Rada o Radzie
Polityka walutowa i kursowa, utrudniająca szybsze posuwanie się gospodarki do przodu, ma być punktem wyjścia do debaty, o którą premier poprosił prezydenta. Spotkanie, przewidziane w przyszłym tygodniu, konstytucja określa jako Radę Gabinetową.
Obniżka stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej, z 29 maja, o 50 punktów bazowych nie zadowoliła premiera Leszka Millera. Pojawiły się spekulacje, jak wobec tego przebiegać będą sejmowe prace nad pojektami zmian w ustawie o NBP, czy uzupełnione zostaną o zgłoszone, na razie tylko ustnie, propozycje posłów SLD. Chodzi o przejęcie przez rząd ustalania celu inflacyjnego oraz o kształtowanie polityki kursowej przez rząd po zasięgnięciu opinii NBP. W czasie gdy rząd i RPP toczyły medialne spory, prezydent Aleksander Kwaśniewski powiedział, że nie podpisze żadnej ustawy, która ograniczałaby niezależność banku centralnego.
RPP, uzasadniając cięcie stóp o 50 punktów, odwoływała się przede wszystkim do niejasnych prognoz jaki będzie deficyt finansów publicznych. Przewodniczący RPP, Leszek Balcerowicz, właśnie w wysokim deficycie budżetowym (w br. 5,2 proc. PKB), finansowanym obligacjami Ministerstwa Finansów, widzi zasadniczą przyczynę utrzymywania się wysokiego kursu złotego. Osłabić złotego może więc skuteczniej rząd niż NBP czy RPP - uważa L. Balcerowicz. Ale rząd trudności w wyjściu gospodarki z dołka widzi nie tylko w pozostawionej wyłącznie rynkowi polityce kursowej, lecz również w prowadzeniu polityki monetarnej, w tym wykorzystywaniu stóp NBP we wspieraniu gospodarki.
Do przekazania prezydentowi listu od premiera z prośbą o zwołanie Rady Gabinetowej, przyczyniło się prawdopodobnie również stanowisko RPP, przekazane wicepremierowi Markowi Belce w ubiegłą środę, w którym Rada odrzuciła rządową propozycję zmiany polityki kursowej.
ROZMOWA PG z Marcinem Sową z wydziału ekonomiczno-handlowego ambasady RP w Budapeszcie
- Czy na Węgrzech są instytucje polityki kursowej i monetarnej?
- Węgrzy mają w tej dziedzinie ciała podobne do naszych, z niezależnym bankiem centralnym.
- Nie ma różnic?
- Wola współpracy banku z rządem jest chyba w Budapeszcie większa. Kurs forinta wobec walut minionym latem został całkowicie uwolniony i pływa bez ograniczeń, co wymaga kompromisów banku i rządu. Między nimi nie ma patologicznych napięć i objawów wojny, o czym słyszymy z Polski. Tutaj rządu i banku wrogość nie dzieli, a współpraca jest sprawą normalną. Pomimo że forint umocnił się ostatnio bardziej wobec dolara i euro niż złoty.
- Tamtejsza RPP podniosła niedawno stopy procentowe banku Węgier?
- Główna stopa wzrosła do 9,5 procent. Inflacja jest dużo już wyższa od polskiej, w kwietniu przekroczyła w skali roku 6,1 proc., z 5,9 proc. w marcu. Dlatego bank stopy podniósł, ale realne oprocentowanie depozytów może dziś być czasem ujemne. Realna cena kredytów jest zaś niewielka - dwa-trzy punkty ponad inflację - a przeciętne oprocentowanie nominalne w głównych bankach wynosiło w marcu 10,2 procenta, czyli najwyżej połowę podobnej stawki rocznej w Polsce.
- Jakie są rokowania na Węgrzech co do inflacji i polityki rządu?
- Nieszczególne. Są to efekty kampanii wyborczej, gdy najpierw wydatki państwa zwiększał poprzedni rząd, a kontynuuje ten kurs obecny, podwyższając szybko płace. O tym, co obiecano na Węgrzech sferze budżetowej, to w Polsce można by tylko pomarzyć. Podwyżki dla nauczycieli zapowiadane są na wrzesień o ponad 50 procent. W styczniu i lutym realne płace ogółem wyższe były już o kilkanaście procent. Przez półtora roku płaca minimalna wzrosła na Węgrzech o 100 proc., do 50 tys. forintów, a kategoria ta dotyczy aż trzeciej części społeczeństwa. Będzie więc spory impuls inflacyjny. Ale nie ma specjalnych żądań zaostrzenia polityki pieniężnej, lecz raczej już - wyrównywanie różnic płacowych.
- Może poluzowanie fiskalne daje szybszy wzrost, co nie martwi Banku Węgier?
- Produkcja pozostaje w stagnacji. Ale miniony rok Węgry zamknęły PKB realnym wzrostem o 3,8 procent. Współpraca więc między rządem a bankiem dała im czterokrotnie lepsze efekty niż u nas kłótnie o decyzje monetarne.
Grzegorz Szulc
POWIEDZIAŁ PG Petr Maryška, wydział handlowy ambasady Czech Mamy zupełnie niezależną Radę Banku Czech, z instrumentami identycznymi jak RPP w Polsce, też decydującą o stopach procentowych, na co wpływu nie mają ani rząd, ani parlament. Polityka pieniężna pozostaje w gestii Rady Banku Czech, kierowanej przez gubernatora, czyli szefa banku i samej rady. Kurs korony jest płynny, bez ograniczenia jakimkolwiek korytarzem pasma wahań. Natomiast bank interweniuje na rynku dla osłabienia korony. A ta jest dziś zbyt mocna, nawet w stosunku do też umacniającego się złotego. Do niedawna kurs był na poziomie 8,6-8,9 korony za złotego, lecz wzrósł już do 8,05-8,08. Nasi przedsiębiorcy to krytykują, bo choć mocniejsza korona na razie nie odbija się na eksporcie, to w końcu negatywny efekt będzie, po pół roku, moze roku, gdyż eksporterzy mniej zarabiają. Pomimo więc interwencji na osłabienie korony, bank jest ganiony za politykę monetarną i za nieprzejrzystość w informowaniu. Bo gdy któryś z członków rady jednego dnia mówi, że nie ma powodu do zmian, to potem do korekt jednak nieraz dochodzi. Tak ostatnio było ze zmianą stóp procentowych.