Rollercoaster inwestorów. Kryptowaluta pod psem

Dogecoin, kryptowaluta, które powstała kilka lat temu jako żart, jest teraz traktowana ze śmiertelną powagą i rozpala namiętności inwestorów. Jedna "moneta" z pyskiem psa Shiba Inu od początku kwietnia do dziś najpierw poruszała się w górę od 5 centów do 45, a potem w dół do 20 centów. Rajd "psiej" kryptowaluty niektórzy analitycy nazywają szaleństwem i absurdem.

Popularność "doge" jest niebywała. Mainstream pasjonuje się wirtualnym bytem, który w założeniu miał być memicznym dowcipem - parodią kryptowalut . Firmy Snickers i Milky Way umieściły wizerunek dogecoina na limitowanej serii swoich batonów. Pojawił się nawet pomysł, by ustanowić święto - Doge Day. Jego datą byłby 20 kwietnia, który jest też nieoficjalnym "dniem marihuany".

Przekaż 1% na pomoc dzieciom - darmowy program TUTAJ

Reklama

Imponujący wzrost

Za jedno "doge" w styczniu płacono niecałe pół centa, co oznacza, że podrożało ono o ponad 8900 proc., jeśli brać pod uwagę kwietniowy rekord (45 centów). Popyt wśród inwestorów detalicznych był tak ogromny, że w pewnym momencie dogecoin znalazł się w pierwszej piątce rankingu CoinMarketCap (platformy klasyfikującej waluty cyfrowe). W dodatku, zainteresowanie szerokiej publiczności dogecoinem od dawna jest podsycane na Twitterze przez dyrektora generalnego Tesli Elona Muska.

Jednak fascynacji Muska nie podziela poważne grono wpływowych osób. Analityk Gary Shilling (współzałożyciel A. Gary Shilling & Co) to, co dzieje się z "doge" nazywa absurdem. Podkreśla, że w odróżnieniu od bitcoina dogecoin nie ma ograniczonej podaży, a ponadto powstał bez ściśle określonego celu.

Na tropie szaleństwa

Zdaniem Davida Trainera (dyrektora naczelnego New Constructs) główną przyczyną ostatniego wzrostu zainteresowania tą właśnie kryptowalutą jest fakt, że inwestorzy zapomnieli o różnicy między inwestowaniem a spekulacją. Natomiast guru środowiska kryptowalutowców Mike Novogratz z Galaxy Digital oświadczył, że byłby bardzo zmartwiony, gdyby któryś z jego znajomych zainwestował w dogecoina. Dodał, że szalone wzrosty na "dziwnych coinach" mogą doprowadzić do mocnej korekty na całym rynku. W jego opinii podobne sytuacje nigdy nie kończyły się dobrze.

Dużą przenikliwością wykazał się znany analityk John Bollinger, który kilka dni temu, kiedy dogecoin osiągał cenowy szczyt, oświadczył na Twitterze, że tak wysokie notowanie może być zapowiedzią głębokiego krachu. Zaraz potem ujawnił, że spodziewa się 50-procentowego spadku ceny. Nie pomylił się, bo w ciągu kilkudziesięciu godzin kurs spadł i to nawet o ponad połowę. Autor trafnej prognozy dotyczącej "doge" najbardziej znany jest jako twórca teorii wstęg Bollingera, czyli jednego z najpopularniejszych wskaźników analizy technicznej. Bollinger wstęgi wymyślił w latach 80., a zarejestrował je jako markę w 2011 roku.

Bitcoin też niestabilny

Rollercoaster w notowaniach dogecoina specjalnie nie dziwi, skoro najbardziej dojrzała kryptowaluta też wpisuje się w scenariusz chciwości i lęku inwestorów. Jeden bitcoin półtora tygodnia temu zbliżył się do poziomu 64 tysięcy dolarów (243 tysięcy złotych). W tamtym momencie od początku 2021 roku zyskiwał na wartości ponad 100 proc., w ciągu 12 miesięcy urósł ponad 700 proc., a w 5 lat zyskał ponad 13 tysięcy procent.

Jednak dwa dni później rozpoczęła się gwałtowna deprecjacja bitcoina i dziś jest wyceniany na około 48 tysięcy dolarów. Punktem wyjścia do przeceny była awaria zasilania w Chinach, która skutkowała wyłączeniem prądu w tamtejszych "kopalniach" kryptowaluty. Potem pojawiła się informacja, że Departament Skarbu USA może wkrótce oskarżyć szereg instytucji finansowych o wykorzystywanie aktywów cyfrowych do prania pieniędzy. Na dodatek, turecki bank centralny zakazał używania kryptowalut jako formy płatności, gdyż obawiał się braku kontroli nad transferami pieniędzy.

- Rynek stał się zbyt agresywny i ostatnio za dużo było na nim optymizmu. Nawet jedna niepokojąca informacja o bitcoinie może wywołać niekontrolowane reakcje inwestorów - komentuje Edward Moya, analityk firmy Ooanda.

Młodzi wybierają kryptowaluty

Z najnowszego badania przeprowadzonego przez amerykańską grupę finansową Charles Schwab wynika, że młodzi Brytyjczycy są dwa razy bardziej skłonni do kupowania kryptowalut niż do inwestowania na rynku akcji. Okazuje się, że 51 proc. ankietowanych inwestorów w wieku 18-37 lat handlowało walutami cyfrowymi lub je posiadało, podczas gdy akcje w portfelu miało tylko 25 proc. z nich. Różnice międzypokoleniowe są bardzo duże, bo z kryptowalutami styczność miało zaledwie 8 proc. inwestorów w wieku powyżej 55 lat.

Przyrost zainteresowania kryptowalutami nastąpił w czasie gwałtownego wzrostu handlu online w grupie inwestorów detalicznych, z których wielu to młodsi ludzie zamknięci w domach i dysponujący nadprogramową gotówką z powodu pandemii. Ten sam trend spowodował boom w wykorzystaniu aplikacji do handlu online, takich jak Robinhood, a także napędzał rozpoczęty przez media społecznościowe rajd akcji GameStop, który na początku tego roku doprowadził do starcia inwestorów detalicznych z funduszami hedgingowymi.

"Ludzie z pokolenia millenialsów i generacji Z kupują dużo produktów spekulacyjnych. Powstaje obawa, że nie dywersyfikują swoich portfeli wystarczająco, aby złagodzić ryzyko w przypadku spadków na rynkach kryptowalutowych" - podsumował wyniki badań Charles Schwab.

Jacek Brzeski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kryptowaluta | bitcoin | waluty | waluta wirtualna | cyfrowa waluta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »