Jak w rzeczywistości mogą wyglądać emerytury stażowe? Są konkretne pomysły
PiS tuż przed wyborami deklaruje otwarcie drogi do emerytur stażowych, mimo że blokował projekty je wprowadzające, które leżą w sejmowej zamrażarce. - Ta zmiana wynika z obawy przed porażką wyborczą. Uważam, że należy wprowadzić rozwiązania adresowane do spracowanych, jednak "stażówki" się do tego nie nadają - ocenia Tomasz Lasocki, ekspert systemu emerytalnego z Uniwersytetu Warszawskiego.
Związki zawodowe o emerytury stażowe walczą od lat. Zarówno OPZZ jak i "Solidarność". Obietnice ich wprowadzenia złożył w kampanii wyborczej prezydent Andrzej Duda, ale upłynęło kilka lata zanim padła deklaracja konkretnej propozycji i potem projekt.
Do Sejmu w grudniu 2021 roku wpłynęły dwa nowe projekty dotyczące emerytur stażowych, prezydencki oraz obywatelski projekt "Solidarności" (obydwa znacznie się różnią) i na długo tam utknęły. Były interwencje związkowców, protesty i listy między innymi do marszałek Witek, premiera Morawieckiego czy szefowej sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny Urszuli Ruseckiej, w sprawie odblokowania prac.
Premier tłumaczył, że nasz wiek emerytalny, który dzisiaj jest jednym z najniższych w Europie, byłby jeszcze niższy. A we wrześniu ubiegłego roku Jarosław Kaczyński mówił, że na emerytury stażowe trzeba będzie zaczekać, gdyż w tym momencie nas na to niestety nie stać. W ostatnią środę lider PiS przy podpisywaniu porozumienia z "Solidarnością", zadeklarował, że droga do emerytur stażowych została otwarta.
Żadne konkrety poza tą zapowiedzią nie padły, ale zdaniem ekspertów z którymi rozmawiała Interia Biznes, moment takiej obietnicy nie jest przypadkowy.
- Półtora roku temu twierdziłem, że zalanie gospodarki niespodziewaną falą młodych emerytów może się wydarzyć tylko, jeśli przed rządzącymi stanie widmo porażki wyborczej. Jesteśmy właśnie świadkami realizacji tego scenariusza. Warto przy tym podkreślić, że w porozumieniu rządu z "Solidarnością" jest mowa tylko o emeryturach pomostowych, zaś temat "stażówek" został niby mimochodem rzucony przez prezesa partii. Na razie jesteśmy więc na etapie badania reakcji elektoratu i "uwodzenia" tylko perspektywą obietnicy, a nie po stwierdzeniu, że zostaną one wprowadzone - komentuje Tomasz Lasocki, ekspert z zakresu zabezpieczenia społecznego z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Podobnie tę zapowiedź ocenia Oskar Sobolewski, specjalista z zakresu rynku emerytalnego i rynku pracy.
- Temat emerytur stażowych staje się najbardziej aktualny w czasie kampanii wyborczej. To była jedna z głównych obietnic wyborczych podczas obu kampanii wyborczych prezydenta (w 2015 i 2020), później pomimo złożonych w 2021 roku dwóch projektów ustaw nic się nie wydarzyło w tej sprawie. Słowa o "otwartym temacie", dotyczącym emerytur stażowych to przede wszystkim kolejna obietnica wyborcza. W modelu zaproponowanym przez "Solidarność", w obywatelskim projekcie dotyczącym emerytur stażowych, który od 2021 roku czeka w Sejmie na procedowanie, byłoby to przede wszystkim kolejne obniżenie już i tak niskiego wielu emerytalnego - ocenia Oskar Sobolewski.
Konkretów poza zapowiedzią o "otwartej drodze" nie ma, więc cały czas nie wiadomo czy chodzi o zapowiedź powszechnego systemu stażowego czy ograniczonego ostrymi warunkami. Prezydencki projekt był obwarowany ostrzejszymi wymogami niż ten autorstwa "Solidarności".
Eksperci podkreślają, że jeśli będzie źle skonstruowany może być drogi, ale wcale nie skorzystają ci najbardziej spracowani.
- Jeśli wymogiem będzie pokazanie długiego stażu czy to składkowego czy również nieskładkowego, to łatwiej ten wymóg spełni przedstawiciel klasy średniej niż osoba wykonująca niskopłatne prace - często z przerwami, nie zawsze w ramach ubezpieczenia. Spracowani nie będą stanowili nawet większości pobierających, a koszty będą ogromne - ocenia Tomasz Lasocki. Tłumacząc, że złożą się na nie po pierwsze wypłaty samych świadczeń, brak wpłat nowych składek za te osoby, zmniejszenie liczby osób dostępnych do zatrudnienia, zmniejszenie możliwości konsumpcyjnych gospodarstw tych osób, a w konsekwencji zmniejszenie potencjału konsumpcyjnego dla gospodarki oraz konieczność przyznawania dodatkowych świadczeń emerytom z minimalnymi świadczeniami jak choćby "14. emerytura".
- Nawet emerytury wprowadzane za Jaruzelskiego nie były przyznawane tak szerokim gestem, ponieważ wówczas wymagany był staż pracy w szczególnych warunkach lub o szczególnym charakterze. Dodatkowo w tamtym czasie na rynek pracy wchodził powojenny wyż demograficzny, a porodówki pękały w szwach. Dzisiaj sytuacja demograficzna jest dokładnie odwrotna. Zapowiadając "otwarcie drzwi emeryturom stażowym" wspomniano o pokoleniu pracujących w latach ’80. Rzeczywiście to będą świadczenia głównie dla nich. Młodsi oprócz tego, że je sfinansują, zdecydowanie rzadziej się na nie załapią, ponieważ wchodzili oni na rynek pracy w latach ’90 tj. po "wynalezieniu" umów cywilnych, zwolnień studentów z ubezpieczeń przy zleceniach, mikroskładek dla samozatrudnionych czy pracy na czarno - podkreśla Lasocki.
Jak dodaje, znawcy systemu emerytalnego - w tym również w kręgach rządowych wiedzą, że wprowadzenie tak skrojonych świadczeń to eufemistycznie ujmując nie najlepszy pomysł, który jest sprzeczny z deklaracjami rządu związanymi choćby z KPO. Nieprzypadkowo temat "stażówek" był "mrożony" w zasadzie od 2015 r.
Według Oskara Sobolewskiego, patrząc na system emerytalny, należy przede wszystkim rozpocząć zmiany mające na celu wyrównanie i podwyższenie wieku emerytalnego. - Częścią tych zmian mogłoby być wprowadzenie emerytur stażowych, z proporcjonalnie wyższym i równym dla obu płci stażem. I przy odpowiednio wyższym stażu np. 45 lat. Tylko to powinno być elementem reformy wyrównania i podniesienia wieku, jako rozwiązanie kompleksowe - uważa Oskar Sobolewski.
Tomasz Lasocki zamiast powszechnych emerytur stażowych proponuje bardzo konkretne rozwiązanie skierowane dla tych, którzy rzeczywiście nie są w stanie dłużej pracować.
- Należy wprowadzić rozwiązania adresowane do spracowanych, jednak "stażówki" się do tego nie nadają. Przede wszystkim powinien być stworzony system zmniejszania uciążliwości pracy, by osoby je wykonujące mogły być aktywne nie krócej niż inni. Jeśli jednak miałoby powstać świadczenie, które umożliwi wcześniejszą dezaktywację zawodową, to po pierwsze trzeba byłoby ustanowić specjalne katalogi stażu obejmujące tylko osoby wykonujące prace szczególnie uciążliwe. Dzięki temu możliwe będzie skrócenie wymaganego okresu z 40+ - jak to się zapowiada przy "stażówkach" raczej do 25 lat rzeczywistego wykonywania takiej pracy i bez wymogu odłożenia na minimalną emeryturę w systemie zdefiniowanej składki, by wykonujący najtrudniejsze, niskoopłacane prace mogli z tego świadczenia skorzystać. Po trzecie nie powinna to być emerytura, ale świadczenie przedemerytalne, by skorzystanie z niego drastycznie nie obniżało emerytury. W przeciwnym razie wypłaty z ZUS prędzej niż osoby spracowane z przerwami w ubezpieczeniu dostaną członkowie rad nadzorczych, wspólnicy spółek, czy nawet alumni szkół doktorskich - argumentuje ekspert Uniwersytetu Warszawskiego.
Monika Krześniak-Sajewicz