Kosiniak-Kamysz: Podniesienie wieku emerytalnego trudne, ale konieczne

- Brak reformy oznacza niskie emerytury dla przyszłych pokoleń i wysoki deficyt systemu emerytalnego - ostrzegał w czwartek szef resortu pracy Władysław Kosiniak-Kamysz. Mówił, że podwyższenie wieku emerytalnego przyczyni się do rozwoju gospodarczego Polski. Przemawiający w trzeciej kolejności Jarosław Kaczyński stwierdził, że ustawa sprowadza się do likwidacji zasady solidarności społecznej. Debata odbywała się przy pustawej sali, nie było na niej premiera Donalda Tuska.

- Brak reformy oznacza niskie emerytury dla przyszłych pokoleń, niższy wzrost gospodarczy spowodowany ubytkiem osób w wieku produkcyjnym oraz wysoki deficyt systemu emerytalnego, ograniczający wydatki na rozwój - powiedział w Sejmie minister.

Podkreślił, że efektem zmian będą wyższe emerytury oraz stabilny rozwój gospodarczy. Minister zaznaczył, że projekt jest wynikiem kompromisu PO-PSL i wyrazem świadomości koniecznych reform oraz odpowiedzialności za bezpieczeństwo finansowe obywateli i gospodarki.

Kosiniak-Kamysz poinformował, że zmiany będą stopniowe i w niewielkim zakresie będą dotyczyć osób w wieku tuż przed emeryturą. Zrównanie wieku emerytalnego nastąpi dopiero w 2040 r., z tym że mężczyźni osiągną nowy wiek emerytalny w 2020 r.

Reklama

- Rozłożenie zmian na lata pozostawia czas na dostosowanie rynku pracy zarówno po stronie pracowników, jak i pracodawców. (...) Nowe regulacje objęłyby kobiety urodzone po 31 grudnia 1952 r. oraz mężczyzn urodzonych po 31 grudnia 1947 r. - poinformował.

Dodał, że zmiana obejmie także - z pewnymi zastrzeżeniami - rolników oraz sędziów i prokuratorów. Przewidziano tu pięcioletni okres przejściowy. Rolnicy będą mogli skorzystać z prawa do wcześniejszej emerytury do końca 2017 r., a sędziowie i prokuratorzy do przejścia w stan spoczynku, jeżeli do tej daty spełnią wymagane warunki.

- Rządowa propozycja reformy systemu emerytalnego to ochrona przyszłych emerytur - przekonywał szef sejmowej komisji finansów Dariusz Rosati (PO) podczas czwartkowej debaty nad rządowym projektem. Jak podkreślił, jest to dokończenie reformy z 1999 roku.

- Projekt rządowy jest uzupełnieniem reformy z 1999 r. Reforma w 1999 r. odsunęła niebezpieczeństwo bankructwo państwa, związane z rosnącymi dopłatami do systemu emerytalnego. Obecny projekt ma na celu ochronę przyszłych emerytur - powiedział Rosati.

Jak podkreślił, gdyby rząd nie zdecydował się na podniesienie wieku emerytalnego, "przyszłe emerytury byłyby na głodowym poziomie dla ogromnej większości emerytów, w tym zwłaszcza dla kobiet".

Rosati zwracał uwagę, że projekt rządowy ma także na celu aktywizację starszych obywateli, zwiększenie podaży pracy i ochronę finansów publicznych. Jak dodał, eliminowane są także przywileje emerytalne różnych grup społecznych.

Po nim głos zabrał Jarosław Kaczyński (PiS). Powiedział, że ustawa jest przygotowana pospiesznie i niechlujnie. Stwierdził, że forsując nowe przepisy "rząd wprowadza w błąd". PiS jest zdecydowanie przeciwko nowemu prawu w tym zakresie. Partia będzie forsować podwyższenie najniższej emerytury i powrót do mechanizmu solidarnościowego. Domaga się także prawa wyboru między OFE i ZUS. PiS złożył wniosek o odrzucenie ustawy w pierwszym czytaniu.

W debacie wzięli potem udział minister finansów Jacek Rostowski (PO) i Janusz Palikot (RP). - Rządowa propozycja jest tchórzliwa - ocenił Palikot. Jednocześnie poinformował, że Ruch Palikota opowiada się za dalszymi pracami na tym projektem. - Ona jest tchórzliwa, bo ona w ogóle, w najmniejszym nawet stopniu nie próbuje się zająć tym, z czego wynika konieczność podniesienia wieku emerytalnego. Można powiedzieć, że to jest reforma, która leczy gorączkę jako skutek głębszej choroby - powiedział Palikot podczas czwartkowej debaty w Sejmie.

Dodał, że chorobą, którą należy się przede wszystkim zająć, jest "tragiczna sytuacja na rynku pracy". - To jest ta prawdziwa choroba; jej skutkiem - oprócz tendencji demograficznych - jest właśnie konieczność podniesienia wieku emerytalnego - mówił szef Ruchu.

Zaznaczył, że z punktu widzenia makroekonomicznego można się zgodzić z potrzebą przesunięcia wieku przechodzenia na emeryturę. - Ale patrząc na najważniejsze wyzwania, przed jakimi stajemy, jest (to) rezygnacją, jest tchórzostwem - powiedział.

Jednocześnie oświadczył, że Ruch Palikota opowiada się za skierowaniem tego projektu do dalszym prac w komisjach sejmowych. Palikot tłumaczył, że debata emerytalna jest bowiem "niepowtarzalną szansą - która nieprędko się zdarzy po raz kolejny, biorąc pod uwagę sposób funkcjonowania PO i PSL (...) - na głębszą diagnozę społeczną".

Przemawiający po nim poseł Henryk Smolarz z PSL poparł reformę emerytalną zawartą w treści ustawy. - Klub Polskiego Stronnictwa Ludowego poprze projekt podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat, ale oczekuje dalszych zmian, nie tylko w systemie emerytalnym - oświadczył. - Klub PSL popiera przedstawiony przez rząd projekt zmian ustawy o emeryturach i rentach z FUS oraz niektórych innych ustaw. Uważamy go za rozwiązanie potrzebne i pożyteczne. Wiemy jednak, że powinien być to pierwszy krok ku rzeczywistym zmianom - powiedział Smolarz.

Czytaj raport specjalny serwisu Biznes INTERIA.PL "Emerytury: Musimy dłużej pracować?"

Według ludowców zmiany powinny objąć nie tylko rynek pracy, ale także edukację, szkolnictwo wyższe, służbę zdrowia oraz kulturę. - Jesteśmy pewni, że jeżeli dziś rząd i Wysoka Izba ograniczą się jedynie do mechanicznego podniesienia wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn do 67. roku życia, to inny - wyłoniony w wyborach powszechnych - gabinet natychmiast wycofa się z tej zmiany - ostrzegł poseł. Dodał, że zapowiedzi takie padały już z ust liderów opozycji.

Zdaniem Smolarza nie ma problemu z wydłużeniem wieku emerytalnego profesorów wyższych uczelni czy adwokatów lub radców prawnych, bo oni chcą pracować dłużej - zarabiają bowiem więcej niż uzyskaliby na emeryturze.

Biznes INTERIA.PL na Facebooku. Dołącz do nas i bądź na bieżąco z informacjami gospodarczymi

- Nie da się tego powiedzieć o górnikach, rolnikach, pracownikach firm budowlanych, czy kobietach pracujących w supermarketach. Bez ich ciężkiego trudu nasze społeczeństwo i gospodarka nie mogłyby funkcjonować - argumentował przedstawiciel PSL.

Klub SLD zgłosił w czwartek w Sejmie wniosek o odrzucenie w pierwszym czytaniu projektu ustawy podnoszącej do 67 lat wiek emerytalny dla kobiet i mężczyzn. Sojusz ocenia, że niezbędne są emerytury pomostowe obejmujące zawody trudne do wykonywania po 60. roku życia.

Sojusz zapowiada ponadto wniosek o wysłuchanie publiczne ze względu na zbyt szybkie tempo prac nad ustawą i niewłaściwe traktowanie partnerów społecznych.

Anna Bańkowska (SLD) oświadczyła w debacie, że SLD jest przeciwny wydłużeniu wieku emerytalnego w formie zaproponowanej przez rząd. Zapowiedziała, że Sojusz zgłosi poprawki do rządowego projektu. W ramach tych poprawek prawo do przejścia na emeryturę miałyby - bez względu na wiek - kobiety po 35 latach, a mężczyźni po 40 latach okresu składkowego.

Bańkowska - w imieniu SLD - za niezbędną uznała "propozycję emerytur pomostowych bis, obejmującą te zawody, które stają się uciążliwymi, szczególnie po ukończeniu 60 lat przez kobiety, a 65 lat przez mężczyzn". - Zatrzymaniu siłą na rynku pracy schorowanych i zmęczonych ludzi będzie towarzyszyć zmasowana ucieczka w renty, wzrost zwolnień lekarskich, wypłat zasiłków - wyliczała Bańkowska.

- Rząd podwyższa wiek emerytalny, aby rzekomo uchronić ludzi przed krzywdą wynikającą z wcześniejszego przejścia na emeryturę. Nic bardziej mylnego. Ludzie zdecydują się dłużej pracować, jeżeli będą mieć siły, możliwości i wyliczą, że to im się opłaca - mówiła posłanka Sojuszu, była prezes ZUS.

"Niewypałem" nazwała rządowy program "50+", który w założeniu miał na celu aktywizację osób starszych, również na rynku pracy. - Zwalniani są doświadczeni pracownicy przed okresem ochronnym. Przykład: fotograf premiera, lat 60 - przykład idzie z góry - mówiła Bańkowska.

Sojusz chce zmiany w sposobie naliczania kapitału początkowego dla matek korzystających z urlopów wychowawczych. Domaga się też, aby wydłużenie wieku emerytalnego nie dotyczyło osób, które skończyły 50 lat. "Bez tej poprawki projekt będzie niekonstytucyjny, bo podważa zaufanie do państwa - oceniła Bańkowska.

Jak dodała, rząd nie przedstawił symulacji, z których jasno wynikałaby konieczność podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat.

- Nie mamy też pewności co do realności wyliczeń, założeń i prognoz, którymi podparty jest projekt ustawy. Są one niemożliwe do zweryfikowania - zaznaczyła Bańkowska.

Nie zgodziła się też z argumentacją, że podwyższenie wieku emerytalnego ma być sposobem na uchronienie Polaków przed głodowymi emeryturami. Jak powiedziała, ponad 2 miliony osób otrzymuje z ZUS świadczenia do 10 tys. zł netto, a 600 tys. osób dostaje "na rękę" około 600 złotych.

Pobierz: program do rozliczeń PIT

Podkreśliła, że już dziś wiele osób wykonujących tzw. zawody uciążliwe ma problem z pracą do obecnego wieku emerytalnego. - Trudno zakładać, że pracownicy budujący drogi, kierowcy tirów, operatorzy dźwigu, murarze, pielęgniarki, przedszkolanki, ratownicy medyczni, kasjerki marketów i inni wykonujący ciężką pracę będą mogli pracować do 67. roku życia - mówiła.

Na emeryturę dopiero w wieku 67 lat? Dyskutuj na FORUM INTRERIA.PL

Bańkowska dodała, że aby podwyższyć wysokość przyszłych emerytur rząd musi podjąć walkę z bezrobociem, fikcyjnym samozatrudnieniem, czy tzw. umowami śmieciowymi. "Inaczej nawet praca do końca życia nie wpłynie istotnie na wymiar świadczeń" - oceniła.

Posłanka Sojuszu zwróciła uwagę na nieobecność w Sejmie premiera Donalda Tuska podczas debaty emerytalnej. Skrytykowała też premiera za to, że o podwyższeniu wieku emerytalnego powiedział nie w trakcie kampanii wyborczej, a dopiero w expose. "Nie wiemy do dziś, co spowodowało, że premier w ciągu tych kilku miesięcy tak radykalnie zmienił poglądy" - zaznaczyła.

Solidarna Polska złożyła wniosek o odrzucenie w pierwszym czytaniu projektu zmian w systemie emerytalnym. W ocenie Beaty Kempy to projekt niesprawiedliwy społecznie, który nie jest przejawem troski o człowieka. Kempa w imieniu klubu złożyła na piśmie wniosek o odrzucenie rządowego projektu.

- To kolejna ustawa prowadzona w takim ekspresowym trybie. Nie zgadamy się na to - mówiła. Dodała, że jej klub wnosi o odrzucenie tego projektu w całości "z powodu niesprawiedliwości społecznej" i "niewsłuchania się w głos narodu", a także z braku obudowania go "ustawami około rodzinnymi i około gospodarczymi". Jej zdaniem zabrakło w tym projekcie "troski o zwykłego obywatela, zwykłego Polaka".

Zapewniła posłów PO, że "przyjdzie taki rząd, który z wielką troską będzie się musiał pochylić nad problemami Polaków". - Będzie taki rząd i będzie niebawem. Jeśli Solidarna Polska nawet nie będzie rządzić, to wymusi na przyszłym koalicjancie kilka podstawowych kwestii, jako antidotum na to, co się dzieje, co proponuje PO - mówiła Kempa.

- Trzeba jak najszybciej wprowadzić rozwiązania prorodzinne, bo po co ta cała reforma, jak nie będzie dzieci - pytała.

Przypomniała, że Unia Europejska nie wymaga wydłużenia wieku emerytalnego. - To nie jest przymus, który wynika z przynależności do UE - to dobrowolne - podkreślała, krytykując projekt. Przypomniała też, że Trybunał Konstytucyjny w swoich orzeczeniach uznał za konstytucyjne rozwiązania, które dają kobietom uprzywilejowany - szybszy wiek przechodzenia na emeryturę.

Oceniła, że poparcie Ruchu Palikota dla projektu, to de facto nowa koalicja i "zabezpieczenie na wypadek, gdyby ktoś z poparcia (projektu - PAP) się wykruszył".

Rysunek z serwisu zboku.pl

Więcej w serwisie ZBOKU.PL

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »