Dr Leszek Borkowski o AstraZenece: Trzeba wyważyć korzyści i ryzyko

- Powiem coś bardzo okrutnego: jeżeli podajemy jakąkolwiek szczepionkę i ona wywołuje poważne niepożądane odczyny poszczepienne łącznie ze zgonami w skali np. jednej tysięcznej procenta, to co jest ważniejsze: uchronić populację przed daną chorobą zakaźną, czy też wycofać szczepionkę? - mówi farmakolog, dr Leszek Borkowski. W rozmowie z Interią odpowiada również na pytania dotyczące szczepionki AstraZeneca.

Dominika Pietrzyk, Interia: Szczepić się AstraZenecą czy nie szczepić?

Dr Leszek Borkowski, farmakolog: - Szczepić się szczepionką AstraZeneca, bo jest tak samo dobra jak inne szczepionki. Dzisiaj wokół szczepionki AstraZeneca pojawia się wiele informacji, które są bardziej emocjonalne niż racjonalne. Jeżeli ktoś po szczepieniu ma jakieś problemy zdrowotne, to zawsze trzeba sprawdzić, czy te problemy zdrowotne wynikają z przyjęcia szczepionki, czy też są niezależne. Jeśli powiem, że ktoś, jeżeli zakłada kapelusz, to zawsze gubi pieniądze, to wcale nie oznacza, że zakładanie kapelusza jest związane z gubieniem pieniędzy. Musi być związek przyczynowo-skutkowy. To co się dzieje przy lekach, to po pierwsze rejestrowanie działań niepożądanych i potem określanie związku przyczynowo-skutkowego. Ludzie, którzy szczepią się AstraZenecą, mają inne schorzenia, przyjmują różne leki w związku z chorobami współistniejącymi. Związek przyczynowo-skutkowy jest tu bardzo ważny, bo pozwala podejmować mądre i uzasadnione decyzje.

Reklama

W przypadku Pfizera i Moderny nie słyszeliśmy jednak o aż takich kłopotach po zaszczepieniu. Czy wobec tego sygnalizowane problemy z AstraZenecą to jedynie burza w szklance wody?

- To trzeba badać i analizować. Gdybyśmy wcześniej podali tym osobom, które zareagowały źle po szczepionce AstraZeneca, szczepionkę Pfizera i nie byłoby skutków ubocznych, to dzisiaj moglibyśmy powiedzieć: "tak, winna jest szczepionka AstraZeneca". Ale tę szczepionkę dostawali różni ludzie, a wyciąganie takich prostych wniosków w nauce źle się kończy, bo konkluzje są niestosowane. Niewłaściwe i nieprawdziwie.

- Wracając do szczepień, chciałem powiedzieć, że wiele leków wywołuje problemy z zakrzepami, a w następstwie zakrzepów pojawiają się zatory. Działają tak np. niektóre antybiotyki, leki stosowane w psychiatrii. Jest trochę leków powodujących takie objawy i ludzie nie do końca zdają sobie z tego sprawę, a mimo to te leki przyjmują. Bo istnieje coś takiego jak stosunek korzyści do ryzyka. 

- Ryzyko jest zawsze przy każdym leku. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę jak duże ono jest, nie zawsze znamy to ryzyko, ale ono istnieje. Na jedną szalę wagi kładziemy korzyści z przyjmowania leku, a na drugą szalę kładziemy ryzyka i w zależności od tego co przeważa, taka jest decyzja. Musimy się zastanowić i teraz powiem coś bardzo okrutnego: jeżeli podajemy jakąkolwiek szczepionkę i ona wywołuje poważne niepożądane odczyny poszczepienne łącznie ze zgonami w skali np. jednej tysięcznej procenta, to co jest ważniejsze: uchronić populację przed daną chorobą zakaźną, czy też wycofać szczepionkę? To tak samo jak z transportem lotniczym. Samoloty ulegają wypadkom i są to ogromne tragedie, a mimo to samoloty latają. Takie samo podejście powinno być w stosunku do leków, a szczepionka jest lekiem. Powinniśmy wziąć pod uwagę korzyści, które przeważają nad ryzykiem.

We Włoszech czy w Irlandii, które zawiesiły stosowanie szczepionki AstraZeneca, przeważyło ryzyko?

- Wygrała histeria. Skala zastosowanej tam prewencji - bo to jest działanie prewencyjne - jest niewspółmierna do korzyści. Dzisiaj walczymy o to, żeby jak najwięcej ludzi jak najszybciej zaszczepić. Robimy to dlatego, żeby było mniej hospitalizacji, mniej zgonów i żeby wirus nie mutował. Proszę pamiętać, że jeżeli wirus jest na poręczy na schodach, to on śpi, natomiast jeżeli przez moje dłonie się dostanie do górnych dróg oddechowych, to zaczyna się namnażać, czyli replikuje. Jak replikuje, to mutuje. I my się boimy, żeby te mutacje nie poszły w kierunku takim, że będzie 10 razy zgonów więcej na świecie niż teraz.

- Często w przypadku pandemii do głosu dochodzą decyzje polityczne niemające nic wspólnego z rozumem. Każda partia chce się utrzymać przy władzy jak najdłużej i każda robi to, co według niej pozwoli utrzymać tę władzę. I każda partia czasami popełnia kardynalne błędy, wplątując się w głupotę. 

Sądzi pan, że w krajach, które zawiesiły stosowanie szczepionki AstraZeneca, doszły do głosu kalkulacje polityczne, bo pacjenci okazali niezadowolenie ze skutków ubocznych występujących po zaszczepieniu preparatem?

- Do głosu doszła, po pierwsze, histeria polityczna, chęć wykazania się czujnością, tylko akurat ta czujność nie była najmądrzejsza, bądź też zwątpienie. Proszę też pamiętać, że jest coś takiego w polityce jak owczy pęd plus głupawka naukowa. Trzeba chłodnym rozumem rozdzielać te rzeczy i na bazie chłodnego rozumu podejmować decyzje.

Skąd ograniczenia wiekowe dla stosowania szczepionki AstraZeneca? Niektórzy odbierają to jako sugestię, że preparat może stanowić zagrożenie dla osób starszych.

- Nie, on nie stanowi żadnego zagrożenia. Ludzie nie wiedzą, na czym polega rejestracja leków. Wytłumaczę na przykładzie, na czym to polega. Jeżeli w badaniu klinicznym brali udział tylko łysi, to mogę powiedzieć, że lek pomaga tylko łysym. Osoby, które nie są łyse, też mogłyby być leczone tym lekiem, ale rejestracja nie pozwala na wyciąganie wniosków niepopartych badaniami klinicznymi. Jeżeli firma dobrała sobie taką grupę ludzi do badań klinicznych, to rejestracja odnosi się wyłącznie do tej grupy. AstraZeneca wybrała do badań klinicznych populację do 65. roku życia i tak było początkowo zapisane w charakterystyce.

- Jeżeli ustawię w jednym rzędzie osoby w różnym wieku i jedna z nich będzie miała 65 lat, a druga 67 i mają podobny stan zdrowia, to dlaczego lek ma pomóc 65-latkowi a 67-latkowi już nie? Pamiętajmy też, że wiek metrykalny, który wynika z naszej daty urodzenia, nie jest wiekiem biologicznym. Od razu mówiłem, że takie rozróżnienie wieku przy szczepionce AstraZeneca to głupota.

Wspominał pan o mutacjach wirusa. Czy istnieje ryzyko, że będziemy już zawsze szczepić się na koronawirusa, bo będzie on o krok do przodu z postępującymi mutacjami?

- Powiem tak: koronawirus jest już wirusem endemicznym, czyli takim, który z nami mieszka i będzie mieszkał, tak jak sąsiad za ścianą. Czy będziemy musieli się szczepić, to czas pokaże. Być może wszyscy wykształcą przeciwciała, które będą nas chronić przed koronawirusem. Wokół nas mieszka bardzo dużo złych wirusów i złych bakterii i one co jakiś czas podnoszą głowę. I osoby o słabszym układzie immunologicznym ulegają zakażeniom. Taka jest biologia.

Rozmawiała Dominika Pietrzyk

Przekaż 1 proc. na pomoc dzieciom - darmowy program TUTAJ

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »