Rządowo-związkowa kiełbaska wyborowa

Premier godzi się na podniesienie płacy minimalnej, podwyżki w budżetówce i przedłużenie wcześniejszych emerytur.

Rząd kolejny raz złamał zasady dialogu społecznego - tak Andrzej Malinowski, prezydent Konfederacji Pracodawców Polskich, skomentował podpisane wczoraj porozumienie między rządem a NSZZ Solidarność. Jest ono efektem - jak zapewnia Jarosław Kaczyński - twardych negocjacji i ma służyć łączeniu szybkiego wzrostu gospodarczego z rozwiązywaniem problemów socjalnych.

Przypomniał sobie

W czerwcu Krajowy Sztab Protestacyjny, powołany przez Komisję Krajową "S", przedstawił rządowi postulaty. Związkowcy chcieli m.in. podniesienia płacy minimalnej w 2008 r. do poziomu 42 proc. średniego wynagrodzenia (a także ustalenia "ścieżki" dochodzenia do pułapu 60 proc. płacy minimalnej) i podwyżek w budżetówce o 10 proc. Postulaty dotyczyły też wcześniejszych emerytur. Po "twardych negocjacjach" z "S" rząd zgodził się ustanowić płacę minimalną na poziomie 40 proc. średniej (i systematyczne dochodzenie do wskaźnika 50 proc.

Reklama

w 2010 r.), podwyżkę w sferze budżetowej rzędu 9,3 proc. w 2008 r. i przedłużenie obowiązywania ustawy o wcześniejszych emeryturach o rok - do końca 2008 r.

- Kiedy my chcieliśmy negocjować w Komisji Trójstronnej wysokość podwyżek w sferze budżetowej, rząd nie chciał o tym słyszeć. Gdy na widnokręgu pojawiły się wybory, okazuje się, że rozmawiać można. I to tylko z jednym partnerem. To stawia pod znakiem zapytania wiarygodność tego rządu - oburza się Andrzej Malinowski.

Niezadowolenia nie kryje także Jan Guz, przewodniczący OPZZ.
- Kierunek wytyczony w porozumieniu jest być może korzystny dla związków zawodowych, ale przykre jest upolitycznienie całej sprawy i wykorzystywanie jej jako kiełbasy wyborczej. Przez dwa lata rząd nie miał ochoty rozwiązywać problemów, teraz sobie o nich przypomniał. To pokazuje intencje PiS: upolitycznienie dialogu społecznego, nietraktowanie wszystkich partnerów jednakowo i poważnie - uważa przewodniczący OPZZ.

Jak dodaje, podpisane wczoraj porozumienie nie rozwiązuje poruszanych w nim problemów - nie wiadomo np., co stanie się z wcześniejszymi emeryturami po 2008 r.

- Porozumienie to nie daje też gwarancji co do przyszłości dialogu społecznego. Jest wyłom: okazuje się, że nie trzeba rozmawiać z wszystkimi partnerami i można podporządkowywać dialog interesom politycznym - dodaje Jan Guz.

Niezdrowa kiełbasa

Zdaniem Ryszarda Petru, głównego ekonomisty Banku BPH, wczorajsze porozumienie jest początkiem kampanii wyborczej. - Kiedy premier zgadza się na większość postulatów związku zawodowego (różnice między postulatami "S" a tym, co ostatecznie podpisano, są minimalne i mają służyć stworzeniu iluzji, że rząd nie ustąpił) oznacza to, że rozpoczęło się rozdawnictwo. To typowo populistyczna sytuacja, w dodatku groźna dla gospodarki: nie dość, że deklaracje rządu będą kosztowne, to grożą spowolnieniem wzrostu gospodarczego w dłuższym okresie - uważa Ryszard Petru. Jego zdaniem, samo przedłużenie obowiązywania ustawy o wcześniejszych emeryturach będzie nas kosztowało w przyszłym roku ponad miliard złotych.

Bartosz Krzyżaniak

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: przedłużenie | kiełbaski | Wyborowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »