Złoty skazany na spadki. NBP nie dba o siłę własnej waluty?

NBP nie widzi problemu w osłabieniu złotego. Inne banki centralne bardziej troszczą się o swoje waluty. Andrea Maechler ze Szwajcarskiego Banku Narodowego jest przekonana, że silny frank ułatwia walkę z nazbyt wysoką inflacją. Prezes NBP Adam Glapiński mówi, że złoty słabnie od dłuższego czasu i nie ma w tym żadnego katastrofalnego procesu, a wpływ kursu na inflację jest znikomy. W Szwajcarii inflacja wynosi 3,3 proc., a w Polsce - 17,2 proc. Helweci przy najbliższej okazji prawdopodobnie podniosą stopy procentowe, a nasza RPP postanowiła odpocząć od podwyżek. Od początku roku złoty wobec franka stracił na wartości 15 proc.

  • NBP liczy na to, że największe banki centralne świata zaostrzając politykę monetarną powstrzymają globalną inflację i pomogą w ten sposób Polsce
  • Europejski Bank Centralny prawdopodobnie będzie podnosił stopy procentowe nawet jeśli strefa euro popadnie w recesję
  • Szwajcarski Bank Narodowy nie walczy już z przewartościowanym kursem walutowym. Wręcz przeciwnie - chce mieć silnego franka
  • Funtowi może zaszkodzić rozluźniona polityka fiskalna Brytyjczyków i niekonsekwentna polityka monetarna

Reklama

Przed środową decyzją RPP o utrzymaniu stóp procentowych na dotychczasowym poziomie i czwartkową konferencją prezesa Glapińskiego euro kosztowało 4,80 zł, a po obu tych wydarzenia wzrosło do 4,88 zł. W tym samym czasie dolar podrożał z 4,80 do 4,99 zł, frank -z 4,90 do 5,03 zł, a funt z 5,47 do 5,56 zł.

Naszej walucie na pewno nie sprzyja fakt, że mamy niezwykle ujemną realną stopę procentową. Zbliżyła się ona do 10,5 procent, bo taka jest różnica między inflacją wynoszącą 17,2 proc. a stopą referencyjną na poziomie 6,75 proc. W Stanach Zjednoczonych ujemna stopa to około 5 proc., a w Szwajcarii niespełna 3 proc.

NBP liczy na resztę świata

Prezes NBP jest zdania, że skoro politykę pieniężną zaostrzają m.in. Rezerwa Federalna i Europejski Bank Centralny, to świat jest na drodze prowadzącej do ograniczenia globalnej presji inflacyjnej, a Polska też na tym skorzysta. - Zsynchronizowane podwyżki we wszystkich bankach centralnych, szczególnie w tych głównych, będą wspomagać nasze wysiłki. RPP bardzo mocno zacieśniła politykę pieniężną w 11 kolejnych ruchach. Suma tych działań osłabi presję popytową w Polsce i spowoduje stopniowy spadek inflacji - przewiduje Adam Glapiński.

Prezes NBP podkreśla, że dotychczasowe posunięcia RPP ograniczyły popyt na kredyt, a na inne efekty podnoszenia stóp trzeba będzie jeszcze poczekać, gdyż polityka pieniężna działa z opóźnieniem - skutki zacieśnienia pojawią się w przyszłym roku. Adam Glapiński zaznacza, że RPP nie podjęła decyzji o zakończeniu cyklu podwyżek, lecz zastosowała model "wait and see". NBP do listopada będzie przyglądał się sytuacji gospodarczej, a decyzję o ewentualnej następnej podwyżce stóp podejmie, gdy znana będzie projekcja inflacji przygotowana przez ekonomistów banku centralnego.

EBC przed trudnym wyborem

Praktyka ostatnich dni pokazuje jednak, że nawet drobne wahania decydentów powołanych do zwalczania wysokiej inflacji mogą zaszkodzić krajowej walucie. Europejski Bank Centralny zaprezentował protokół z ostatniego posiedzenia. Spotkanie odbyło się we Frankfurcie nad Menem 7-8 września. EBC podniósł wówczas stopy o 75 punktów bazowych i zasygnalizował dalsze podwyżki, obawiając się, że szybka inflacja może się zakorzenić, co uczyni ją jeszcze trudniejszą do przełamania.

Rynek na ujawnione zapiski zareagował osłabieniem euro wobec dolara tylko dlatego, że z komunikatu wyłonił się obraz gremium, które było podzielone i długo dyskutowało, czy nie podnieść stóp jedynie o 50 punktów bazowych. Odebrano to jako sygnał, że EBC może nie być w przyszłości zdeterminowany w sprawie tzw. wyprzedzających podwyżek stóp i zawahać się z obawy przed głębszą recesją.

Wielu ekonomistów jest zdania, że EBC powinien przeprowadzić kolejną podwyżkę stopy depozytowej o 75 punktów bazowych, co zresztą jest już w dużej mierze wycenione przez rynki finansowe. Ostry kurs w polityce monetarnej będzie prawdopodobnie kontynuowany, choć kraje strefy już mogą znajdować się w recesji. Ich gospodarka silnie zwalnia w wyniku gwałtownego wzrostu kosztów energii, który osłabia konsumpcję i zniechęca do inwestycji.

Frank ma lepszą opiekę niż złoty

Zdeterminowany w walce z inflacją jest Szwajcarski Bank Narodowy. We wrześniu podwyższył stopę procentową o 75 punktów bazowych, przez co wzrosła ona do 0,5 proc. W ten sposób bank centralny po prawie 8 latach pożegnał się ze stopami ujemnymi. W dodatku stwierdził, że nie może wykluczyć dalszych podwyżek. Ekonomiści zakładają, że w grudniu SNB podniesie stopy co najmniej tak bardzo, jak we wrześniu.

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Dynamika cen konsumpcyjnych jest w Szwajcarii zdecydowanie mniejsza niż w krajach sąsiednich (3,3 proc.), ale i tak wyższa od celu SNB, który wynosi od 0 do 2 proc. Bank centralny Helwetów stawia sprawę jasno - inflacja jest zbyt wysoka i należy na nią reagować podnoszeniem stóp procentowych. Członkini SNB Andrea Maechler ujawniła ostatnio, że obserwowane są przejawy tzw. drugiej rundy inflacji, która polega m.in. na dużym wzroście płac.

Bank centralny Helwetów nie walczy już z przewartościowanym kursem walutowym. Wręcz przeciwnie - chce mieć silnego franka szwajcarskiego. Andrea Maechler jest przekonana, że mocna własna waluta ułatwia walkę z nazbyt wysoką inflacją.

Tego poglądu wydaje się nie podzielać prezes NBP. Adam Glapiński przypomina, że złoty osłabia się od dłuższego czasu. Jego zdaniem, nie ma w tym żadnego katastrofalnego procesu, a wpływ kursu na inflację jest niewielki. - Gdyby siła złotego spadła o 10 proc., to inflacja wzrosłaby według naszego modelu o 1 punkt procentowy. Przy inflacji tak wysokiej jak teraz jest to oddziaływanie znikome - argumentuje prezes NBP.

Funt też wygrywa ze złotym

Brak nacisku na obronę siły złotego ze strony NBP sprawia, że w ostatnich dniach słabnie on także wobec brytyjskiego funta, choć ten źle wypada w relacji do innych walut. Jeszcze na początku sierpnia za funta płacono 1,22 dolara, teraz jest to 1,12. Inwestorów niepokoi rozluźniona polityka fiskalna Brytyjczyków i niekonsekwentna polityka monetarna.

Przed dwoma tygodniami brytyjski minister finansów Kwasi Kwarteng ogłosił szeroko zakrojone cięcia podatków, których celem ma być pobudzenie wzrostu gospodarczego. Wszystkie propozycje składają się na największą od 1988 roku jednorazową obniżkę danin. Według szacunków, koszt dla budżetu to około 30 miliardów funtów rocznie.

Jednak każdy, kto chce skutecznie walczyć z inflacją powinien o wartość spadku wpływów podatkowych zmniejszyć również rządowe wydatki. O tym jednak nie było mowy, a ubytek w budżecie ma być sfinansowany przez zwiększenie zadłużenia.

Co prawda Bank Anglii podniósł ostatnio stopy procentowe o 50 punktów bazowych, ale zaraz potem ogłosił, że przez kilkanaście dni (do 14 października) będzie realizował program skupu obligacji o wartość do 5 miliardów funtów dziennie. Na ten ruch bank centralny zdecydował się, by zadbać o stabilność brytyjskiego sektora emerytalnego.

- Jest możliwe, że król Karol III będzie pierwszym brytyjskim monarchą, który zapłaci więcej niż funta za dolara lub więcej niż funta za euro, albo za jedną i drugą walutę jednocześnie - ostrzegał niedawno Kit Juckes, główny globalny strateg walutowy w Société Générale.

Jacek Brzeski

***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: PLN | frank szwajcarski | dolar | funt brytyjski | inflacja | stopy procentowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »