otwarcie nowych możliwości przed kapitałem portfelowym z zagranicy. Trudno też przypuszczać, aby Polacy zechcieli masowo oszczędzać za granicą, czy żeby pozwolono im tam na masowe zaciąganie kredytów. Jeśli nawet pojawiłyby się pierwsze symptomy takiej tendencji, krajowe banki (także przecież w większości we władaniu zagranicznych) znalazłyby sposób na ich odwrócenie. Taka dodatkowa konkurencja zapewne służyłaby klientom.

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: bank | żyły | zyciem | życia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »