Jak długo potrwa boom?

Co roku ekonomistów zaskakuje silny wzrost naszego eksportu. Nie przeszkadza mu nawet coraz silniejszy złoty. Czy polskim firmom uda się utrzymać dynamikę sprzedaży za granicę?

- U nas to źle nie wygląda. W pierwszym kwartale 2008 r. w porównaniu do zeszłego roku średnia rentowność eksportu grupy Apator się nie zmieniła - mówi Janusz Niedźwiecki, prezes Apatora, producenta aparatury pomiarowej (m.in. liczników energii).

Jak to się udało? Po pierwsze umacniająca się złotówka miała rożny wpływ na rożne grupy produktów, w niektórych, szczególnie tych, do których produkcji Apator kupuje komponenty za granicą, a walutą rozliczeniową jest dolar, umacnianie się złotego wobec dolara powoduje, że firma płaci za nie mniej. Po drugie firma cały czas stara się obniżać koszty. Jak to ujmuje prezes Niedźwiecki, "silniejsza złotówka zżarła efekty tych starań", niemniej jednak przynajmniej bilans wyszedł na zero.

Reklama

Niedźwiecki spodziewa się, że eksport grupy Apator (do której, oprócz firmy-matki, należą m.in. Metrix, Apator KFAP czy niedawno przejęty Pafal) będzie rósł.

Ciężka złotówka

- W 2007 roku umocnienie złotego nie miało znacznego wpływu na wyniki spółki ze względu na przyjętą przez Grupę strategię zabezpieczeń kursowych, która w znaczącym stopniu ograniczyła negatywne efekty umocnienia waluty. Ponadto rosnący popyt i rosnące ceny pozwoliły zniwelować negatywny efekt umacniającej się złotówki - mówi Kazimierz Przełomski, członek zarządu Ciech.

Mocny złoty nie wywiera też zasadniczego wpływu na wielkość eksportu grupy Polimex-Mostostal, którego znaczącą część stanowią cynkowane ogniowo konstrukcje stalowe.

- W celu zapewnienia opłacalności eksportu Polimex-Mostostal stosuje hedging naturalny - importujemy część surowców (stal, cynk), a także korzystamy z dostępnych zabezpieczeń kursu EUR/ PLN, preferowanych przez banki - mówi Paweł Szymaniak, dyr. biura komunikacji i promocji Polimeksu-Mostostalu.

Udział eksportu w sprzedaży wynosi ok. 30 proc. Przedsiębiorstwo planuje utrzymanie go na podobnym poziomie, co - biorąc pod uwagę prognozowany wzrost przychodów - oznacza, że również eksport będzie rósł. Firma cały czas inwestuje w powiększanie mocy wytwórczych - nie obawia się załamania koniunktury.

Przykłady firm z rożnych branż, które mimo niekorzystnych warunków, nadal sobie radzą, nie ograniczają eksportu i utrzymują rentowność, można byłoby mnożyć. Co nie znaczy, że to dotyczy wszystkich. Z obserwacji organizacji pracodawców wynika, że skutki umacniającej się złotówki dotykają jednak coraz liczniejszą grupę firm.

- Mamy dwie tendencje, które wpływają na opłacalność eksportu - z jednej strony silna złotówka powoduje, że realnie rentowność niektórych inwestycji eksportowych może spadać. Z drugiej strony mamy presję na wzrost płac, która również powoduje, że opłacalność eksportu spada - uważa Piotr Karol Potempa, członek Rady Głównej, PKPP Lewiatan i przewodniczący Wielkopolskiego Związku Pracodawców Prywatnych.

Miał on ostatnio okazję przyglądać się z bliska sytuacji w szeregu przedsiębiorstw, do których był zapraszany jako mediator w sytuacjach konfl iktu płacowego. Przykład, który podaje, to firma Seaking, producent kuchni wykorzystywanych na statkach. Podpisuje ona umowy ze stoczniami z wyprzedzeniem rocznym, dwuletnim. Są to kontrakty dolarowe.

- Silny złoty z jednej strony, a z drugiej presja płacowa spowodowały, że firma ta właściwie balansowała na granicy opłacalności - relacjonuje Potempa.

Są jednak też przykłady, nawet mniejszych firm, które potrafiły, przynajmniej do tej pory, z sytuacji tej wychodzić obronną ręką. Józef Bejnarowicz, wiceprzewodniczący wielkopolskiej komisji dialogu społecznego BCC, podaje przykład firmy Aesculap Chifa z Nowego Tomyśla, producenta narzędzi i sprzętu medycznego, która, mimo że na rynku japońskim podniosła ceny o 15 proc., to udało się jej utrzymać sprzedaż.

- Dla firm, które są na rynku zewnętrznym bardzo mocno zakorzenione, sytuacja nie jest więc taka tragiczna. Mimo narzekania na to, co się dzieje na rynku walutowym, firmy te jednak w dalszym ciągu eksportują - mówi przedstawiciel BCC.

Podnieść ceny o kilkanaście procent musiała Odlewnia Żeliwa Śrem. Eksport w jej wypadku przynosi ponad 60 proc. przychodów, firma sprzedaje głownie do krajów UE. Tu jednak, zdaniem przedstawicieli tej firmy, pojawia się już spora bariera. Dotychczas odlewnia była bardzo konkurencyjna cenowo - podwyżka sprawiła, że ceny wyrobów osiągnęły poziom porównywalny z tymi, które klienci OŻ Śrem w Europie Zachodniej mogą uzyskać od innych dostawców.

Jarosław Paczkowski, dyrektor finansowy OŻ Śrem, obawia się, że niektórzy kontrahenci jego firmy mogą w związku z tym szukać alternatywnych dostawców. - Przy obecnym poziomie kursów walutowych zabezpieczanie się, którym mogliśmy się dotychczas ratować, już niewiele nam daje. Poziom poniżej 3,40 zł za euro nie gwarantuje nam zyskowności na niektórych transakcjach - twierdzi Paczkowski.

W przypadku Apatora wzrost cen sprzedawanych głownie w Niemczech liczników indukcyjnych wyniósł 8-12 proc. Co robić, by nie obawiać się tak bardzo zmian kursowych? Wchodzić w bardziej zaawansowane technologie i produkty. Im bardziej przetworzony produkt, tym bezpieczniej można podnosić ceny.

Nie tylko waluta

Niewątpliwie mocna waluta krajowa utrudnia polskim firmom konkurowanie za granicą. Są jednak inne czynniki, które negatywny wpływ zmian kursowych skutecznie niwelują. Jednym z głównych powodów tego, że polski eksport w ostatnich latach rósł, jest, zdaniem Piotra Soroczyńskiego, prezesa Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych (KUKE), to, że duża część eksportu przypada na koncerny międzynarodowe, dla których kwestie kursowe nie mają aż tak istotnego znaczenia.

W sytuacji gdy koncern ma szereg fabryk rozmieszczonych w rożnych krajach - nawet jeśli w przypadku jednego z nich sytuacja kursowa się pogarsza, to najczęściej w innym staje się korzystniejsza.

- Ponad połowa polskiego eksportu realizowana jest przez przedsiębiorstwa z udziałem kapitału zagranicznego. Te firmy są bardziej odporne na umacnianie się kursu lokalnej waluty i na zmiany koniunktury - potwierdza Łukasz Tarnawa, główny ekonomista PKO BP.

Wynika to z tego, że będąc częścią międzynarodowej grupy, sporą część czynników produkcji importują - w naturalny sposób są więc zabezpieczone przed ryzykiem kursowym. Działając w ramach międzynarodowej korporacji, nie są wystawione na ceny rynkowe - mają większą pewność zarówno dostaw, jak i sprzedaży. Poza tym jednak na tle całej gospodarki są one bardziej innowacyjne i generalnie sprzedają bardziej przetworzone produkty.

Zagraniczni faktycznie cierpią mniej, ale podobnie do polskich firm odczuwają skutki zarówno niekorzystnych zmian kursowych, jak i rosnących kosztów.

- Wyniki Fiat Auto Poland są dobre. Za zeszły rok osiągnęliśmy 350 mln zł zysku. Oczywiście, gdyby złoty był słabszy, ten zysk mógłby być większy - mówi Bogusław Cieślar, rzecznik Fiat Auto Poland.

Tak dobre wyniki biorą się, jego zdaniem, ze zwiększenia wolumenu sprzedaży. W 2006 roku polska spółka Fiata wyprodukowała 308 tys. samochodów, a w 2007 r. - 363 tys., z czego 96 proc. zostało sprzedanych za granicą. Fiat nadal zamierza bronić się w ten, bardzo korzystny z punktu widzenia polskiego bilansu płatniczego, sposób. W tym roku firma planuje wyprodukowanie w Polsce 500 tys. samochodów. Poza tym zamierza obniżać koszty - materiałowe, energii, ale też ludzkie.

W utrzymaniu i zwiększaniu eksportu pomaga nam, zdaniem Piotra Soroczyńskiego, członkostwo w Unii. Dotyczy to nie tylko sprzedaży do samych krajów UE, ale procentuje również poza nią.

- Po pierwsze dzięki obecności w Unii Europejskiej jesteśmy lepiej postrzegani, a po drugie - w chwili kiedy weszliśmy do Wspólnoty, zaczęły nas obowiązywać w kontaktach z wieloma krajami niższe taryfy celne - tłumaczy prezes KUKE.

- Ostatnie lata to okres dobrej koniunktury na rynkach światowych, więc jeżeli był negatywny wpływ na finanse firm eksportujących, to objawiał się on w postaci niższej marży, a nie spadku wolumenu sprzedaży za granicę - dodaje Łukasz Tarnawa.

Nie obyło się jednak bez strat. Patrząc przez pryzmat branż, wśród najbardziej poszkodowanych można byłoby tu, zdaniem Tarnawy, wymienić m.in. przemysł spożywczy, w jakimś stopniu przemysł meblarski. Ofiarą tej sytuacji jest przemysł stoczniowy, bardzo boleśnie słabnący dolar uderzył również w część przemysłu zbrojeniowego. Najbardziej narażone na skutki zmian kursowych są małe rodzinne firmy.

- One nie mają Śródków na to, żeby się zabezpieczać przed zmianami kursowymi na rynku finansowym, nie mają też tych "bezpieczników", które mają przedsiębiorstwa działające na wielu rynkach, a jednocześnie narażone są na ostrą konkurencję globalną - mówi Tarnawa.

Kurs na nowe rynki

- Zjawiska zachodzące na rynku światowym, przede wszystkim w Europie Zachodniej, mogą mieć negatywny wpływ na polski eksport. Niższy wzrost gospodarczy w Europie Zachodniej może skutkować niższym popytem wewnętrznym, również na produkty importowane z Polski - ocenia Marcin Siwa, dyrektor działu oceny ryzyka Coface Poland.

Pocieszające jest to, że udział naszych produktów w ogólnym imporcie tych krajów rośnie. Polskie towary stają się coraz bardziej konkurencyjne i popularne na rynkach Europy Zachodniej, która jest naszym największym partnerem eksportowym.

- Można się spodziewać, że nasz eksport do krajów Europy Wschodniej będzie się rozwijał najbardziej dynamicznie - prognozuje Siwa. - Są to kraje z dużym potencjałem, szczególnie Rosja, która obecnie przeżywa boom gospodarczy. Z pewnością nie możemy oczekiwać gwałtownych pozytywnych zmian w eksporcie do krajów Europy Zachodniej, szczególnie do Hiszpanii, Wlk. Brytanii, Włoch, które najbardziej odczuwają spowolnienie gospodarki USA.

Na razie, szczęśliwie, osłabienie popytu w UE jeszcze nie jest mocno odczuwalne. Ale biorąc pod uwagę to, że zdecydowana większość naszego eksportu trafia właśnie do Unii, ewentualne negatywne zmiany mogą być bolesne.

- Do tej pory nie obserwujemy na rynku chemikaliów oznak słabnącej koniunktury w krajach UE. Rynek państw UE stanowi 60 proc. sprzedaży eksportowej grupy Ciech, której udział w sprzedaży całkowitej wynosi ok. 40 proc. Zmiana rynku dla tak znacznej części eksportu nie jest prosta i łatwa. Sprzedaż realizowana jest na podstawie kontraktów zawieranych kilka miesięcy wcześniej. W związku z tym wpływ na wyniki finansowe grupy Ciech ewentualnego spadku popytu będzie rozłożony w czasie - uspokaja Kazimierz Przełomski.

Ciech zamierza rozwijać sprzedaż na innych rynkach. Już teraz dywersyfikuje kierunki sprzedaży w celu zmniejszenia zależności wyników spółki od koniunktury na danym rynku. W ostatnich latach znacząco zwiększyła się sprzedaż do Chin, która obecnie utrzymuje się na wysokim poziomie.

- Ponadto rozpoczęliśmy sprzedaż do krajów Ameryki Południowej, Afryki i na Bliski Wschód - relacjonuje członek zarządu chemicznej spółki.

Janusz Niedźwiecki wspomina, jak parę miesięcy temu, na początku I kwartału, analitycy zaczęli go dopytywać, ile Apator sprzedaje do krajów UE, a ile poza nią. Okazało się, że wszyscy spodziewają się tam pogorszenia koniunktury, więc wzrost sprzedaży poza UE jest postrzegany jako cenny.

W przypadku jego firmy nowe rynki to przede wszystkim Afryka. Apator już zaczął wysyłać przedpłatowe liczniki energii elektrycznej do Tunezji.

Od czego będzie zależało to, czy - i ewentualnie jak szybko - polski eksport będzie rósł w najbliższych latach? Pewien wpływ na pewno będzie miał jednak kurs złotego, chociaż biorąc pod uwagę doświadczenia ostatnich lat, niekoniecznie będzie on decydujący.

- Średniookresowo Polska niestety jest skazana na aprecjację złotego, ale tempo umacniania się złotego powinno być wolniejsze niż dotąd. Według naszych prognoz, w tym roku powinniśmy osiągnąć poziom 3,30 zł za euro. Natomiast jest spora szansa, że odwróci się tendencja umacniania się złotego wobec dolara - uważa Łukasz Tarnawa.

Bardziej optymistyczne są prognozy ekspertów z Centrum Analiz Społeczno- Ekonomicznych. Ich zdaniem, euro na koniec 2008 roku będzie kosztowało 3,43 zł, a dopiero w przyszłym roku osłabnie do 3,35 zł.

Główny ekonomista PKO BP zwraca uwagę na to, że większym zagrożeniem niż umacniający się złoty może być pogorszenie się koniunktury w krajach UE. To z tego powodu, jego zdaniem, najbliższe dwa-cztery kwartały nie będą dobrym czasem dla eksporterów. Chociaż jednocześnie są też czynniki, które do pewnego stopnia mogą te niekorzystne tendencje rekompensować - chociażby fakt, że w Polsce wciąż przybywa zagranicznych inwestycji. Dzięki nim zwiększa się potencjał eksportowy.

Elementem, który skłania część firm do zmniejszania eksportu, jest dobra koniunktura na rynku krajowym. W takiej sytuacji rezygnacja z eksportu jest kusząca, ale jak przestrzega Piotr Soroczyński, niekoniecznie jest to dobry pomysł.

- Może się okazać, że dla średnich i większych firm polski rynek będzie jednak za płytki - mówi prezes KUKE. Warto więc, jego zdaniem, dywersyfikować ryzyko poprzez sprzedawanie zarówno w kraju, jak i na rożnych rynkach zagranicznych.

Euro na całe zło?

W dłuższym okresie niewątpliwie pozytywny wpływ na rozwój eksportu będzie miało wejście Polski do strefy euro, chociaż to jeszcze pieśń przyszłości - najwcześniejszy możliwy termin to 2013 rok. Warto byłoby to zrobić jak najszybciej, szczególnie, że największe korzyści z euro odnieśliby właśnie ci, którym w obecnych warunkach jest najtrudniej - małe firmy. Wejście do strefy euro dałoby im lepszy dostęp do finansowania, zabezpieczyłoby przed ryzykiem kursowym. To byłby silny impuls do rozwoju eksportu.

Na euro z utęsknieniem czekają jednak też więksi, choć nie brakuje obaw.

- Założyłem, że musimy sobie poradzić, zanim wejdziemy do strefy euro - mówi prezes Apatora. - Na dłuższą metę jest to, moim zdaniem, jedyne lekarstwo. Jeśli jednak umacnianie się złotego dalej będzie następowało w takim tempie jak dotąd, to będzie ciężko obronić marże. Gdyby euro sięgnęło poziomu trzech złotych i z tym poziomem weszlibyśmy do strefy euro, mogłoby to być groźne.

Janusz Niedźwiecki uważa, że domaganie się od resortu finansów czy NBP działań na rzecz osłabienia złotego nie ma większego sensu - aprecjacja złotego wynika przede wszystkim z tego, że polska gospodarka jest silna. Firmy muszą się do tej sytuacji dostosować.

Z punktu widzenia całej gospodarki to, że waluta się umacnia, jest swego rodzaju lekarstwem - wymuszającym restrukturyzację, poprawę konkurencyjności. Choć, jak z każdym lekarstwem, nie należy z nim przesadzać - bo w końcu może się okazać, że "kuracja się powiodła, ale pacjent nie przeżył".

Krzysztof Orłowski

Dowiedz się więcej na temat: firma | boom | uda | Śrem | strefy | waluta | złotówka | eksport | rentowność | Łukasz | firmy | jak długo | skutki | przemysł | złoty | Fiat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »