Felieton Gwiazdowskiego: Dlaczego system bankowy nie padnie?

Bartek Pawłowski napisał komentarz do mojego poprzedniego felietonu o pługu i owsiance. Zacznę swoją odpowiedź od kwestii, której rzeczywiście nie poruszyłem - jak mi wytknął - bo to miał być temat na dziś. Z Bartkiem już o tym rozmawiałem, przy wspomnianej przez Niego mięsinie.

Czym jest pieniądz? Jak pisał Milton Friedman "nie jest przedmiotem konsumpcji, ale stanowi tymczasowe ucieleśnienie siły nabywczej, które może zostać spożytkowane do zakupu innych dóbr i usług". A skąd się bierze? Córka, jak miała sześć lat, powiedziała, że "ze ściany". Miała na myśli bankomat. Musiałem jej wytłumaczyć, że biorą się z pracy. 

Ludzi od zarania motywowały do działania - głód, pragnienie i popęd seksualny. To one sprawiały, że wychodzili z jaskiń i szli polować, łowić, zbierać. Były wówczas dwa źródła bogactwa - zasoby naturalne i praca. Nie było jeszcze żadnych pieniędzy. W pewnym momencie naszej historii najwięksi i najodważniejsi "osiłkowie" (siła i odwaga to też jest "zasób" ekonomiczny) zostali wyposażeni w kije, na których jakiejś "podłej postury" osobnik, ale za to z głową pełną pomysłów, osadził ociosany kamień, i poszli polować na mamuty. 

Reklama

Nikt nie finansował produkcji ich nowej broni, dzięki której zwiększył się "dochód jaskiniowy" i powstały nadwyżki - bo całego mamuta nie zdołali zjeść. Posypali, co im zostało takim białym słonym czymś, co później nazwali solą, albo wysuszyli na słońcu. Mogli za tę mięsinę "kupić" ryby, albo grzyby, albo jeszcze lepszy kij z lepiej osadzonym nie nim kamieniem na następne polowanie. Do dziś tak jest - kupowanie to wymiana efektów tego, co robimy, na efekty tego, co robią inni.

Ale ten "inteligencik", co to wymyślił, żeby kamień osadzić na kiju, postanowił przejść na wegetarianizm i nie chciał mięsiny za swoje kije. Więc myśliwi wymienili ją na jajka, które ktoś podebrał ptakom z gniazda i je potem wymienili na kij. W ten sposób jajka stały się pieniądzem - czyli "tymczasowym ucieleśnieniem siły nabywczej" myśliwych, "które zostało spożytkowane do zakupu innych dóbr i usług" - czyli osadzonego na kiju kamienia do polowania. 

Były jednak dość nieporęczne. Podbieracze jajek nie zrobili wielkiej kariery w świecie finansów. Lepsze okazały się kamyki, które po oszlifowaniu świeciły na żółto. Wyspecjalizowali się w ich szlifowaniu złotnicy. Ci, którzy zgromadzili dużo takich kamyków, zanosili je złotnikom na przechowanie. Złotnicy kazali im sobie za tę usługę płacić. Musieli przecież mieć jakiś skarbiec i strażnika do jego pilnowania, a to kosztuje. Szybko się jednak zorientowali, że mogą zarabiać nie tylko na przechowywaniu tych kamyków. Zaczęli pożyczać je innym. Na procent oczywiście. 

Z czasem przestali pożyczać fizyczne kamyki, tylko wystawiali odpowiednie kwity, które można było wymienić na kamyki u innego zaprzyjaźnionego z nimi złotnika w innym miejscu w Europie, a potem nawet w Ameryce. Bardziej innowacyjni wpadli na pomysł, że dzięki tym kwitom mogą pożyczyć więcej złotych  kamyków, niż mają w swoich sejfach, i zarobić procent od pożyczenia czegoś, czego nie mieli. Wtedy w końcu właściciele kamyków zorientowali się, że złotnicy robią ich w trąbę i nie tylko przestali im płacić za ich przechowywanie, ale kazali płacić sobie część zysku z ich pożyczania. Wtedy złotnicy przekonali władców, że to pieniądz tworzy prawdziwe bogactwo, i że niepotrzebne są żadne kamyki. Będą oni na papierze drukować portrety władców z podpisem "legalny środek płatniczy". 

Gdy wartość owsa wyprodukowanego przez farmera jest wyższa od wartości tego, co on sam potrzebował, to ma nadwyżkę swojej siły nabywczej - jak ci myśliwi, którzy kiedyś nie zjedli całego mamuta. Może wybudować spichlerz, żeby trzymać w nim owies. A może go wymienić od razu. Tylko na co, skoro już ma wszystko, co potrzebuje, a nie jest zwolennikiem teorii, że powinien wydać jak najwięcej, żeby swoim popytem ożywić produkcję - zgodnie z teorią Keynesa? 

Zamiast budować spichlerz wymienia owies na "legalne środki płatnicze" i wpłaca je do banku. Powiedzmy, że wpłacił 1000 zł. Kiedyś bank obiecywał, że mu odda mu, powiedzmy, 2 proc. więcej -  1020 zł. Teraz oraz częściej obiecuje, że mu odda... 990. Bo stopy procentowe potrafią być ujemne. Za usługę przechowywania depozytów współcześni złotnicy znów pobierają wynagrodzenie. Ale jeszcze więcej zarabiają na cudownym rozmnażaniu tych pieniędzy. Kiedyś tak się nie dało. Różni alchemicy przez wieki poszukiwali nieudolnie "kamienia filozoficznego", przy pomocy którego mogliby zamieniać metale nieszlachetne w szlachetne. Znaleźli go bankierzy - w pieniądz, który zastąpił złoto, zamieniają papier.

Bank Bartka otwiera takiemu farmerowi rachunek depozytowy, na którym zapisuje 1000 zł. A mnie pożycza 990 (bo powiedzmy, że stopa rezerwy obowiązkowej wynosi 1 proc. i 10 zł z 1000 zł bank musi wpłacić do NBP) i otwiera mi rachunek kredytowy, na który ja obiecuję zwrócić, powiedzmy, 4 proc. więcej - 1040 zł. I ta moja obietnica jest aktywem banku. 

Nawet jak przeputam pożyczone mi pieniądze, obstawiając zwycięstwo Legii (to w polemice Bartka jest dla mnie najbardziej zastanawiąjące, dlaczego akurat Legii?), to dopóki bank się nie zorientuje i nie "wyrezerwuje" tego, co mi pożyczył, może pożyczyć stolarzowi, to co ja obiecałem oddać. A potem na podstawie obietnicy stolarza, że odda, to co pożyczył, może pożyczyć krawcowi. A na podstawie obietnicy krawca - szewcowi.  Dlatego system nie padnie - jak straszy Bartek. 

Odsetki od stolarza, krawca i szewca są tak skalkulowane, żeby oni oddali bankowi to, czego nie oddałem ja. Banki zajmują się przecież "szacowaniem" ryzyka, które biorą "na siebie" jak Orlen opłatę emisyjną. Bank potrafił na przykład sprzedać szewcowi (no takiemu troszeczkę większemu) Cirsa (Cross-Currency Interest Rate Swap). Szewc kupował od banku ryzyko zmiany stóp procentowych... w jenach. Właśnie tak. Nie sprzedawał, tylko kupował. Płacił bankowi za to, że jego ryzyko się zwiększało. Ale to już oddzielny temacik.

Najbardziej banki lubią pożyczać rządowi. Żeby miał na 15. emeryturę, żeby emeryci mieli na owsiankę, buty i ciuchy.  Bo w ten sposób ożywiają popyt, który - jak wiadomo od Keynesa - "ożywia gospodarkę". Emeryci jednak nie podążają specjalnie za modą, więc butów i ciuchów nie wymieniają co sezon. Żeby więc ożywić gospodarkę, buty im się rozklejają, a ciuchy kurczą w praniu. (O tym procederze celowego postarzania produktów, który powoduje "ożywienie gospodarcze" i napędza popyt - głównie na "hajs" - napiszę w przyszłym tygodniu). 

Rząd dla banku to najlepszy klient. Bo nawet jak przeputa pożyczone mu pieniądze na 15. emerytury, to może na spłatę swoich długów zabrać siłą podatki - mnie, farmerowi, stolarzowi, szewcowi i krawcowi. Banki siły wobec klientów nie mogą. Aczkolwiek do niedawna mogły. Miały do dyspozycji Bankowy Tytuł Egzekucyjny. Obstawiam, że wśród znajomych kilku sędziów Trybunału Konstytucyjnego musiało być kilka ofiar nadużywania tego kuriozalnego instrumentu, dlatego zmienili linię orzeczniczą i to, co w wyroku z 2005 roku uznawali za zgodne z konstytucją, w 2015 roku uznali za niezgodne - choć konstytucja się nie zmieniła.

Na koniec ciekawostka. Przedsiębiorstwa, które mają sporo swojej "gotówki", są proszone przez banki, żeby ją sobie zabrały tak między 29 grudnia a 2 stycznia. Albo zapłaciły co najmniej 1 proc. za jej przetrzymanie w tym okresie. Ale kiedyś banki musiały mieć jakiś skarbiec i jakiegoś strażnika. Można więc było budować uzasadnienie, że za przechowywanie złota trzeba przechowującemu zapłacić. A dziś?

Robert Gwiazdowski

Autor felietonu wyraża własne opinie.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Felietony Interia.pl Biznes
Dowiedz się więcej na temat: Robert Gwiazdowski | pieniądz | bank
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »