U sąsiadów rozpoczął się spis powszechny

W Niemczech rozpoczął się w poniedziałek pierwszy od zjednoczenia kraju w 1990 roku spis powszechny, któremu towarzyszą nieliczne protesty przeciwników gromadzenia danych osobowych. Władze zapewniają, że dane wykorzystane będą tylko do celów statystycznych.

W Niemczech rozpoczął się w poniedziałek pierwszy od zjednoczenia kraju w 1990 roku spis powszechny, któremu towarzyszą nieliczne protesty przeciwników gromadzenia danych osobowych. Władze zapewniają, że dane wykorzystane będą tylko do celów statystycznych.

Ankieterzy zapukają w nadchodzących tygodniach do drzwi blisko jednej trzeciej z 80 milionów mieszkańców Niemiec, w tym do 17,5 mln właścicieli nieruchomości, a także mieszkańców takich placówek, jak domy opieki czy więzienia. Pytania z liczącego dziesięć stron kwestionariusza dotyczą m.in. warunków mieszkaniowych, wykształcenia, wykonywanego zawodu, pochodzenia, a także religii. Za odmowę udziału w spisie grozi kara grzywny.

Większość potrzebnych do sporządzenia cenzusu informacji statystycy zgromadzą na podstawie oficjalnych rejestrów, jak dane urzędów meldunkowych czy urzędów pracy.

Reklama

Poprzedni spis powszechny przeprowadzono w RFN w 1987 roku, a w dawnej NRD jeszcze wcześniej - w 1981 roku. W zachodnich Niemczech poprzedniemu spisowi towarzyszyły nawoływania do bojkotu i manifestacje przeciwko "węszącemu państwu". Tym razem wielkich protestów nie ma, ale obawy wyrażają organizacje przeciwników gromadzenia danych osobowych. Ich zdaniem kwestionariusze zawierają pytania, wychodzące poza rozporządzenie UE dotyczące przeprowadzenia spisu, np. o pochodzenie i religię, choć w tym ostatnim przypadku odpowiedź jest opcjonalna. Zdaniem krytyków spisu ujawnienie niektórych informacji może mieć niekorzystne konsekwencje dla osoby ankietowanej.

Szef Federalnego Urzędu Statystycznego Roderich Egeler zapewnił w poniedziałek, że nikt z ankietowanych nie musi obawiać się negatywnych konsekwencji, jeśli np. nie jest prawidłowo zameldowany w miejscu zamieszkania. Jak powiedział w Berlinie, zebrane przez ankieterów dane nie zostaną przekazane żadnym innych władzom. "Nie sądzimy, by będziemy mieć do czynienia z oporem, który wpłynąłby na wynik spisu powszechnego" - ocenił Egeler.

Przeprowadzenie spisu powszechnego w Niemczech będzie kosztować 700 milionów euro.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »